Michał P. Garapich: Dzieci Kazimierza. Czarne, Wołowiec 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Internet skraca odległości. Ułatwia gromadzenie informacji, do których kiedyś dostęp był skomplikowany. Sprawia, że każdy może odkryć w sobie nowe pasje i spróbować swoich sił w obszarach dotąd nieznanych czy mało eksploatowanych. Fakt, że w wielkich rodach, rodzinach, które dbają o podtrzymywanie więzi i kontakt z przedstawicielami najodleglejszych gałęzi – dla samej nawet przyjemności budowania więzi międzyludzkich – i przed internetem pojawiali się kronikarze-amatorzy, którzy dbali o zdobywanie informacji i budowanie społeczności. Teraz jednak start do poszukiwania tożsamości jest ułatwiony, nie trzeba długich przygotowań i podpowiedzi, od czego zacząć, żeby wziąć się do dzieła.
Książka „Dzieci Kazimierza” Michała P. Garapicha może łatwo stać się inspiracją dla kolejnych amatorów genealogicznych analiz. Autor nie zajmuje się bowiem suchym odnotowywaniem dat i faktów, a zdaje relację z własnych prac i działań na rzecz cementowania rodziny. Odkrywa dalekich krewnych, odwiedza ich, ocala pamiątki rodzinne i trafia na wiadomości, które w jego otoczeniu nie istniały, a w pewien sposób kształtują przecież jego tożsamość. Może poczuć radość z poznawania nowych ludzi – nowych, a przecież bliskich przez wspólnych przodków – daje początek nowym przyjaźniom i może rozumieć konkretne decyzje. Poszukiwania genealogiczne prowadzą go przede wszystkim do ciekawych i owocnych spotkań. Są jak droga do skarbu, tyle że skarbów będzie więcej niż można się spodziewać w punkcie wyjścia. Garapich nie tylko zwierza się z odkryć i olśnień rodzinnych, próbuje nadać książce kształt beletrystyki przez wprowadzanie tajemnic i zagadek do rozwiązania. Prowadzi śledztwo – nie zatrzymując się na samym łączeniu odnalezionych daleko krewnych.
I teraz: chociaż bez wątpienia to opowieść prywatna, spodoba się szerszemu gronu odbiorców. Przede wszystkim dzięki podpowiedzi, dlaczego warto dbać o swoje korzenie i poznawać losy przodków – ale również ze względu na literackie zacięcie autora. Michał P. Garapich stara się umelodyjniać narrację, zapełniać ją opisami synestezyjnymi, pełnymi zmysłowych wrażeń. Bardzo dba o literackość, co w dobie pospiesznie kleconych reportaży na wzór internetowych notek przyciągnie do niego odbiorców ze starszego pokolenia. Autor w kolejnych rozdziałach umiejętnie łączy zgromadzone dane, opowieści rodzinne i komentarze, które funkcjonują jak tropy do dalszych poszukiwań, ale też własne odczucia i doświadczenia, przekonania oraz oceny. Osobistymi komentarzami przekona do siebie czytelników, nadaje też lekkości samemu tekstowi: może sobie pozwolić na drobne żarty, anegdoty czy przemyślenia, które nie trafiłyby do naukowego opracowania. Tworzy rodzinną kronikę, bardzo cenną dla konkretnych ludzi – ale szerokiemu gronu odbiorców pokazującą, dlaczego warto podjąć trud i zagłębiać się w losy przodków. Pisze autor zajmująco, ale też ma sporo „zdobyczy”, którymi jest w stanie zaintrygować. Dzieli się entuzjazmem do pracy (archiwistycznej, więc czasami dość żmudnej – chociaż również i takiej, która obejmuje podróże, poznawanie ludzi i miłe spędzanie czasu).
„Dzieci Kazimierza” to książka osobista, jednak można ją poznawać z przyjemnością.