Recenzje

Dowody uczucia

Andrzej Barański: Moja Albinoczka, która potrafiła mocno kochać. Korporacja Ha!art, Kraków 2019 – pisze Izabela Mikrut

Niewiele Andrzej Barański tu pisze – pojawia się w trzech listach do ukochanej i w krótkim wstępie, który ma przybliżyć czytelnikom w ogóle sens i genezę tej przedziwnej publikacji. Ale już kiedy każdy zaczyna zgrzytać zębami na zdanie “zadbałem o każdą karteczkę zapisaną kochaną rączką Albinoczki”, wiadomo, że lepiej nie będzie.

“Moja Albinoczka, która potrafiła mocno kochać” to wyznanie miłości i tęsknota za żoną – wyrażona przez kolekcję drobnych zapisków, kartek z poleceniami lub informacjami, z rzadka – pocztówek albo rzeczywistych listów miłosnych. Nadawczynią jest przeważnie Albina Barańska – zarzuca ona swojego męża kolejnymi sercami, słowem “miłość” odmienianym przez przypadki i zapewnieniami o tym, że kocha. Na dłuższą metę nie do strawienia i chyba tylko walentynki są w stanie przyjąć na rynek tego typu książkę. Barański wprawdzie pokazuje, że można ocalać pamięć o kimś przez zachowywanie każdego świstka, który przeszedł przez “ukochane rączki” – ale dla odbiorców będzie to raczej wdarcie się do czyjegoś intymnego świata, pozbawione treści, a nieco krępujące.

Nie ma datowania kartek, nie ma kontekstów, przy większości drobnych liścików z lodówki nie ma nawet prób transkrypcji: czytelnicy mogą albo rozszyfrowywać wiadomości o tym, że zupa jest na balkonie, czy żeby odgrzewać obiad na wolnym ogniu, a autorka listu poszła do kosmetyczki – albo odpuścić sobie i tylko kartkować tom, sprawdzając, jaką kolekcję karteczek udało się Barańskiemu zebrać. Nie ma komentarzy autora książki – choć może to i dobrze, sądząc po sentymentalnym nie do zniesienia wstępie. Andrzej Barański na początku w kilku słowach przedstawia żonę – i to będzie jedyne miejsce w publikacji, z którego można się czegokolwiek o Albinie dowiedzieć. Nie da się za to odtworzyć historii życia z codziennych notatek, bo nawet jeśli w grę wchodzi jakaś kłótnia, sprzeczka i późniejsze przeprosiny – to przykrywają to zapewnienia niezmiennej miłości. Tylko i wyłącznie o miłość tu chodzi, a nawet nie o sedno uczucia, co o prześciganie się w jej rejestrowaniu. Albina Barańska wprost uwielbia pisać na kartce “kocham, kocham”, męża od pewnego momentu nazywa “ukochaństwem”, zaznacza związek (“mój, mój, mój”). Mnoży to, aż wreszcie odbiorcy odwrócą się od książki – może nawet w poczuciu pewnego zażenowania (bo na pewno – zmęczenia jednostajnością). Podglądanie wyznań miłosnych, za którymi nie idzie absolutnie żadna dodatkowa treść to zabawa dobra dla partnerów – ale tylko dla nich, niekoniecznie trzeba informować cały świat o uczuciu.

Jedyną korzyścią z “lektury” tomu “Moja Albinoczka” może stać się świadomość, że warto zachowywać drobne pamiątki po bliskich – bo potem pozwolą one powracać do szczęśliwych chwil. Wartości artystycznych próżno by tu szukać, a w zapewnieniach o kochaniu oryginalności nie ma: to stałe i monotonne powtarzanie “kocham”, wypisywanie inicjałów – trochę jak działania nieszczęśliwie zakochanej nastolatki, która marginesy zeszytów ozdabia bezwiednie myślami o ukochanym. Ta książka będzie ważna dla Andrzeja Barańskiego – i tylko dla niego…

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,