Recenzje

GĘSTY MIX

O spektaklu „Sol Invictus” w reż. Pawła Szarka w Teatrze Barakah w Krakowie pisze Joanna Raba.

Cesarz rzymski Aurelian wprowadzając w trzecim wieku naszej ery kult Sol Invictus (Słońca Niezwyciężonego), przypisał sobie miano boga, a przynajmniej jego wcielenia. Miało to mu zapewnić sakralną i polityczną nietykalność w kryzysowej sytuacji, w której znalazło się Imperium Romanum.

Sytuacja państwa, które wykreował Paweł Szarek w swoim nowym spektaklu, nazwanym nie inaczej jak Sol Invictus, schematycznie odpowiada temu rzymskiemu pierwowzorowi. Jednak zamiast Rzymu mamy do czynienia z pozornie bezimiennym państwem, w którym przecież znajduje się Giewont, a zamiast cesarza są siostry – profetki nazwiskiem Barabas.  Bliźniaczki Barbara i Berta (Katarzyna Chlebny, Ana Nowicka) szybko stają się ideowo-duchowymi przewodniczkami państwa dręczonego melancholią, nietolerancją i innymi licznymi problemami. Po utopijnych wizjach przyszłości, które najwyraźniej otrzymały od istot wyższych, siostry starają się zmienić ten niekorzystny stan, wierząc w czarne i białe słońce zwiastujące szczęście. Zaszczepiają nową religię, przenoszą się z mieszkania czynszowego do zamku, a w końcu jak prawdziwe, zagorzałe dyktatorki przeprowadzają wojnę z bliżej nieskonkretyzowanym wrogim ludem o osobliwej nazwie brudnegosie.

Wyłuskanie tej historii z dynamicznego, ale zagmatwanego spektaklu sprawiło mi dużo trudu. Odbioru całości nie ułatwia ani nagromadzenie niejasnych znaków, takich jak tekturowe napisy z nazwami egipskich bogów (Ozyrys, Horus, Izyda), czy wspominanie legend o Giewoncie i śpiącym rycerzu. Nie daje też żadnego wsparcia swobodne miksowanie konwencji i motywów takich jak religie antyczne, spirytystyczne sesje pod znakiem ektoplazmy, czy rewie kabaretowa lat dwudziestych. Takie połączenie przypomina co prawda wspaniały, barwny kalejdoskop, ale w moim odczuciu daje jedynie efekt dysonansu i niesprzyjającego zagęszczenia. Mimo moich najszczerszych chęci znaczenie i sens spektaklu przepływały gdzieś obok mnie i nie dawały się uchwycić.

Mimo tego zamglenia strona aktorska oraz oprawa muzyczna i wizualna wypadły więcej niż dobrze. Szczególnie aktorki zrobiły na mnie wrażenie (oprócz wymienionych również Aleksandra Konior). Ciasna i duszna przestrzeń Teatru Barakah, jaskrawe, często agresywne światło, niemal nieprzerwana obecność na scenie – to warunki bez wątpienia trudne, tym bardziej biorąc pod uwagę wysokie wymagania wokalne spektaklu, którym artystki zdecydowanie sprostały. Ponadto przez dwie godziny, nie mając komfortu odpoczynku, ani na chwilę nie traciły energii czy też wyrazistości kreowanych przez siebie postaci.

Przyznam, że z drugiej strony wciąż wspominam wcześniejszy spektakl Pawła Szarka Macabra Dolorosa z roku 2013 zrealizowany w Teatrze Nowym w Krakowie. Było to mocne i despotyczne w swoim wyrazie doświadczenie, zdecydowanie niełatwe i wymagające, ale silnie działające na widza właściwie bez najmniejszej przerwy. Znajduję wiele podobnych rozwiązań artystycznych, które Sol Invictus dzieli z Dolorosą; i choć nie chciałabym ich porównywać, to jednak mimowolnie zastanawiam się, co sprawiło, że oddziaływanie obu spektakli jest tak diametralnie różne?


Joanna Raba – studentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , ,