Lindsay Galvin: Piekielna głębina. Ya!, Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Z pewnością dorośli, którzy umierają na raka, nie chcieliby podobnego losu dla swoich pociech. Iona jest o tym przekonana, a świadomość, że może uchronić nastolatki, które już mają markery rakowe przed cierpieniem i przedwczesną śmiercią, pcha ją do działania. Kobieta pracowała jako onkolog, ale od pewnego czasu zaszyła się w dżungli i pod pretekstem tworzenia ekowioski prowadzi eksperymentalną terapię dla sierot z podwyższonym ryzykiem zachorowania na nowotwory. Opiekuje się dziećmi, które straciły bliskich – może zatem bez większych przeszkód testować na nich swoje pomysły. I chociaż chce dla podopiecznych dobrze, potrafi wprowadzić stan grozy. Nikogo nie informuje o prawdziwych celach badań i przez to jawi się jako wróg. Tyle że młodzi ludzie są wobec niej bezbronni. Nie mogą liczyć na pomoc z zewnątrz – bo nikt o nich nie pamięta. A do tego Iona ma naprawdę starannie opracowany plan, pozornie pozbawiony wad.
To dlatego Aster trafia na tropikalną wyspę. Nie wie, skąd się tu wzięła i dlaczego kamizelka ratunkowa ma dziwne rurki wprowadzane bezpośrednio do jej żył. Nie rozumie, co stało się z innymi ludźmi z ekowioski – z których kilkoro wokół siebie widzi. Wszyscy zachowują się, jakby przeszli obóz przetrwania: wiedzą, co mają robić w prymitywnych warunkach i bez wahania przystępują do budowania schronienia. Aster jednak niczego nie rozumie, a co najgorsze – nie wie, gdzie jest jej młodsza siostra, Poppy. Obie dziewczynki przybyły do Iony, która miała zostać ich zastępczą matką po śmierci tej prawdziwej – mama Aster kilka miesięcy wcześniej odeszła z powodu nowotworu.
Fabularnie – jest to książka dość ciekawa, chociaż Lindsay Galvin w pewnym momencie postanawia zejść z motywu thrillera w stronę powieści s-f i tym odrobinę psuje efekt: o ile łatwiej byłoby czytelnikom uwierzyć w grozę i strach bohaterów poddawanych dziwnym eksperymentom utrzymywanym w tajemnicy, o tyle już motyw życia pod wodą, wyrośnięcia skrzeli i naśladowania gatunku, którego nowotwór się nie ima – jest trochę naciągane. Galvin nie może się też zdecydować, czy interesuje ją poszukiwanie siostry, czy też śledztwo Sama, chłopaka, który poznał Aster i Poppy w samolocie, a później próbuje je odnaleźć. Wygląda to momentami tak, jakby autorka zapominała o motywach mniej wygodnych i podążała za tym wątkiem, który najbardziej jej pasuje w miarę rozwijania akcji.
Na uwagę zasługuje natomiast mocno rozwinięta kwestia chorób nowotworowych – do tej pory funkcjonująca – ewentualnie – jako romantyczna przeszkoda w szczęściu młodych bohaterów. Tu istnieje dość mocno zarysowany problem: ludzie rzeczywiście chorują na raka i odchodzą z tego powodu, często w cierpieniu. Dzieci tracą bliskich, a do tego same mogą podzielić ich los – bo w ich organizmach już znajdują się markery nowotworowe. Lindsay Galvin sięga do tematu, który wywołuje społeczny lęk – i wykorzystuje go do szukania baśniowego rozwiązania. „Piekielna głębina” funkcjonuje jak dostarczający rozrywki thriller (przynajmniej dopóki nie przejdzie w sferę s-f), ale na początku wydaje się bliżej zwyczajnego życia niż w historiach rozrywkowych zwykle bywa.