Graeme Simsion, Anne Buist: Na szlaku szczęścia. Media Rodzina, Poznań 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Graeme Simsion i Anne Buist piszą razem powieść o pielgrzymowaniu i odnajdowaniu siebie. „Na szlaku szczęścia” to książka raczej nietypowa pod kątem fabularnym, miejscami zbyt przewidywalna, a czasami przegadana – jednak różni się od typowych propozycji wydawniczych na tyle, że zwraca na siebie uwagę.
Czytelnicy podążać będą śladami dwojga bohaterów, Zoe i Martina: przybywają oni niezależnie od siebie do Francji, żeby wyjść na pielgrzymi szlak. Każde z nich ma inne cele i inną trasę do przebycia, każde jednak też ma nadzieję, że pielgrzymka pomoże uporać się ze zmartwieniami i traumami. Zoe niedawno straciła męża i nie umie sobie tego poukładać: potrzebuje czasu i przestrzeni tylko dla siebie, chce uporządkować emocje. Martin na szlak chce wyjść z wózkiem i w zbyt ciężkich butach. Wpadają na siebie na początku, ale niekoniecznie z cieplejszymi uczuciami – nie wyrażają wprost zastrzeżeń, jakie mają do drugiej strony, ale w głębi duszy oceniają, i to dość surowo. Mają ku temu zresztą podstawy. „Na szlaku szczęścia” to powieść, w której wszystko powinno prowadzić do romansu – chociaż bohaterowie zachowują się tak, jakby im na swojej obecności nie zależało. Bez przerwy się rozstają, przemierzają różne etapy drogi osobno, spotykają się, licząc na łut szczęścia, albo umawiają, dając sobie możliwość zmiany planów. Myślą o sobie wzajemnie i rozmawiają z napotykanymi podczas wędrówki ludźmi – wydaje się, że każdy, kto wyruszył z Cluny, zna Zoe i Martina – albo za moment ich pozna, żeby dołączyć do grona komentujących lub umożliwiających kolejny etap budowania związku. Zoe i Martin o byciu razem nie myślą, ale nie potrafią siebie wyrzucić z myśli – co już pokazuje potencjał romansowy. Nie flirtują za bardzo, skoro borykają się z różnymi problemami, a do tego – widzą wady drugiej osoby. Kiedy jednak samotnie przemierzają szlak pielgrzymkowy, mają czas na zastanowienie się nad swoim życiem i na wewnętrzną przemianę. „Na szlaku szczęścia” to nie książka, która uczy łatwego osiągania celów czy poczucia szczęśliwości na przekór wszystkiemu. Tani optymizm nie ma tu wstępu, inaczej jest z sentymentami – ale to już można złożyć na karb kreacji bohaterów. Ludzie po przejściach nie muszą się bardzo wysilać, żeby zdobyć partnera – to rodzaj nagrody za dotychczasowe męki. Jeśli jednak rozwiązania fabularne mogą kogoś przekonać, formalne wydają się już trudniejsze do zaakceptowania. Autorzy wymieniają się rozdziałami, piszą fragmenty krótkie i złożone z pozornie nieznaczących scenek. Przez taki podział i brak wyraźnego układu wydarzeń – nastawianie się na to, co przyniesie los i wyobraźnia – powieść traci na tempie. Zaburzenia rytmu dają się wyczuć w lekturze, zupełnie jakby nie obmyślili twórcy punktów kulminacyjnych i rozwoju akcji przed przystąpieniem do pisania. Jedno kontynuuje pracę drugiego, licząc na to, że całość jakoś się sklei – i z tym bywa różnie. Nawet jeśli to książka oparta na faktach czy na doświadczeniach ze szlaku – powinna zostać zredagowana pod kątem beletrystyki, a nie reportażu.