Recenzje

Dwugłos w sprawie premiery „Kopernika” w Operze Krakowskiej

O spektaklu „Kopernik” w reż. Jakuba Szydłowskiego w Operze Krakowskiej piszą Piotr Gaszczyński i Mateusz Leon Rychlak.

Międzygwiezdne show

Na TAK – Piotr Gaszczyński

Kopernik musical to zorganizowane z ogromnym rozmachem widowisko, w którym historia jednego z najsłynniejszych Polaków ukazana jest w sposób bardzo przystępny dla widza. Dzięki spektaklowi, powstałemu z okazji 550. urodzin Kopernika, pomnikowa postać genialnego astronoma schodzi z piedestału, nabierając pełnokrwistego charakteru.

Twórcy przedstawienia w sposób kompleksowy przedstawili historię życia Kopernika. Poznajemy go zarówno od prywatnej, jak i zawodowej strony. Młody chłopak, skromny, spokojny student, kanonik, funkcjonuje w rzeczywistości, którą wyprzedza pod względem intelektualnym o lata świetlne. Jest ówczesny outsiderem, skupionym na plątaninie własnych myśli i obserwowaniu gwiazd. Na drugim biegunie znajduje się jego niesforny brat Andrzej – hulajdusza, utracjusz, wielbiciel kobiet. Gdzieś pomiędzy tymi dwiema postawami, możemy umieści biskupa Łukasza Watzenrode, sympatycznego, nieco rubasznego hierarchę, dla którego geniusz Mikołaja zdaje się być okazją, do ogrzania się w blasku młodego uczonego. To właśnie na tych trzech postaciach opiera się oś całego spektaklu. Symbolizują oni trzy aspekty człowieczeństwa: rozum, wiarę i hedonistyczne uwielbienie życia.

Zanim o dalszych perypetiach „trzech muszkieterów”, należy wspomnieć o rzeczy absolutnie najważniejszej. Mamy do czynienia z musicalem i właśnie muzyczno-taneczna część spektaklu jest jego największą siłą. Sama historia Kopernika nie byłaby tak wciągająca, gdyby nie iście broadwayowskie fragmenty przedstawienia. Są one nie dość, że świetnie zaśpiewane, to przede wszystkim bardzo filmowe, widowiskowe. Igraszki Andrzeja z bliżej nieokreśloną liczbą niewiast naraz, czy palenie książek przez inkwizycję, to tylko dwa pierwsze z brzegu przykłady (w ogóle korelacja religii i erotyki w ciągu całej fabuły przewija się nader często). Dodatkowo dynamicznie zmieniająca się scenografia sprzyja całej widowiskowości przedsięwzięcia.

Jak na głęboko uduchowionego człowieka (w końcu kanonika) Mikołaj Kopernik wydaje się być niezwykle progresywny w swoich poczynaniach. Nie dość, że pozwala swojej siostrzenicy – ex zakonnicy zamieszkać u siebie wraz z mężem, to sam wikła się w dwuznaczną znajomość z Anną Schilling. Choć sceniczna relacja głównego bohatera z Anną nie daje jednoznacznej odpowiedzi na to, jakiego typu uczucie ich łączyło, to nawet jeśli Mikołaj interesował się obrotami ciał nie tylko „niebieskich”, to paradoksalnie czyni go to człowiekiem pełniejszym, bliższym współczesności.

W tle rodzinno-towarzyskich relacji toczy się historia przez duże H. Walki z krzyżakami, hołd pruski, polityczne zawiłości ówczesnych czasów, starcie luterańskiej wizji świata z katolicką – wszystko to oplata głównego bohatera, zmusza go do zdecydowanych postaw, wyraźnych gestów i czynów. Na drugim biegunie jest pracownia, ciężka, mozolna praca, skupienie na tym co na niebie – absolutnie fascynująca postać Kopernika łączy w sobie te wszystkie sprzeczności, godzi je. Gdyby Leonardo da Vinci urodził się w Polsce, miałby swój pomnik w Toruniu.

Kopernik musical pokazuje, jak współcześnie powinno się mówić o historycznych postaciach. Decyzja stworzenia przedstawienia w mniej poważnej, nieco popkulturowej formie była świetnym pomysłem, dzięki któremu, aż chce się sięgnąć po dobrą, wnikliwą biografię astronoma. Jeśli tak ma się świętować okrągłe rocznice urodzin lub śmierci wybitnych Polaków, to już przebieram nogami z podekscytowania w oczekiwaniu na kolejne tego typu realizacje.

O obrotach ciał w operze…

Na NIE – Mateusz Leon Rychlak

,,Moneta gorsza wypiera lepszą”

– Prawo Kopernika

Dzieje się wciąż wokół nas rok Mikołaja Kopernika. Z tej okazji ma miejsce wiele różnych wydarzeń, w tym Światowy Kongres Kopernikański, który odbywał się w trzech miastach Polski, Toruniu, Krakowie i Olsztynie, jako wydarzenie o zasięgu międzynarodowym. W tym duchu Opera Krakowska pod patronatem jednej ze spółek skarbu państwa przeniosła wystawiony po raz pierwszy w maju tego roku we Fromborku musical ,,Kopernik” autorstwa Tomasza Szymusia (kompozytor) i Ałbeny Grabowskiej (libretto) w reżyserii Jakuba Szydłowskiego. Musical w operze, hmmm… Zaczyna się już dosyć nietypowo, ale cóż kryje się pod spodem?

Obawiam się drodzy czytelnicy, że pod spodem kryje się spore rozczarowanie. Opera Krakowska wykorzystując praktyki, można powiedzieć, nieuczciwej konkurencji, stworzyła widowisko z rozmachem iście operowym. Do warunków musicalu zostało one przeniesione wraz ze wszystkimi naleciałościami operowej estetyki, dramaturgii i sposobu prowadzenia narracji.

Po pierwsze, ruch sceniczny w scenach zbiorowych, z wykorzystaniem bardzo rozbudowanych sekcji baletowych i chóralnych, charakteryzuje się precyzją i bogactwem baletu operowego, i zupełnie odbiega od nieco luźniejszej formy, jaką jest musical. Z kolei w scenach, w których występuje dwóch lub trzech bohaterów, ruch ten jest praktycznie niewykorzystany. Aktorzy wychodzą, stają, wypowiadają swoje kwestie, śpiewają partie solowe (z niewielkimi wyjątkami) bardzo statycznie, w towarzystwie monumentalnej scenografii, pośrodku pustej sceny. Jeśli wyrażają ruchem jakieś emocje, czynią to w sposób przerysowany (np. pieśń odrzuconej bohaterki w wykonaniu Agnieszki Przekupień) lub zupełnie nietrafiony (aria Kopernika w wykonaniu Janusza Krucińskiego, kończąca I akt). Wydaje się, że jedynie w scenach, w których występuje postać Andrzeja, brata Mikołaja Kopernika (Wojciech Daniel), położono odpowiedni nacisk na dramaturgię ruchu zarówno indywidualną, u samego aktora, jak i baletową.

Inne okoliczności, które nie są traktowane poważnie, to budowanie napięcia i pewna logika wydarzeń. Na przykład pod koniec pierwszego aktu Kopernik rozpacza w oblężonym Olsztynie. Jest zdruzgotany, scena wygląda tak, jakby właśnie rozegrała się rzeź po zdobyciu miasta. Następuje antrakt i po antrakcie całe to napięcie wygasa, przenosimy się w inne miejsce i czas, zupełnie zapominając o tym, co przed chwilą się wydarzyło. Następnie pojawia się postać Anny Schilling, gospodyni Kopernika. W pierwszej scenie jawi się ona jako zorganizowana i surowa względem roztrzepanej i nieobowiązkowej siostrzenicy astronoma, a już w kolejnej widzimy wszystkich bohaterów tańczących w najlepsze za wyjątkiem tejże siostrzenicy, która targa wiadra z wodą. Wydaje się, że powinien tutaj narastać konflikt pomiędzy dwoma bohaterkami, ale gdzież tam, już w następnej scenie wesoło trajkocą, frywolnie plotkują. Takie delikatne pompowanie balonu napięcia, który po chwili okazuje się być bez uzasadnienia przekłuwany, ciąży nad tym spektaklem.

Kolejne elementy to gra aktorska i partie muzyczne. Żadna z postaci, podkreślam żadna, poza głównym bohaterem i jego bratem (co uzasadnione jest chorobą) nie zmienia się wraz z postępowaniem fabuły. Pod koniec spektaklu widzimy już dosyć podstarzałego Kopernika, poruszającego się powoli, ze starczą manierą mówienia, ale ani Jan Dantyszek (Marcin Sosiński), również podówczas dosyć sędziwy (jak na XVI wiek oczywiście), ani Anna Schilling, ani siostrzenica Kopernika z mężem (Karolina Gwóźdź i Maciej Tomaszewski) nie stają się bardziej dojrzali. Sposób kreowania postaci zupełnie się nie zmienia, jakby dla wszystkich poza głównym bohaterem czas się zatrzymał, pomimo że akcja dzieje się na przestrzeni 50 lat. Z kolei wykonania poszczególnych piosenek, w szczególności solowych, są niesłychanie nużące. Wyposażone w powtarzające się motywy zarówno tekstowe, jak i muzyczne przestają być bardzo szybko atrakcyjne dla odbiorcy. Powtórzenia refrenu trwają w nieskończoność, a zespół taneczny prezentuje się w kolejnej nieistotnej dla akcji sekwencji baletowej.

Do błędów historycznych, które w zasadzie nie mają znaczenia dla odbioru spektaklu, nie będę się odnosił. W końcu to, jakie motywy i elementy życia Mikołaja Kopernika włączono do spektaklu, jest jedynie kwestią wyboru artystycznego, jednakże na jedną nieścisłość historyczną muszę zwrócić uwagę. Mianowicie na błędy w projektowaniu kostiumów (Anna Chadaj), dotyczące pojawiających się w końcu I aktu Krzyżaków, ubranych na przemian w stroje krzyżackie i joannickie (czarne jak i te z białym krzyżem), podczas gdy tych drugich nie było podówczas wśród sił krzyżackich.

Stworzenie tak bogatego w środki wyrazu spektaklu, z muzyką na żywo, pełnym składem baletowym i chórem jest przedsięwzięciem – nawet w teatrach muzycznych w Polsce – nie zawsze łatwym do zrealizowania. W tym jednak przypadku taki pomysł został zainscenizowany na modłę operową, co jest tym dziwniejsze, że reżyser Jakub Szydłowski posiada bogate doświadczenie na polskiej scenie musicalowej.

fot. mat. teatru

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , ,