„Niebezpieczna gra” Richarda Stockwella w reż. Giovanny’ego Castellanosa, koprodukcja Teatru Mazowieckiego w Warszawie i Kujawsko-Pomorskiego Impresaryjnego Teatru Muzycznego w Toruniu, pokaz online – pisze Anna Czajkowska.
Richard Stockwell, brytyjski dramatopisarz, w swojej sztuce „Killing time” przygląda się zbrodni, która miała być doskonałą. Autor, z cynicznym uśmieszkiem, odkrywa przed widzem kolejne warstwy mrocznej historii i pokazuje, jak łatwo ulegamy złudzeniom lub wierzymy pozorom. Bohaterowie dramatu kryminalnego, Rick i Jane, prowadzą grę pełną fałszywych tropów oraz ryzyka, zakładając i ściągając kolejne, coraz bardziej nieprzewidywalne w swym kształcie maski. I nie wiadomo dokąd prowadzi niebezpieczna rozgrywka między nimi. Sam tekst nie jest dziełem wybitnym, jednak zainteresował się nim Giovanny Castellanos. Zmarły w listopadzie zeszłego roku kolumbijski reżyser teatralny (odszedł w wieku 40 lat), do Polski przybył pod koniec lat 90. W Krakowie ukończył Wydział Reżyserii Dramatu Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego i tamże, w 2004 roku zadebiutował, przygotowując adaptację sztuki „Oleanna” Davida Mameta na scenie Fundacji Starego Teatru w Krakowie. W kolejnych latach współpracował z różnymi teatrami, wyreżyserował wiele spektakli w Polsce i za granicą, zdobył uznanie widzów i krytyków. W „Niebezpiecznej grze” dostrzegł sporo cech charakterystycznych dla dobrego kryminału i umiejętnie wydobył je w swej inscenizacji.
Przypadkowe spotkanie w supermarkecie i zaskakujące zachowanie mężczyzny staje się początkiem niebezpiecznej, misternej gry. Akcja spektaklu rozgrywa się w ciągu jednego wieczoru w domu Ricka, w którym bohaterowie prowadzą niewinną, uprzejmą rozmowę. Wcześniej Rick pomógł Jane w kłopotliwej sytuacji podczas zakupów – kobieta zapomniała portmonetki (a może ją zgubiła?) i nie mogła zapłacić za zakupy. Rick zaproponował pomoc, zapłacił rachunek, a potem zaprosił Jane do siebie na niezobowiązującego drinka. Dalej wszystko toczy się jak w klasycznym kryminale, z bezwzględną zbrodnią w tle, sprytną intrygą i zaskakującym zakończeniem. Dość szybko okazuje się, że Rick nie jest jedynie sprytnym podrywaczem, a Jane znudzoną żoną, która chce ukarać niewiernego męża i bez wahania zgodzi się na romans z nieznanym mężczyzną. Padają pytania, a potem niespodziewanie, choć niespiesznie, oboje ujawniają jedną mroczną tajemnicę po drugiej. Nieprzewidywalność wydarzeń, dobrze zarysowane sylwetki bohaterów, o ciekawych osobowościach, pozwoliły autorowi na dotarcie trochę głębiej, by dotknąć psychologii postaci, zwrócić uwagę na problemy związane z fałszywymi rolami, które ludzie odgrywają w swym życiu. Po to, by osiągnąć jakiś cel. Jaki? A może autor nie podsunie widzom wyjaśnienia zawikłanej, misternej intrygi?
Dramat Stockwella ma swój rytm, który grający aktorzy – Mirosław Zbrojewicz i Maria Seweryn – umiejętnie wykorzystują. Nie trudno zauważyć, że pewne niedociągnięcia tekstu źle wpływają na odbiór całości. W pierwszej części, w miarę upływu czasu, dialogi stają się nieco banalne i nużące, nie iskrzą wyrafinowaniem i ciągną się zbyt długo. Nieustannie powtarzane słowo „przepraszam” zaczyna irytować. Całe szczęście, w drugiej części spektakl nabiera dynamiki, napięcie i tempo rośnie, akcja gwałtownie przyspiesza. Narastający konflikt zwiastuje ostry punkt kulminacyjny, a niebezpieczna gra przeradza się w brutalny, psychologiczny thriller. Dzięki znakomitej grze aktorów, fikcyjni bohaterowie zyskują pozór autentyczności (mimo lekkiej sztuczności w tekście i przewidywalności niektórych zachowań).
Mirosław Zbrojewicz, który znakomicie radzi sobie z różnymi wyzwaniami scenicznymi (w zeszłym roku zwrócił uwagę krytyków i widzów intrygującą rolą Leara w „Królu Learze”, w reżyserii Anny Augustynowicz), jako Rick jest równie dobry. I wcale nie czuję się zaskoczona, znając możliwości i umiejętności tego aktora. W „Niebezpiecznej grze” Zbrojewicz kreuje postać atrakcyjnego, ale niegrzecznego mężczyzny z szorstkim urokiem. I nagle jego Rick zmienia się w zaskakujący sposób – aktor pokazuje, jak uroczy mężczyzna, niepoprawny podrywacz, przeradza się w drapieżnika – zimnego i wyrafinowanego. Pozornie opanowany, tłumi w sobie emocje, bardzo ludzkie, które przydają jego zachowaniu łagodności (tak! nawet jeśli wydaje się to sprzeczne z treścią). Aktor przykuwa uwagę widza skrywaną tajemnicą, powoli ujawnianymi uczuciami, co w zderzeniu z energią i gwałtownymi reakcjami Jane, nadaje smaku całej intrydze. Maria Seweryn gra z konieczną dynamiką, powoli odsłaniając prawdziwe oblicze roztargnionej – ale tylko z pozoru – kobiety. Przypomina kameleona zmieniającego barwę – znudzona, bogata żona nagle staje się kimś zupełnie innym, by po chwili zaskoczyć widza kolejnym „kolorem skóry”. I do końca nie jest pewne, która z przyjmowanych przez bohaterkę ról jest prawdziwa. Choć sztuka Stockwella jest czystym kryminałem, reżyser stara się przekazać na scenie szczyptę humoru zawartą w całkiem poważnym, mrocznym tekście. Robi to poprawnie, z lekkością, dzięki czemu pewne niedociągnięcia scenariusza stają się mniej rażące.
Spektakl grany w teatrze, z publicznością na widowni, z pewnością byłby przyjemniejszy dla oka i ucha. Niestabilność obrazu, drgania podczas zbliżeń utrudniają odbiór (pytanie czyja to wina – kamerzysty, sprzętu?). Streaming na żywo nie jest tym samym, co oglądanie przedstawienia w teatrze, choć w obecnej sytuacji to jedyny sposób na nawiązanie kontaktu z odbiorcami w czasie rzeczywistym (a raczej jego namiastka). Transmisja online ma swoje wady, poza tym wymaga solidnego przygotowania od strony technicznej. A ta, niestety, szwankuje. I jeszcze mikroporty – czy naprawdę są aktorom niezbędnie? Przecież można je zastąpić odpowiednio ustawionymi mikrofonami.
Mimo tych wad i wymienionych wcześniej uwag, „Niebezpieczną grę” można nazwać ambitną rozrywką i dobrze skrojonym, wartym obejrzenia thrillerem teatralnym z ciekawym „myśleniem dramaturgicznym”. W pomału gęstniejącej atmosferze, dzięki sprawnej grze aktorów i trafnym, budującym napięcie pomysłom reżysera, ludzka psychika i mechanizmy rządzące zachowaniem człowieka wydają się wystarczająco skomplikowane, by wywołać ekscytujący dreszczyk.