Daniel Chidiac: A da się! Galaktyka, Łódź 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Uduchowiony mówca motywacyjny, który swoje wie, bo sporo przeżył i książka, której na początku nikt nie chciał wydać, po gruntownym przebudowaniu stała się bestsellerem. Znana to śpiewka i wśród autorów poradników motywacyjnych i samorozwojowych zadziwiająco częsta. Daniel Chidiac robi z niej jednak refren swojej książki, przypomina o swoich destrukcyjnych doświadczeniach stosunkowo często – taki ma sposób, żeby przekonać odbiorców do wcielania w życie całego programu odnowy.
„A da się!” to publikacja w wiadomym gatunku, bez odstępstw od normy przygotowana – jednocześnie może skusić odbiorców swoją objętością. Autor odrzuca bowiem rytm kioskowych poradników i uproszczeń, przez cały czas stara się prowadzić gęstą narrację. Nie znaczy to, że dla leniwych nic nie zaproponuje: stosuje chwytliwe śródtytuły i pogrubienia co ważniejszych wskazówek, od czasu do czasu sięga po punktowe wyliczenia, tabelki czy zestawy pytań, na które trzeba sobie uczciwie odpowiedzieć, żeby znaleźć sens działania. Inspiracją ma stać się sam autor, człowiek sukcesu mimo przeciwności losu. W ogóle „A da się” przygotowane jest jak typowy amerykański poradnik – z niekończącym się zestawem fragmentów recenzji (a właściwie to reklam) na początku. Równie wyświechtana jak ten zabieg staje się metafora podróży – uzasadnia ona podział tekstu na „kroki”, czyli po prostu odrębne części tematyczne.
Chce Chidiac przewodniczyć ludziom. Uważa, że ważne jest samopoznanie i uczy, jak do tego dążyć. Tłumaczy, skąd brać zapał do działania, jak się rozwijać, jak znaleźć siłę napędową do kolejnych wysiłków. Pokazuje znaczenie relacji interpersonalnych i podpowiada, jak je udoskonalać. Nie zapomina o zdrowiu – dbanie o ciało (i przy okazji – osiągnięcie wymarzonej sylwetki) to ważny punkt na jego drodze do szczęścia. Wreszcie – podsuwa wskazówki, jak panować nad swoimi emocjami (tu autor trafia nawet do świątyni na Tajlandii, by od mnichów czerpać porady). Wszystko ma doprowadzić do odniesienia życiowego sukcesu, jakikolwiek by nie był. Posługuje się autor ogólnikami, rzadko odnosi się do przykładów, bo też i świetnie zdaje sobie sprawę, że tylko tak może przyciągnąć odbiorców, w końcu dla każdego szczęście oznacza co innego, a nie można zainteresowanych odstraszać narzucaniem im kompletnie różnej wizji rzeczywistości. Ale też nie wszystkim czytelnikom musi się podobać praca nad duchowością w wymiarze, który Daniel Chidiac proponuje. Trudno natomiast rozdzielić te dwie sfery, w przypadku „A da się” za każdym razem rozwój duchowy spojony jest z pracą nad sobą – i niezależnie od tego, jaki system motywacji akurat autor promuje, wciąż podkreśla znaczenie „niedookreślonych” refleksji. O tyle jest to ciężkie do przeniesienia na rzeczywistość, że każdego kształtuje inny zestaw doświadczeń i akurat w kwestii rozwoju duchowego niekoniecznie można się z autorem zgadzać. Wystarczy jednak czytać „A da się” z nastawieniem na konkrety: tych autor zbiera niemało i oferuje je odbiorcom w całkiem nieźle uporządkowanej formie. Fakt, że sporo energii poświęca na samo przekonywanie odbiorców do swoich podpowiedzi, ale w końcu taka strategia w poradniku motywacyjnym kompletnie nie dziwi.