Recenzje

Dom jakich wiele

O spektaklu „Tęsknię za domem” Radosława B. Maciąga w reż. autora w Teatrze Powszechnym w Radomiu pisze Krzysztof Krzak.

Zaledwie tydzień po ogłoszeniu wyników 17. edycji Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej zwycięska sztuka „Tęsknię za domem” Radosława B. Maciąga zagościła na scenicznych deskach. Prapremiera odbyła się 4 października 2024 roku na Dużej Scenie Teatru Powszechnego im. Jana Kochanowskiego w Radomiu w reżyserii samego autora.

Z wielu wypowiedzi Radosława B. Maciąga, w tym także z tekstu zawartego w programie do radomskiego spektaklu wynika, iż autor zawarł w swoim dramacie wiele elementów autobiograficznych związanych z domem rodzinnym w podradomskich Pionkach. Oczywiście nie jeden do jednego, bo dobry dramat wymaga – by nie być reportażem – fikcji obfitującej w intrygujące wydarzenia, zwroty akcji, soczyste dialogi naszpikowane wulgaryzmami, pełnokrwiste postacie. I to wszystko sztuka Maciąga posiada. Akcja dzieje się na przełomie wieków w miasteczku, które swój przemysłowy rozkwit ma za sobą, a rodzina w wyniku ekonomicznych przemian została pozbawiona stabilnego źródła dochodów, co też obniżyło w znacznym stopniu samoocenę niektórych osób, takich jak choćby ojciec głównego bohatera. Ale nie sytuacja ekonomiczna i bytowa jest w „Tęsknię za domem” najistotniejsza. To przede wszystkim rzecz o rodzinie cierpiącej na nieumiejętność właściwej komunikacji, niezdolności do wyrażania uczuć czy prowadzenia normalnej, spokojnej rozmowy o nurtujących problemach. Każda próba dialogu kończy się tutaj wzajemnymi pretensjami, oskarżeniami, zapiekłymi urazami, rzucaniem słów, które bolą i w rezultacie doprowadzają do tragedii. To także opowieść o granicach ingerencji w dobrostan drugiego człowieka. „Nie będziesz mi prostował życia” – mówi ojciec do Macieja, który przybywa do rodzinnego domu z Warszawy, gdzie mieszka i tworzy od kilku lat, by przeprowadzić z ojcem fundamentalną rozmowę w związku z pewnym zdarzeniem, którego głównym „uczestnikiem” był właśnie pan Ireneusz. Dość szybko okazuje się, że taka rozmowa nie jest możliwa, bo większość domowników nie opanowała sztuki spokojnej, rzeczowej rozmowy (ważniejsze jest, aby zapalić papierosa), a na dodatek nie potrzebuje tak naprawdę zmiany dotychczasowego status quo, tak jak nie widzi potrzeby zmiany niemodnych mebli (kawał znakomitej scenograficznej i kostiumograficznej roboty wykonała w tym spektaklu Dominika Nikiel odpowiedzialna także za światła). Maciek, dla którego dom to nie tylko adres zamieszkania, ale przede wszystkim ludzie w nim żyjący, wspólnota ich przeżyć, doświadczeń, wspomnień musi skapitulować. Czy jednak będzie go stać na definitywne zerwanie z tym toksycznym, a w pewnym stopniu także patologicznym układem – tego nie wiadomo, końcowy monolog bohatera daje podstawy do wątpliwości w tym zakresie. Bo może oni wszyscy w sposób specyficzny i nieoczywisty jednak się kochają?

Radomskie przedstawienie to, jak mówi młodzież, prawdziwy sztos! Zarówno pod względem prezentacji problemu (tak mocnego, że aż prowokującego do przyjrzenia się własnym układom rodzinnym i rewizji naszego stosunku do osób bliskich), poprzez koncepcję reżyserską aż po aktorstwo. Obsada jest trafiona w punkt: znakomita jest Izabela Brejtkop jako dominująca Mama, która jednakowoż skrywa we wnętrzu swojego jestestwa porażkę rodzicielsko–małżeńską i niespełnienie; Piotr Kondrat bardzo wiarygodnie, acz oszczędnymi środkami aktorskimi pokazuje dramat Ojca, kiedyś znaczącej persony w zakładzie pracy, a dziś marnującego czas w garażu lub pod miejscowym sklepem; Sylwek, brat Maćka, grany przez Mateusza Palucha zdaje się być pogodzony z losem, z traktowaniem przez ojca (nie tylko w dzieciństwie), a jego bunt jest krótki i bezskuteczny; Elka, ciężarna żona Sylwka (w tej roli Natalia Samojlik), ma widoczne dylematy dotyczące przynależności do tej rodziny; najszczęśliwsza wydaje się być Babcia (Iwona Pieniążek), której „siadła głowa” (czytaj: cierpi na demencję), bowiem nie ogarnia świata wokół niej. Ale przedstawienie „Tęsknię za domem” w Teatrze Powszechnym w Radomiu należy moim zdaniem – z pełnym docenieniem wyżej wymienionych – do Filipa Łannika, początkującego aktora, absolwenta wrocławskiej filii Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie. Takiej potężnej dawki prawdy emocjonalnej już dawno nie doświadczyłem w teatrze. Łannik nie gra Macieja, on nim jest, a w tym byciu skupia się do tego stopnia, iż trudno odróżnić, które zachowania i emocje postaci scenicznej są efektem bliskiej współpracy z autorem, którego Maciek jest swoistym alter ego, a które wynikają z autentycznych przeżyć aktora. Dzięki kreacji Filipa Łannika przedstawienie staje się jeszcze bardziej gęste, poruszające i zapadające w pamięć. Szkoda, że niektórzy uczestnicy prapremierowego spektaklu dostrzegali w nim tylko komediowe akcenty, zwłaszcza te wynikające z użycia przez aktorów tzw. brzydkich słów. A przecież tak naprawdę „Tęsknię za domem” to w najlepszym wypadku komediodramat z naciskiem na dramat.

Fot. Bogdan Karczewski

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , ,