O koncertach Garricka Ohlssona i Apollon Musagète Quartett w Filharmonii Narodowej w Warszawie na 20. Międzynarodowym Festiwalu „Chopin i Jego Europa” pisze Wiesław Kowalski.
Garrick Ohlsson spotkał się z muzykami Apollon Musagète Quartett na dużej scenie Filharmonii Narodowej dwukrotnie. Podczas pierwszego koncertu w drugiej części artyści wykonali wspólnie Kwintet f-moll op. 34 Johannesa Brahmsa ukończony w 1864 roku. I była to interpretacja ze wszech miar znakomita. Składające się z czterech części dzieło zabrzmiało tak, jakby każdy instrument był w nim najważniejszy, ze wspaniałym wydobywaniem jego harmonii i niepokojącego nastroju. Wszyscy muzycy imponowali dojrzałością w poszukiwaniu interpretacji najbardziej precyzyjnej, jednocześnie przynoszącej widoczną radość ze wspólnego bycia na scenie. W Scherzo. Allegro niemal infernalno-tragiczny nastrój przepięknie podkreślały wydobywane przez Garricka Ohlssona piana. Zaś w Finale. Poco sostenuto, z melancholijnym początkiem, fantastycznie wszyscy instrumentaliści eksplorowali akcenty dynamiczne, które były wachlarzem odmiennych rytmów determinujących pełną tajemnicy, udręki i pogrążoną w mroku muzyczną narrację. Tego dnia cały utwór, w końcu dość dobrze znany melomanom, można było w wielu jego fragmentach odkrywać i postrzegać na nowo, albowiem przyjęte przez muzyków perspektywy i punkty widzenia, ale bez jakichkolwiek ekstrawagancji, były niejednokrotnie, w porównaniu z wcześniejszymi interpretacjami, zaskakujące i nieoczekiwane, za to nie mniej intensywne i wypełnione namiętnością.
Zanim na estradzie pojawił się Garrick Ohlsson, Apollon Musagète Quartett zaprezentował tego dnia Kwartet d-moll op. 34 Antonína Dvořáka. Było to wykonanie w miarę poprawne, choć raczej gorących emocji w słuchaczach nie wywołało. Trudno oczywiście muzykom odmówić dbałości o ekspansywność czy też finezję poszczególnych dźwięków, a także tematów rozpisanych między bólem a tonem nieco weselszym, ale perfekcyjną prezentacją tej interpretacji bym nie nazwał.
Podczas drugiego wspólnego koncertu Garrick Ohlsson sięgnął po twórczość Dmitrija Szostakowicza (Koncert fortepianowy g-moll op. 57), a muzycy Apollon Musagète Quartett zagrali najpierw Kwartet C-dur „Dysonansowy” W. A. Mozarta i Antona Weberna (Langsamer Satz). Dzieło autora „Czarodziejskiego fletu” rozpoczęły dźwięki interesująco granego Adagio – Allegro, ale nie powiem bym do końca pozostał z wrażeniem absolutnej doskonałości tej interpretacji. Paweł Zamojski (skrzypce), Bartosz Zachłod (skrzypce), Piotr Szumieł (altówka) i Piotr Skweres (wiolonczela) ponownie zagrali dość – rzekłbym – zachowawczo, jakby bez polotu i nie do końca mając przekonanie do strategii, którą obrali. Również u Weberna zabrakło mi czegoś, co pozwoliłoby na pełne empatii wejście w rozwijane przez kompozytora tematy i emocje. Mam wrażenie, jakby muzycy byli skupieni bardziej na sobie niż na próbach zespołowego odczytywania tkwiących w utworze motywów i przeżyć, stąd są momenty kiedy ich gra wydaje się dość jednorodna, mało żywiołowa i sugestywna, jakby bez odrobiny spontaniczności, przez to pozbawiona możliwości żywszych reakcji.
Lepiej wypadł kwintet Szostakowicza, w którym Garrick Ohlsson postawił bardziej na wyciszenie emocji niż ich silne eksponowanie. Stąd obecny był w tej propozycji spory ładunek wyciszenia, stoickości, a nawet majestatu, większy niż w innych wykonaniach, dużo bardziej ekstatycznych, gorączkowych, a nawet szalonych.
W sumie obydwa koncerty, może poza Brahmsem, nie wyszły poza wykonawczą poprawność; trzeba przyznać, że wybrany repertuar obiecywał znacznie więcej.
Fot. W. Grzędziński / NIFC