Recenzje

Frytki z tęczowym sosem

O spektaklu „Kolorowe sny” wg scenar. i w reż. Szymona Adamczaka i Wojtka Rodaka z Teatru Polskiego w Poznaniu na 43. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Reda Paweł Haddad.

Dyrekcja Macieja Nowaka w każdej instytucji, czy będzie to Teatr Wybrzeże w Gdańsku, Instytut Teatralny w Warszawie czy Teatr Polski w Poznaniu („Najbardziej queerowym mieście w Polsce.”) oznacza, że będzie bezkompromisowo, odważnie i niekonformistycznie. Teatralna scena jest obecnie najbardziej niezależnym i niemożliwym do kontrolowania miejscem wypowiedzi. Internet można ocenzurować, książki spalić lub przemielić, swobodnie wypowiadających się indywidualistów łatwo nazwać oszołomami, szurami, teoretykami spiskowymi, ale teatr, szczególnie miejski, zawsze ma szacunek i jest nieuchwytny dla cenzury. Maciej Nowak potrafi wykorzystać wielką moc teatru do poszerzania wolności wypowiedzi, rozwijania dialogu, zmuszania do myślenia i czucia. Może taka jest właśnie prawdziwa funkcja teatru, jako przechadzającego się po dziedzińcu zwierciadła, które odbija to, co już o sobie wiemy i jednocześnie pozwala zajrzeć głębiej – dostrzec to co nowe i może niewidoczne na pierwszy rzut oka. Czasami może to wydawać  się śmiałe, bezczelne, obrazoburcze, zbyt szorstkie dla mieszczańskiej wyobraźni, ale, być może, w rzeczywistości odróżniające się tylko zewnętrznymi szczegółami, tak samo piękne, wartościowe, pragnące zauważenia i akceptacji.

Uwaga wywiadówka!

Zaczyna się ostro. Osoba aktorska musztruje nas jak rodziców zebranych w szkole, aby omówić wybryki i postępy w nauce dzieci. Tym razem jednak to my jesteśmy uczniami. Siedzimy i wysłuchujemy połajanki. Szkolne ławki kojarzą się z „Naszą klasą” Tadeusza Kantora, ale tutaj nie patrzymy w przeszłość. lecz w przyszłość. Pokolenie Z, czyli osoby urodzone 1995-2012 (zwanym również Post-Millennials, pierwsze pokolenie, dla którego świat cyfrowy istniał od zawsze), nieprzypadkowo kończy tradycyjny alfabet. Ludzkość, nie zawsze zgodnie ze swoją demokratyczną wolą, ale ewoluuje, już nie biologicznie, lecz technologicznie i tożsamościowo. Prosta binarność, świat trzeciej rewolucji industrialnej boomerów i dziadersów będzie coraz mniej przystawał do rzeczywistości. Młodzi nie akceptują narzuconych odgórnie systemowych norm. Co prawda często muszą poruszać się w ich ramach, ale także sprawdzają jak bardzo mogą je przesunąć i być po prostu sobą (tym kim chcą być i jak się czują), a nie jak chcą określać ich inni. Nie ma już zgody na stare zasady kapitalizmu, wyzysk i narzucanie proporcjonalnie sztucznych i wygodnych dla szkoły, pracy, rodziny schematów.  Gombrowiczowskie JA nie daje się już upupić i dokleić sobie gęby. Teraz wreszcie to człowiek/jednostka/osoba ma odwagę decydować o tym na jakich zasadach chce istnieć i współtworzyć ekosystem życia. Wcześniej dojrzewanie było traktowane jako etap, przez który każdy młody człowiek musi przejść, aby przystosować się do odpowiedniej funkcji w społeczeństwie. Teraz to Pokolenie Z zmienia społeczeństwo. Oczywiście młodość wiąże się z siłą przekonań i działaniem pełnym entuzjazmu, choć jednocześnie z historii dobrze wiemy jak często ta spontaniczność i „niewinność” jest uprowadzana przez polityków i innych inżynierów społecznych. Pokolenie Z nie jest tutaj wyjątkiem.

Ludzie boją się emocji

Każdy z nas wie jak bardzo tracimy kontrolę nad tym „kim jesteśmy”, gdy emocje przejmują władzę, gdy ciało migdałowate odpala i zachowujemy się tak, jak wydawało nam się, że nigdy tego nie zrobimy. Dlatego tak niezbędne jest ciągłe poznawanie siebie, bo „wiemy o sobie tylko tyle, na ile życie nas sprawdziło”, samorozwój, terapia, mentalizacja, komunikacja bez przemocy, szczere rozmowy o tym co czujemy i umiejętność nazywania tych procesów stały się niezbędne. Dobra komunikacja z samym sobą (ze swoją świadomością, potrzebami nieświadomymi oraz innymi osobami) daje poczucie siły i zaufania do siebie i świata, a to buduje udaną relację. W dwudziestym pierwszym wieku, zanurzeni w ilości dyskursów, kontekstów i ról, składamy się z tak wielu kawałków puzzli jak chyba nigdy wcześniej w żadnej epoce. Właśnie dlatego poznanie swojej mapy rzeczywistości, swoich „programów”, zaakceptowanie ich, świadome odrzucenie tych, które nam nie służą (niezależnie od tego czy będzie to binarny mężczyzna po połknięciu „redpill” czy niebinarny genderqueer) i życie w zgodzie ze sobą jest największym wyzwaniem i przypomina trochę rozgrywkę w „Minecraft”. (Po rozpoczęciu gry, bohater zostaje umieszczony w stale rozwijającym się i niemal nieograniczonym wirtualnym świecie. Istnieją różne tryby gry – kreatywny, przetrwanie, hardcore, przygoda, widz. Można grać w trybie jednoosobowym lub wieloosobowym). O tym jest to przedstawienie. Gdy mamy odwagę, aby zaakceptować siebie, wyrażać to kim jesteśmy i jak chcemy być traktowani, to nieważne jak bardzo jesteśmy binarni czy niebinarni i czy wolimy całować, przytulać się, kochać z on/ona/ono, bo gdy jestem autentyczny mam siłę. Bycie autentycznym to bycie bohaterem dla samego/samej/dla swojej osoby oznacza po prostu umiejętność bycia szczęśliwym człowiekiem. Nie ma większej życiowej mocy niż (mądre!) i konsekwentne dążenie do realizacji swoich pragnień i osiągania swoich celów.

Najwięcej dokonamy w tym, do czego będziemy najbardziej uzdolnieni.

Przedstawienie ogląda się bardzo dobrze. Młode osoby aktorskie  (Hanna Bargielska, Marcelina Ibron, Julek Makowski, Maria Nowicka, Mikołaj Sałek, Atlas Szewczyk) plus dwójka bardziej doświadczonych (Konrad Cichoń, Monika Roszko) prowadzeni przez osoby reżyserskie (Szymon Adamczak, Wojtek Rodak) performują jednocześnie sceniczne postaci i siebie. Wykonanie jest zniuansowane, z mocną amplitudą budowanego nastroju, od świadomie kabaretowej konwencji, realistycznego odtworzenia sytuacji w sklepie lub uczelni, przez energetyczny występ drag queen i romantyczną piosenkę, do głębokiej intymności w scenie dialogu sióstr lub „spowiedzi” postaci informującej o rozpoczęciu kuracji hormonalnej. Każda z osób aktorskich jest oryginalna w swoim scenicznym wyrazie i dysponuje naprawdę dobrym warsztatem. To ważne, bo tematy społeczne łatwo jest na scenie przerysować, a tutaj mamy prawdziwe, świadome siebie aktorstwo. Nie ma tu przesady, nie ma wymuszania emocji. Klasa sama w sobie.

Tak wiele nas łączy, a Ty wolisz widzieć różnice

Jedna z postaci mówi o tym, że chciałaby, aby druga osoba, która patrzy na nią dostrzegała jej esencję, a nie oceniała tylko przez zewnętrzną formę. Tak jak w Mcdonaldsie gdy kupujesz frytki z sosem, to najważniejsze są te frytki, a nie sos. Ja dostrzegam w tym przedstawieniu oraz osobach je tworzących ogromny potencjał. Ciekaw jestem jaki pomysł ma osoba dyrektorsko-artystyczna, Maciej Nowak, oraz osoby reżyserujące na dalsze rozwijanie tej bardzo ciekawej energii pod szyldem „Kolorowych snów”.

Kolorowe sny, kiedy ja dotykam Ciebie

Zwariowany świat, kiedy w nas

Tańczy pragnienie*

„Kolorowe sny” to pyszne frytki i dobry sos!

*Fragment piosenki zespołu Just 5

fot. BW Pictures/mat. teatru

Komentarze
Udostepnij
Tags: , ,