Recenzje na cztery ręce, czyli jeden ZA, drugi PRZECIW
O spektaklu „Badania ściśle tajne” w reżyserii Norberta Rakowskiego z Teatru im. Jana Kochanowskiego w Opolu na 42. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych piszą Anna Czajkowska i Robert Trębicki.
ZA – Anna Czajkowska
Ściśle nietajna diagnoza elit intelektualnych zachodniej cywilizacji
Jedna z najnowszych sztuk Iwana Wyrypajewa, której prapremiera w reżyserii samego autora odbyła się 21 września 2021 roku w teatrze telewizji, na sceniczne deski trafiła w grudniu i dość szybko doczekała się bardzo pozytywnych recenzji. W sztuce rozpisanej w zasadzie na pięć osób (choć na scenie widzimy tylko trzy z nich), Iwan Wyrypajew uderza mocno, celnie i boleśnie (choć nie zawsze oczywistym jest dlaczego). Problemy dotyczące przyszłości naszej planety zderza z zagmatwanymi relacjami międzyludzkimi, sprawami prywatnymi, w których wyraźnie widać hipokryzję, kłamstwo oraz własne zaślepienie uznanych, światowych „autorytetów”. Znany rosyjski reżyser (obecnie już oficjalnie polski twórca, po zrzeczeniu się rosyjskiego obywatelstwa), scenarzysta, dramatopisarz i aktor, zdobywca wielu prestiżowych nagród, przez część krytyków okrzyknięty został następcą Czechowa, a jego twórczość dramatyczną uznano za manifest nowej wrażliwości. Jednak są tacy, którzy nie zachwycają się każdym napisanym przez Wyrypajewa tekstem, bowiem ma on w swym dorobku – z czym się zgadzam – zarówno znakomite, wręcz powalające sztuki, jak i słabsze. Teksty Wyrypajewa nigdy nie są łatwe, frazy wymagające acz melodyjne – nie inaczej jest w wielopoziomowych „Badaniach ściśle tajnych”, które wyreżyserował Norbert Rakowski w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu, w przemyślany, intrygujący sposób eksponując ironiczne spojrzenie i cierpką refleksję na temat kondycji naszych intelektualnych elit.
Rozpisany na głosy dramat, pierwotnie przeznaczony na małą scenę, przypomina jako żywo teatralny eksperyment. Reżyser zmienia kameralną przestrzeń wymyśloną przez Wyrypajewa na otwartą przestrzeń dużej sceny, a obok aktorów i aktorek angażuje grupę performerów w różnym wieku, wyłonioną podczas warsztatów ruchowych. Są to przedstawiciele naszej cywilizacji – różnorodnej i niejednolitej. Rzecz dzieje się w 2019 roku, tuż przed wybuchem światowej pandemii. W badaniach międzynarodowego instytutu New Constructive Ethics (Nowa Etyka Konstrukcyjna) bierze udział sto pięćdziesiąt osób. W imieniu nowojorskiej organizacji, dwie osoby, niewidoczne dla widzów i dla badanych, przeprowadzają pogłębione wywiady, podczas których padają pytania dotyczące przyszłości naszej i naszej planety, między innymi: kryzysu klimatycznego, przeludnienia, wojny, problemu aborcji i eutanazji, rabunkowej gospodarki zasobami ziemi i odpowiedzialności ludzi za ten przygnębiający stan rzeczy. Szybko okazuje się, że tematy powiązane z ogólną wiedzą i naukowym dorobkiem pytanych nie są jedynymi, które zostają poruszone. Głównymi bohaterami sztuki Wyrypajewa jest jedynie trójka z szerokiego grona ankietowanych. Poznajemy pochodząca z Polski psycholożkę integralną Monikę, profesorkę Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku; zaraz po niej na pytania odpowiada młoda biolożka Rachel Donelan, pracownica watykańskiej komisji do spraw bioetyki. Ostatnim z rozmówców będzie neurobiolog, profesor Morgan Smith, prywatnie mąż Moniki. Głosy z offu (warto podkreślić, że nie są to odtwarzane nagrania, stąd różnice w każdej z inscenizacji) coraz częściej zadają pytania dotyczące życia osobistego uznanych naukowców, ich seksualności, poglądów politycznych i osobistych doświadczeń, takich jak na przykład zażywanie narkotyków. Jednocześnie zapewniają, że taka indagacja konieczna jest w badaniach dla dobra ludzkości, a jej przebieg nigdy nie zostanie ujawniony. Wydaje się, że nic nie łączy trojga bohaterów, dopiero druga część spektaklu odkryje niektóre z ich prywatnych tajemnic. Wywiady powoli zamieniają się w intymne wyznania, wręcz rachunek sumienia. Chociaż wszyscy – Monika, Rachel i Morgan oburzają się i żywo protestują, jednak decydują się autorefleksję i odpowiadają na dziwne ich zdaniem pytania. Być może właśnie tego potrzebowali – okazji do szczerej rozmowy?
Aktorzy w tym spektaklu tworzą znakomite trio. Każdy gra inaczej, dając postaci coś z siebie, ale w kontrolowany, przemyślany sposób. Momentami sugestywnie, emocjonalnie, mocno, czasem z koniecznym wyciszeniem. Katarzyna Herman jako pani profesor i psycholog ujmuje swą niepewnością, ciepłem, doskonale odnajdując się w konwencji wybranej przez reżysera. Gładko, z profesjonalną naturalnością wygłasza naukowe wywody oraz długie monologi. To w nich ujawnia uczucia, drżący niepokój. Wszystko, od słowa, krzyku, szeptu, po pełne lęku i rozpaczy skulenie, maleńki gest jest wypracowane i potrzebne. Karolina Kuklińska w roli Rachel jest równie przekonująca. Z uwagą wsłuchuję się w jej argumenty i zdecydowane uzasadnienia twierdzeń – na temat wolności, jej ograniczeń i inne. Ale pod płaszczykiem mocno ugruntowanych naukowo poglądów, pewnej siebie pani biolog, kryje się zwykła, wrażliwa, spragniona bliskości kobieta, umiejętnie pokazana przez aktorkę. Bartosz Woźny jako znany w świecie, pięćdziesięciosiedmioletni profesor, autor ciekawych publikacji z dziedziny neurobiologii znakomicie wyczuwa rytm spektaklu, odczytując niełatwą myśl autora tekstu. Oprócz trójki głównych bohaterów, których zmagania z własnym sumieniem obserwujemy na scenie, niezwykle ważną funkcję pełnią prowadzący wywiady – niewidoczni, lecz słyszalni. Nie wiemy, kim są, ale to właśnie oni porządkują przebieg rozmów, przydają im klarowności, która czasem ginie w intelektualnych wywodach przedstawicieli naukowych elit. Joanna Osyda i Karol Kossakowski ze spokojem, wyśmienitą dykcją pomagają widzom zrozumieć cel wnikliwych pytań. Są cały czas obecni i czujni, co dobrze wpływa na odbiór przedstawienia. Klamrą spajającą ten niełatwy spektakl są sceny zbiorowe, w których bierze udział kilkanaście osób, ożywiając statyczność monologów. To kolejny ciekawy, autorski pomysł reżysera i choreografa Janusza Orlika. Szybko przemieszczający się tłum symbolizuje nasz pośpiech, obojętność, agresję, ale i potrzebę czułości, bliskości, niezależnie od miejsca, w którym przyszło nam żyć. I chyba tu kryje się iskierka nadziei. Ale po rząd dusz sięgają przecież ci „lepsi, dobrze wykształceni”. Katarzyna Herman, Karolina Kuklińska i Bartosz Woźny, kreśląc portrety przedstawicieli elit intelektualnych zachodniej cywilizacji nie pozostawiają widzom złudzeń – ich dwuznaczność, przekonanie o własnej wyjątkowości, brak realnego pomysłu na rozwiązanie prawdziwych problemów ludzkości (a może niechęć do znalezienia takowych), niekonsekwencje w myśleniu, wewnętrzne zakłamanie przerażają. Żyjąc w swej bezpiecznej bańce, Monika, Rachel i Morgan, nie mają ochoty opuszczać własnej strefy komfortu. Czyżby nie było już ocalenia i koniec świata nadciągał z niepokojącą prędkością? W spektaklu, który „biegnie wzdłuż linii pytań”, odpowiedzi udzielają nie tylko światowej sławy badacze czy „autorytety”, ale i my sami. Autor tekstu nie staje tu po żadnej stronie, niczego nie sugeruje i nie krytykuje jednoznacznie poczynań bohaterów. Nakłania jedynie – czasem dość przewrotnie, z ironicznym uśmiechem – do zastanowienia się nad rozwiązaniami problemów, z którymi boryka się dzisiaj ludzkość. Delikatnie, choć czasem zbyt nieczytelnie, prowokuje do polemik.
Konstrukcja spektaklu i tło podkreślają jeszcze złowieszczość obrazu schizofrenicznego charakteru cywilizacyjnych elit. Wszechobecna biel scenografii autorstwa Marii Jankowskiej, dzięki światłom reżyserowanym przez Bogumiła Palewicza przechodząca w zimny błękit, jasna podłoga i rozedrgane ekrany z obrazem kontrolnym potęgują jeszcze uczucie metafizycznego lęku wobec absurdalności losu człowieka. Na środku stoi tylko ławeczka, na której mogą przysiąść badani. Tyle i aż tyle.
Życiowe gry, wynikające być może z tęsknoty za prawdą, bliskością, potrzeba odnalezienia własnej tożsamości, wolności, sensu ukrytego w szeroko pojętej wierze, egzystencjalne problemy, troska o losy ludzkości i całego świata (fałszywa czy nie?) oraz zderzenie prywatnych poglądów z oficjalnie głoszoną etyką, moralnością ukazane bez zadęcia, acz z wnikliwością, porażają szczerością i nie napawają optymizmem. Czy myśl o nieuchronności cywilizacyjnej katastrofy jest jedyną, która przyświecała twórcom spektaklu? Mam nadzieję, że nie.
Kolejne znane słowa do czczej gadaniny
PRZECIW – Robert Trębicki / zwykły widz
„Badania ściśle tajne” to ostateczny dowód na kierunek w sztuce teatralnej, który nazwałbym „wyrypajewszczyzną”. To rodzaj teatru czy seansu pogadankowego, w którym artysta opowiada, co mu się wydaje, ale bez podania sensownego rozwiązania
Po fascynująco erotycznych „Nieznośnych długich objęciach” w warszawskim Powszechnym, naiwno-pijackich „Pijanych” w Dramatycznym, pokojowo-politycznej „Irańskiej konferencji” w zlikwidowanym Teatrze na Woli, przyszedł czas w twórczości Wyrypajewa na rozważania natury ekologicznej i psychiatrycznej. Mamy oto pogadankę o tym, jacy ludzie są źli, bo chcą się nawzajem mordować, jacy są dwulicowi mimo statecznych poglądów, i że w ogóle zbyt dużo ich na ziemi, dlatego dobrze by było tę nadwyżkę zlikwidować. Więc jest mowa i o eutanazji i o światowym holokauście. Do tego dochodzi opowiastka ekologiczna, że ziemia umiera, bo jest niszczona przez… ludzi, ano właśnie, przez ludzi… I ponownie słyszymy jacy to jesteśmy źli, bo – przepraszam za powtórzenie – chcemy się nawzajem mordować… i tak w kółko, w kółko od nowa. A wszystko opowiedziane jest przez ludzi nauki, ludzi sukcesu, statecznych, majętnych, którzy mają od dziecka wpajane praworządne zasady i idee, wychowanych przez wykształconych i majętnych rodziców. Do tego dochodzą rozważania religijne, małżeńskie i aborcyjne…wspomina się Watykan, Polskę, Stany Zjednoczone… taki ładny i modny zestaw dobry dla gazet i telewizji.
Wszystko tu jest do bólu przewidywalne w postaci wariacji na zgrane tematy, a koniec jest łatwy do przewidzenia: wszyscy zginiemy w temperaturowych męczarniach, albo podczas wojny o niższe temperatury. Przypomina to trochę wszystkie te pompatyczne, proekologiczne konferencje prasowe z udziałem Grety Thunberg, której ktoś coś powiedział, a ona teraz te informacje powtarza przed kamerami, przy poklasku wszelkich „zielonych” organizacji. Brakuje jeszcze peletonu aktywistów rowerowych, dla których wszystko poza rowerem to zło. Patoaktyw rowerowy swoje upiorne ideologie wprowadza w życie – widać to coraz bardziej w naszym stołecznym mieście…
Rozumiem, że Wyrypajew próbuje te wszystkie ideologie opisać, taka rola artysty, ale do mnie jakoś to nie trafia i niespecjalnie przemawia. Tak samo jak nie trafia do mnie sam pomysł przesłuchania, bo wymóg szczerej odpowiedzi wynagradzany jest sowitym honorarium. A zatem słuchamy zestawu rozmów z ukrytymi pytającymi, tyle że trudno mówić o jakimkolwiek dramatyzmie czy nawet o aktorskim wyrazie. O tym, jak się w takich sytuacjach rozmawia wszyscy doskonale wiemy. Muszę przyznać, że bardziej podobali mi się aktorzy „ukryci”, którzy grali jedynie głosem – i tu rozpoznałem Joannę Osydę. Oprócz trójki przesłuchiwanych na scenie oglądamy grupę kilkunastu osób – biegających, walczących, tulących się do siebie albo upadających na scenę… Tylko co to miało oznaczać w kontekście poruszanych tematów?
Naprawdę żal mi pomysłu Wyrypajewa, bo nie dochodzi do jego konkretnego rozwinięcia. Na przykład przy pytaniach o seks i preferencje z tym związane, okazuje się, że cała przesłuchiwana trójka prowadzi bujne życie erotyczne, choć nie każdy wie w jakiej konfiguracji. Szkoda, bo mogłoby z tego wyniknąć coś naprawdę ekscytującego.
Podsumowując, przedstawienie Wyrypajewa to „sympatyczny”, ale jednak w oglądzie całości nijaki spektakl, a czy potrzebny i czy konieczny w dzisiejszych czasach? Czy jest w stanie coś w nas zmienić, czy może wyłącznie dodaje tylko kolejne znane słowa do czczej gadaniny? Na widowni aplauzu raczej nie było.
Wielka szkoda, że po spektaklu nie podano informacji o otrzymaniu przez Wyrypajewa polskiego obywatelstwa i w jakiś sposób tego faktu nie uhonorowano. W obecnym wojennym czasie dałoby to więcej do myślenia, niż całe to sceniczne bajdurzenie.