O spektaklu „O!Żenek”, na motywach Nikołaja Gogola, w reż. Anny Gryszkówny w Teatrze WARSawy, pisze Karol Mroziński.
Człowiek zadaje sobie samemu pytania, a sztuka, jako wytwór człowieka pytającego, stara się pomóc w odnalezieniu odpowiedzi. Ta dziwna zależność trwa od początku istnienia cywilizacji i to już tak długo, iż równie ważna, co same poszukiwania, staje się forma owej sztuki. O tym, że to właściwy kierunek wiedzieli już starożytni Grecy, dla których teatr był formą religijnego uniesienia. Oczyszczenie ukazywało jasno, iż pewne dzieła zawierają uniwersalną prawdę dotyczącą nas wszystkich i to dzięki temu teatr grecki przetrwał próbę czasu w przeciwieństwie do jego imperium.
Pamiętał o tym i Gogol, mieszkaniec innego imperium, w którym życie na pewno było nie mniej trudne i nie mniej bolesne, co w zamierzchłych czasach. To z tych doświadczeń czerpał całymi garściami i zapewne za sprawą owej autentyczności jego utwory do dzisiaj cieszą się sporym zainteresowaniem.
Natura ludzka jest taka jaka jest, jedynie możliwości jej odzwierciedlania są nieco odmienne w różnych epokach. A gdzie zobaczyć możemy całą prawdę o kondycji człowieka? W radio? Przecież to medium pozbawione obrazu! W telewizji? Przecież ludzie mają dość poprawności politycznej. Najbezpieczniej zatem chodzić do teatru. A ja nawet wiem, do którego.
W Teatrze WARSawy doczekaliśmy się nowej premiery. Na warsztat został wzięty „Ożenek”, wspomnianego już rosyjskiego dramaturga, pisarza, poety i publicysty. Choć wersja zaproponowana przez Annę Gryszkównę od oryginału nieco się różni, to bez wątpienia nie jest to zlepek tanich chwytów mających na celu jedynie „odświeżenie” tekstu. To raczej efekt pracy kogoś, kto wnikliwie przeczytał całą sztukę i skupił się na wyłuszczeniu tego, co w niej najbardziej istotne, ważne i godne podkreślenia. Sam miałem na początku pewne obawy, mógłbym nawet zawołać za jedną z Gogolowskich postaci: „Fiokła, ja się boję!”, albowiem takie przepisywanie klasycznych już dramatów nie zawsze przynosi zadowalający skutek, a czasami wręcz masakruje intencje czy założenia samego autora. Anna Gryszkówna tego błędu nie popełnia i wprowadza nas do dziwnego świata naszych marzeń. Można powiedzieć, że jako reżyserka, pełni funkcję „Alicji w krainie rzeczywistości”, a jednym z głównych bohaterów spektaklu czyni przedstawiciela płci nie tyle może brzydszej, co bardziej smutnej. Ale czy można być kimś innym w konfrontacji z nie poskromioną siłą, jaką daje dzisiejsza technologia?
„Ożenek” Gogola to historia typowo obyczajowa, to kilka prostych ruchów na szachownicy, których postacie dramatu nie są w stanie dostrzec, ukryci pod wieloma warstwami wykrzywionych min, póz czy grymasów. Natomiast „Ożenek” Gryszkówny to ciągła niepewność, permanentny dystans, niczym bezkresne przesiadywanie na portalach randkowych z oczami wbitymi w dobrze nam znane aplikacje. Zastanawiająca może być również sama forma zapisu tytułu. Czyżby w „O!ŻENKU” chodziło o kolejną sposobność do wymieszania farsy i groteski? To by było zasadne, zwróćmy uwagę, że niedawno wyświetlany film o życiu Zenka Martyniuka również zawierał w sobie szeroko komentowane „Ż”. Tak , żenada – dzisiaj doznać jej jest bardzo prosto, w czasach kiedy wszystko łatwo jest wyśmiać, podważyć i poczuć się lepszym, choćby przez chwilę.
Jak trudno było się przygotować do wyrafinowanego oszustwa rodem z dramatu Gogola, tak dziś równie trudno jest o prawdziwe relacje i uczucia, bez względu na to, o którą płeć chodzi. Jedynie patrząc w przeszłość jesteśmy w stanie dowiedzieć się czegoś o sobie, i kto wie, może pod wpływem spektaklu będziemy mogli coś z tym zrobić. To okazja, by dowiedzieć się czegoś o popełnianych błędach na przykładzie fikcyjnych postaci. Lecz nie bez powodu mamy uczucia własne, to dzięki nim możemy podejmować jak najbardziej rzeczywiste decyzje… Bez obaw, życie jest naszym teatrem.
Fot. Rafał Meszka