Recenzje

Gdy teatr boli nie tylko symbolicznie

O spektaklu „Dziady / ДЗЯДИ” Adama Mickiewicza w reż. Mai Kleczewskiej Narodowego Akademickiego Teatru Dramatycznego w Iwano-Frankiwsku na Festiwalu Boska Komedia pisze Alicja Cembrowska.

“Dziady / Дзяди” w reżyserii Mai Kleczewskiej to spektakl, który dosłownie boli – nie przypominam sobie, żebym w teatrze czuła tak wielkie napięcie, jakby coś od środka rozsadzało mi głowę. Czy to dobrze? Myślę, że konieczne, w czasach wielkiej konfrontacji z tym, w jakim punkcie jesteśmy jako ludzkość.

A wbrew dynamicznemu postępowi technologicznemu, wielkim kampaniom sukcesu i narracjom gwiazd mediów społecznościowych ten punkt nie jest szczególnie optymistyczny. Boleśnie przypominają nam o tym kolejne konflikty i wojny, w których życie cywilów jest zawsze mniej ważne niż interesy, zyski, zasięgi i wyświetlenia.

“Dziady”, zrealizowane z aktorami i aktorkami Narodowego Akademickiego Teatru Dramatycznego w Iwano-Frankiwsku, otwiera przeraźliwe wycie syreny. Ten okropny dźwięk jest codziennością Ukraińców i Ukrainek od lutego 2022 roku. Jest w nim coś, co wywołuje ciarki, uruchamia mechanizm “uciekaj lub walcz”, alarmuje każdą komórkę – ten stan utrzyma się przez niemal 120 minut spektaklu. Podczas rozbrzmiewającego “Ciemno wszędzie, głucho wszędzie”, “Zemsty na wroga” odśpiewanej przez ukraińskich żołnierzy, kazania księdza Piotra skierowanego do rosyjskich duchownych, wypędzania biesa i podtapiania (w wodzie święconej) Konrada (Roman Łucki), a przede wszystkim podczas Wielkiej Improwizacji. Rozdzierające krzyki Łuckiego (doskonałe aktorstwo!) zdają się tylko z pozoru kierowane do Boga. W tej realizacji mają trafić do Kościoła prawosławnego, do polityków, do wielkich organizacji i instytucji. Dlaczego milczały? Dlaczego milczą?

Brutalny, mocny przekaz wzmacniany jest przez wielkie ekrany – nieraz sceny są przez nie powielane, więc obserwujemy i aktorów i wideo, innym razem pozostaje nam tylko to zapośredniczone źródło. Chwilami przypomina to konwencję mediów społecznościowych, nagrywania z ręki, robienia “lajwa”. Tym bardziej w nagraniu, na którym widzimy “kulturowych” przyjaciół Putina, chociażby Nikitę Michałkowa – na twarzach rosyjskich przedstawicieli kultury i sztuki pojawia się filtr, który sprawia, że zaczynają wyglądać jak zombie.

Ukraińska wersja “Dziadów” składa się z czterech zmodyfikowanych scen trzeciej części dramatu: sceny więziennej (w tym przypadku scena z okopów), Wielkiej Improwizacji, egzorcyzmów i Salonu Warszawskiego/festiwalu w Cannes (to odpowiedź na zakwalifikowanie do konkursu “Żony Czajkowskiego” Sieriebriennikowa, który z jednej strony potępiał rosyjską agresję, a z drugiej apelował o zniesienie sankcji nałożonych na oligarchę Romana Abramowicza).

Ostatnia część odbywa się w foyer teatru. Jest na bogato, jest czerwony dywan i ścianka. Aktorki i modelki pozują do zdjęć w pięknych sukienkach, panowie zbijają piątki, wszyscy się uśmiechają i prężą. Elita się bawi. W tym obrzydliwym przepychu nie ma miejsca na brud, krew i wojenny syf, które obserwowaliśmy jeszcze chwilę wcześniej. Festiwal hipokryzji przerywa kobieta, która zdziera z siebie sukienkę, pokazując napis na ciele: “stop raping us”. Tylko na chwilę zwraca to uwagę zebranego towarzystwa. Brzmi znajomo. To pętla, która coraz mocniej zaciska się na szyi ludzkości. Wszystko interesuje nas pozornie i na chwilę. Nawet wojna. A tym bardziej gwałt, zbrodnia, przemoc.

Ukraińskie “Dziady” Kleczewskiej właściwie nie wymagają wymyślnych interpretacji. Kontekst jest nam doskonale znany. Obserwujemy go od miesięcy, chociaż to przerażające, jak wojna nam powszednieje. Sam spektakl natomiast jest mocno bodźcujący – dźwiękami, rozwiązaniami scenicznymi (widownia siedzi na scenie, później przenosi się do foyer i ogląda na stojąco; wielkie ekrany są bardzo blisko pierwszych siedzeń widzów), zapachem (kadzidła kościelne), ale też dotykiem (wody z kropidła i postaci, które tłoczą się na czerwonym dywanie w Cannes, a my, widzowie, się z nimi mieszamy).

Na koniec jestem oszołomiona. Ciśnienie pulsuje mi w skroniach. Kilka osób płacze. Młoda dziewczyna krzyczy “chwała Ukrainie”. Odpowiada jej zespół z Iwano-Frankiwska. To ludzie, którzy nie mogą powiedzieć o swojej ojczyźnie, że jest wolna, niezależna i bezpieczna. Stoją tuż obok. Ofiary agresji, na które niecierpliwie zerka świat. Zerka i modli się do swoich bożków, żeby zniknęli z tym swoim cierpieniem i pozwolili w spokoju, bez grama wyrzuty pławić się w dobrobycie. To nie spektakl, to doświadczenie.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , ,