O spektaklu dyplomowym „Święta Joanna” George’a Bernarda Shawa w reż. Moniki Strzępki – AST Kraków – pisze Agata Łukaszuk.
Dyplomowy spektakl studentów IV roku Wydziału Aktorskiego krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych to pierwsza z dwóch dyplomowych premier zaplanowanych tu na październik. Do pracy nad przedstawieniem wieńczącym studia młodych adeptów aktorstwa zaproszono Monikę Strzępkę, która podjęła się reżyserii opublikowanej w 1924 roku sztuki George’a Bernarda Shawa „Święta Joanna”. Przeniesiona do czasów współczesnych historia średniowiecznej francuskiej bohaterki narodowej to studium o sile kobiet i pogrążonym w chaosie i trawionym przez kryzysy świecie.
Od światowej premiery „Świętej Joanny” George’a Bernarda Shawa w Garrick Theatre na Broadwayu minęło blisko sto lat. Shaw pisząc dramat chciał zmienić negatywne postrzeganie patronki Francji przez Anglików. Inscenizacja tekstu o żyjącej w pierwszej połowie XV wieku we Francji prostej wiejskiej dziewczynie, która podczas wojny stuletniej, natchniona przez Boga, poprowadziła armię francuską ku zwycięstwu, by ostatecznie pojmana przez Anglików spłonąć na stosie, a następnie stać się francuską bohaterką narodową i świętą Kościoła Katolickiego, miał swoją polską premierę w Teatrze Polskim w Warszawie już w 1924 roku. W roli tytułowej wystąpiła wtedy Maria Malicka. Od tamtego czasu sztuka wielokrotnie gościła na polskich scenach — ostatnio w 1984 roku w warszawskim Teatrze Dramatycznym (reż. Waldemar Śmigasiewicz). Przedstawienie w reżyserii Moniki Strzępki jest więc pierwszą od trzydziestu pięciu lat inscenizacją dramatu. Nieobecność na polskich scenach teatralnych przez ponad trzy dekady może zastanawiać, zwłaszcza że tekst w interpretacji krakowskich twórców okazuje się ciekawą metaforą współczesności i problemów, z którymi musimy się mierzyć w dzisiejszym świecie.
Gdy widzowie zasiadają na widowni, aktorzy są już na scenie. Przestrzeń gry to wnętrze mieszkania: ktoś śpi na starej kanapie, za którą znajduje się kuchnia, pośrodku na dywanie ustawiono niewielki stół i kilka foteli, w głębi sceny, po lewej stronie, ustawiono piętrowe łóżko, na którym jakaś para uprawia właśnie głośny seks, przed łóżkiem na małym starym telewizorze ktoś gra w Mario Bros, ktoś śpi na materacu. Nad drewnianą komodą zawieszono tarczę do gry w lotki. Na ścianie po lewej stronie wyświetlane są natomiast fragmenty wypowiedzi Donalda Trumpa i Grety Thunberg oraz urywki filmów o ekologii przedstawiające między innymi góry śmieci na wybrzeżu – gdzieś w Azji. W mieszkaniu panuje ogólny nieład, w kuchni zalegają pudełka po pizzy i butelki. Całość przypomina posępne studenckie lokum wynajmowane przez grupę znajomych z uniwerku. Pokryta fototapetą z rajską plażą pośród palm z błękitnym morzem ściana w głębi sceny nie pasuje do tej scenerii. Niebiańskie plaże to nie nasza rzeczywistość. XXI wiek to góry śmieci, z którymi nie wiemy, co zrobić, prowadzące do katastrofy zmiany klimatyczne i problemy ze zrozumieniem siebie nawzajem.
Bohaterowie zwracają się do siebie imionami postaci z tekstu Shawa, jednak ani trochę nie przypominają średniowiecznych postaci historycznych — ubrani w zaprojektowane przez Arka Ślesińskiego współczesne kostiumy zdają się być grupą znajomych ze studiów, którzy zamiast imion używają pseudonimów lub przyjmując pseudonimy grają w grę, której zasady są znane tylko uczestnikom zabawy. Mamy tu noszącego damskie buty na obcasach Karola VII (Adam Borysowicz) czy charyzmatycznego Arcybiskupa granego przez Melanię Kowalczyk, który nie dość, że jest kobietą, to w niczym nie przypomina duchownego. Ciekawa jest wymyślona przez Dominikę Knapik choreografia, która w połączeniu z muzyką opracowaną przez Borysa Kunkiewicza tworzy obrazy przypominające kadry z teledysków. Młodzi aktorzy dobrze radzą sobie też wokalnie (wyróżnia się tutaj Aleksandra Samelczak, która daje próbkę swoich wokalnych umiejętności śpiewając „Running up that hill” Kate Bush).
Najciekawszym zabiegiem jest powierzenie tytułowej roli kilku aktorkom. Joanna utkana jest z głosów wszystkich biorących udział w przedstawieniu aktorek, z których każda gra podwójną rolę, przemieniając się kolejno w Joannę w poszczególnych scenach i uwydatniając inne jej cechy (szczególnie w pamięć zapada Kingi Bobkowska jako Joanna-sportsmenka), a wypowiadane wielokrotnie przez główną bohaterkę pytanie „Co nie?” staje się wspólne dla wszystkich wcielających się w nią aktorek. Z jednej strony taki podział tytułowej roli na wiele osób znajduje swoje uzasadnienie w specyfice spektakli dyplomowych, w których żaden z młodych adeptów aktorstwa nie powinien być wyróżniany i istotne jest, by każdy miał taką samą szansę zaprezentowania swoich talentów. Z drugiej strony zabieg ten sprawia, że Joanna to kobieta, która nie jest już wyłącznie heroiną na zawsze wpisaną na karty historii, lecz kobietą, w której każda z nas odnajdzie cząstkę siebie.
Fot. Klaudyna Schubert