O spektaklu „Baśń o rumaku zaklętym. Klechdy sezamowe” Bolesława Leśmiana w reż. Anety Jucejko-Pałęckiej w Teatrze Lalka w Warszawie pisze Paulina Sygnatowicz.
„Baśń o rumaku zaklętym”, piąta z „Klechd sezamowych” Bolesława Leśmiana, jaką pokazuje warszawski Teatr Lalka, czaruje dzieci i dorosłych przepiękną oprawą wizualną i poetyckim językiem Bolesława Leśmiana.
W foyer Teatru Lalka, które zostało zamienione na salę teatralną, można się poczuć jak w arabskim pałacu. Za scenę służy dywan w perskie wzory. Młodzi widzowie także mogą usiąść po turecku na rozłożonych dla nich kobiercach. I uważnie słuchać. Skupienie jest bowiem kluczem do zrozumienia tej opowieści, co zresztą na samym początku podkreślą aktorzy.
Kobiety mają głos
Do duetu: Aneta Jucejko-Pałęcka/Wojciech Pałęcki, którzy w ubiegłym roku rozpoczęli w Lalce cykl „Klechd sezamowych” dołączył Andrzej Perzyna. To oni w fantastyczny sposób ożywiają napisaną w 1913 roku przez Bolesława Leśmiana historię miłości perskiego księcia i bengalskiej księżniczki. Kluczową rolę w poznaniu bohaterów odgrywa tytułowy zaklęty rumak, który unosi perskiego następcę tronu w podniebną podróż. Jej przystankiem okazuje się komnata pięknej księżniczki. I jak to w bajkach bywa, na drodze ich szczęściu staje zły czarownik i zauroczony księżniczką sułtan Kaszmiru. Prawdziwa miłość, rzecz jasna, zwycięża, a mężczyźni, którzy próbowali zniewolić księżniczkę ponoszą zasłużoną karę. Z inscenizacji w Lalce wyraźnie zresztą wybrzmiewa przesłanie Leśmiana, który pisał: „Tak niechaj będą karani wszyscy, którzy chcą poślubić młode dziewczęta, nie zapytawszy ich pierwej o zgodę”. Choć dziś takie zdanie może się wydawać ramotą, uważny dorosły widz zrozumie, że wciąż są na świecie miejsca i kobiece sprawy, o których nadal chcą decydować wyłącznie mężczyźni.
Wiklinowy świat
Centralną postacią tej opowieści jest pięknie pomalowany drewniany koń na biegunach. Doczepiono mu ogon i skrzydła z wikliny. To bowiem wiklina posłużyła jako główny materiał do stworzenia scenografii i lalek, którym bardzo zgrabnie nadają życie aktorzy. To nie przypadek. Jarosław Kilian, który odpowiada w tym spektaklu za scenografię i lalki świadomie nawiązuje do pracy swojego ojca – Adama Kiliana. To właśnie on w 1960 roku po raz pierwszy użył wikliny w teatrze lalkowym. I zrobił to właśnie w „Baśni o zaklętym rumaku”, którą wówczas wyreżyserował Zbigniew Kopalka. To z tego spektaklu pochodzi zresztą ogromne słońce, które zawisło nad kameralną sceną. Wykonane z materiału i wikliny, dzięki odpowiedniemu oświetleniu mieni się przeróżnymi kolorami. Światło gra tu niebagatelną rolę – to ono przenosi widza do kolejnych miejsc akcji. Choć sama baśń momentami jest mroczna, zastosowanie materiału i wikliny, w połączeniu z miękkimi dywanami, sprawia, że opowieść nabiera ciepłego, przytulnego wręcz charakteru. Zanurzenie się w ten bajkowy świat to prawdziwa przyjemność.
Teatr rodzinny
Można by się zastanawiać, czy „Baśń o rumaku zaklętym” to faktycznie przedstawienie dla widzów od 4 lat, jak sugeruje Teatr Lalka. Bliskość ubranych na czarno aktorów, zwłaszcza na początku spektaklu, w połączeniu z maskami, które mogą się wydawać nieco przerażające, budzi wśród najmłodszych widzów niepokój. Piękny, poetycki język Leśmiana nie jest prosty, choć aktorzy bardzo się starają, żeby stał się dla współczesnego widza czytelny i zrozumiały. Nie bez powodu „Klechdy sezamowe” są lekturą uzupełniającą dopiero od czwartej klasy szkoły podstawowej. Ale to z jakimi wrażeniami dzieci wyjdą z Teatru Lalka zależy w tym wypadku w dużej mierze i od rodziców – tego, czy oni także będą potrafili „otworzyć swoje oczy szeroko i wytężyć słuch”, aby dać się zauroczyć tej magicznej inscenizacji.
fot. Marta Ankiersztejn