Recenzje

Ewelina płacze, a publiczność się śmieje

O spektaklu EWELINA PŁACZE w reżyserii Anny Karasińskiej, zaprezentowanym w ramach 11. edycji WYBRZEŻA SZTUKI w Gdańsku, pisze Magda Mielke.

Ponad cztery lata po premierze, wielokrotnie doceniany i nagradzany teatralny debiut Anny Karasińskiej zawitał do Gdańska. Prezentowany w ramach 11. edycji Wybrzeża Sztuki spektakl TR Warszawa „Ewelina płacze” to produkcja skromna w swej formie, lekka i przyjemna, przepełniona komizmem, lecz też budząca smutek z uwagi na demaskującą aktorską rzeczywistość i prawdę.

Prostota i banalność pomysłu Anny Karasińskiej polega na wpuszczeniu do pustej przestrzeni, imitującej salę prób, czworga aktorów w dresach. Przez prawie godzinę tworzą oni autoironiczną narrację na swój temat, wcielając się w postacie ochotników, zastępujących „prawdziwych” aktorów TR Warszawa, którzy – z uwagi na ciekawsze zajęcia – nie chcieli wziąć udziału w projekcie. Rozpoczynają od wykonania zadań ruchowych, w których wypadają niechlujnie i nieporadnie, wręcz śmiesznie. Później stają na wprost publiczności – każdy na wyznaczonym krzyżyku i opowiadają o tworzonym projekcie – „projekcie eksperymentalnym”, który w porównaniu do innych tego typu przedsięwzięć ma mieć sens. Przedstawiają się – Kasia z Legnicy, Monika z Grudziądza, Janek i Ewelina – każdy z marzeniami o wielkiej, aktorskiej karierze. Zostali wybrani, aby zastąpić Adama Woronowicza, Rafała Maćkowiaka, Marię Maj i Magdalenę Cielecką – czworo utalentowanych, doświadczonych aktorów TR Warszawa, znanych z jego czołowych spektakli.

Ochotnicy opowiadają o swoich postaciach, a także o tym, jak czują się w ich ciałach. Przekazywane przez nich informacje sprowadzają się do paru newsów, kilku faktów rodem z Wikipedii czy znajomości ich wyglądu. Resztę wymyślają sami. Choć mowa o aktorach od lat obecnych w teatrze i na ekranie, których wizerunki w powszechnej świadomości wydają się być skonkretyzowane, to nigdy nie stali się tak rozpoznawalnymi gwiazdami jak choćby wspomniani Ogrodnik czy Cielecka. Kasia jest zachwycona z przydziału. Uwielbia Woronowicza, uważa go za wspaniałego aktora, nie przeszkadza jej nawet łysina aktora. Jest kompetentna i przygotowana, bo przez dwa dni czytała wywiady z aktorem i trzykrotnie obejrzała film „Popiełuszko. Wolność jest w nas”. Podobnie Ewelina, widziała wiele filmów i spektakli z Cielecką, pragnie w przyszłości być jak ona, a nawet czuje z nią emocjonalną więź. Mniej zadowoleni okazują się Monika i Janek. Problem w tym, że nie kojarzą swoich aktorów, a nawet po wygooglowaniu, mają problem z zapamiętaniem ich wyglądu. O Maćkowiaku i Maj nie pisze się w kolorowych gazetach. Monice w kreowaniu aktora doskwiera niemożność pokazania swoich atutów. Janek z kolei chciałby zastąpić kogoś młodszego i chudszego, grającego nie tylko matki i wieśniaczki. Z czasem oboje zaczynają lubić swoje postacie, szanować ich wybory i traktować jak ludzi z krwi i kości.

Tylko z Eweliną jest problem. Ewelina jest prawdziwa. To Ewelina Pankowska, młoda absolwentka PWST, debiutantka. Choć najlepiej z wszystkich przygotowana – przygotowała się z dokonań Cieleckiej – wszystko robi źle. Patrząc na trójkę aktorów dostrzega, że tamci stali się swoimi postaciami, ona nie potrafi. Wątpi w swoje umiejętności i prawdziwość, w pewnym momencie pęka. Ewelina płacze, ale nawet w tym nie jest dobra – za bardzo naturalna, za mało teatralna. Obecność „prawdziwej” ochotniczki i nieobecność Magdaleny Cieleckiej wprowadza na scenie dezorientację. W koncepcie opartym na udawaniu, każda wypowiedź Eweliny jest momentem prawdy, momentem niepasującym i demaskującym założenia.

Komizm sytuacji, w której zawodowi aktorzy udają, że są amatorami, mającymi zagrać aktorów na scenie wynika z autoironicznego mierzenia się ze zbiorowym wyobrażeniem na swój temat. Wywołuje to salwy śmiechu na widowni. Jednak za humorystyczną warstwą skrywa się kwestia zależności między postacią a aktorem, nakładania się i ścierania wyobrażeń oraz prywatnych i publicznych wizerunków.

Prosta z założenia formuła wskazuje także na kilka pobocznych wątków, dodatkowych płaszczyzn spektaklu. Jedną z nich jest opowieść o TR Warszawa – miejscu słynącym z dobrego aktorstwa i eksperymentujących produkcji, a zarazem niewolniku tych wyobrażeń. Na innej płaszczyźnie zdemaskowane zostają hierarchie panujące w zespołach teatralnych – młoda Ewelina jest notorycznie pouczana przez starszych kolegów, nieśmiało się kłania, wychodząc dopiero w ostatnich ukłonach. Co jednak najważniejsze, projekt nazywa i demaskuje powody, dla których utalentowani aktorzy, pomimo wielu lat doświadczeń na deskach teatru i udziału w projektach filmowych, nie zostali popularnymi gwiazdami. Pochopne oceny i krytyka ustępują zrozumieniu, że wybory „prawdziwych” aktorów – działania artystyczne o marginalnym prestiżu i niewielkiej szansie na rozgłos, projekty offowe, stronienie od szołbiznesowego blichtru są mniej lub bardziej świadomą decyzją. Brak gwiazdorskiego bagażu jest czymś, co sprawia, że mogą występować w ocierającym się o autokompromitację projekcie. Nie grają, nie udają, po prostu są na scenie.


Fot. Marta Ankiersztejn


Magda Mielke – absolwentka Dziennikarstwa i studentka Filmoznawstwa na Uniwersytecie Gdańskim. Recenzentka filmowa i teatralna, miłośniczka współczesnej literatury.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , ,