Julia Furmaniak: Sekret mojego męża. Novae Res, Gdynia 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Kompletnie Julia Furmaniak do siebie nie przekonuje. „Sekret mojego męża” to książka, która ma być erotykiem, ale rozczarowuje w wielu płaszczyznach. Autorka nie ma dobrego pomysłu na rozwój akcji ani na kreacje postaci. Zawodzi w każdym etapie opowieści, od drętwych dialogów między bohaterami, kiedy jeszcze tylko sugeruje przynależność gatunkową, po beznadziejne sceny seksu. Zupełnie jakby wierzyła, że wybór konwencji wystarczy, a reszta zrobi się sama. Otóż: nie.
Zaczyna się od momentu, gdy Natalia wyprawia swojego męża z dziećmi nad morze. Adam Res to biznesmen, który wciąż w coś inwestuje. Zapewnia rodzinie byt i sprawia, że Natalii niczego nie brakuje. Może oprócz towarzystwa. Kiedy kobieta zostaje sama, może poświęcać się swojej pracy, którą traktuje bardziej jako hobby (a przynajmniej tak uznaje Adam). Kwiaciarnia wydaje się błahostką w porównaniu z tworzeniem kolejnych kompleksów wypoczynkowych. Jednak dla Natalii jest ważna. I właśnie kiedy ona planuje promocje na kwiaty, do sklepu wpada Kuba, jej dawny partner. Natalia wita go z wypiętym tyłkiem, co najwyraźniej bardzo się autorce podoba jako pomysł, bo wraca do tego parę razy. Kobieta podejmuje dawną znajomość, zaczyna prowadzić długie rozmowy z Kubą. Pewnego dnia odkrywa, że ma w samochodzie zamontowany GPS – i nikt nie zgadza się na zdemontowanie urządzenia, dzięki któremu Adam zawsze wie, gdzie ona jest.
Autorka próbuje mylić tropy: sugeruje czytelnikom, że pod nieobecność męża ożyje zainteresowanie dawnym partnerem. Służą temu zwłaszcza niekończące się smsowe rozmowy z Kubą: naiwne i beznadziejne pod kątem flirtu. Bohaterowie zachowują się jak nastolatki, w dodatku niepewne siebie. To, co w prawdziwym życiu mogłoby czasami nawet przejść, w powieści zdradza brak wyobraźni i wyczucia. Nie sprawdza się zupełnie. Chce Julia Furmaniak przekonać odbiorców do rodzącego się romansu, ale sama w niego nie wierzy i zamęcza efektem.
Sekret męża dotyczy jego zajęcia i przyczyn dziwnego zachowania. Bohaterka dowiaduje się, jak niewiele wiedziała o mężczyźnie, z którym spędza życie. Jednak odkrycie tajemnicy wcale nie prowadzi do zmian: raczej do podsycenia żądz. Bo wtedy autorka przypomina sobie, do czego chciała w tekście doprowadzić. Pojawiło się absurdalne przekonanie, że erotyki można pisać byle jak. Niby trafiają do najmniej wymagających odbiorczyń, a jednak – nie jest to powód obniżania jakości. Julia Furmaniak najwyraźniej się nad tym nie zastanawia. Tworzy opowieść byle jak, nie przejmuje się ani prawdopodobieństwem, ani wewnętrznymi sensami, ani samą narracją. Jej powieść jest zwyczajnie słaba: to wykorzystanie wyjątkowo chłonnego rynku. Zdradza jednak poważne braki warsztatowe autorki i pokazuje, że nie każdy powinien pisać.