O spotkaniu z fotografem, Woytkiem Konarzewskim, pisze Krystian Kajewski.
Ponieważ pamięć pozwalała mu uprzytomnić sobie fakty sposobne dla jego hipotez, Woytek Konarzewski, opowiedział mi w pierwszym rzędzie o swoich bydgoskich korzeniach. Nie mogło być inaczej, skoro poznaliśmy się po XVIII EUROPEJSKICH SPOTKANIACH ARTYSTYCZNYCH w podbydgoskim Ostromecku.
Zostanę sam na tej pustyni – rzekł wskazując dziedziniec. Oczywiście żartował. Nazajutrz odleciał do Paryża, gdzie od lat mieszka i tworzy: fotografie artystyczne, zdjęcia reklamowe, fotosy modelek pret a porter…
Wszyscy wielcy ludzie, których portrety ściągnęły moją uwagę, mają krótką szyję. Może natura chce, aby serce było u nich bliżej mózgu.
Po czym ciągnął: Stąd pochodzi pewien całokształt zjawisk, tworzący istnienie społeczne.
Jakby cytował z pamięci Balzaka.
Tutaj punktem wyjścia wszystkiego jest pieniądz. Pieniądze zabijają dusze. Komedia ludzka Balzaka traktuje o niszczącej sile pieniądza. To jednak pierwsze pieniądze, które Konarzewski zarobił fotografując flakon perfum, bodajże Lancome, pozwalają zyskać mu we Francji rozpoznawalność i wyjść z piekła twórczego niebytu. Ten absolwent Akademii Techniczno–Rolniczej w Bydgoszczy, nagle mierzy się z zadaniami w rodzaju: sfotografować Naomi Campbell czy Claudię Schiffer. Angaże w świecie mody, obecność w haute couture czy pret a porter, pozwalają wybić mu się, paradoksalnie, na artystyczną niepodległość.
Aby zebrać majątek, trzeba wybrać sobie zawód; słowem, trzeba, jakimś przywilejem dającym pozycję bądź klientelę, przywilejem legalnie bądź zręcznie stworzonym, nabyć prawo czerpania co dzień w cudzej sakiewce skromnej sumy, która w ciągu roku tworzy mały kapitalik; ten znowuż, w ciągu dwudziestu lat, daje ledwie cztery czy pięć tysięcy franków renty, kiedy ktoś poczyna sobie uczciwie. Komedia ludzka Balzaka.
Mój codzienny krajobraz. Bydgoszcz, nie Paryż. Do Paryża Konarzewski wyjechał już w 1983 roku, więc mieszka tam już 41 lat. Mam niewiele więcej.
W pobliżu sadzawki pasie się kilkanaście owiec, Owcze Źródło – oto krajobraz z mojego dzieciństwa, a w Paryżu nigdy nie byłem.
Woytek był wtedy młodym człowiekiem, kiedy pojawił się na paryskim bruku, z aparatem fotograficznym, swoim Ekskaliburem, albo jak kto woli, swoim mieczem Jedi. Rozpoczyna od fotografowania mody, wchodzi w lukrowany świat tych wszystkich modelek z kalendarza Pirelli, porusza się w nim na zasadzie obserwatora. Potem pojawiają się pierwsze zdjęcia obiektów nieludzkich: le fleurs du sin.
Uduchowienie, fotografia magiczna, postać poety wydobywająca sferyczne światy z wewnątrz camera obscura. Konarzewski wyrasta wkrótce ponad prymitywny światek paryskiej socjety, z całą świadomością swojej obcości w tym, niegdyś, mieście artystów, dziś, mieście milionerów.
Też trup, jak Berlin czy Londyn, Paryż nadal jednak potrafi olśnić przybysza.
Duszo moja, w drogę. Interesuje mnie analiza ruchu, zmysłowość oraz związek techniki z emocjami. Tak Konarzewski opisuje swoją drogę, wyboistą, ale prowadzącą do jasno zarysowanego celu: odpowiednie dać rzeczy słowo, a raczej odpowiednio rzecz zobrazować. Czy to będą ludzie czy zwierzęta, światło czy ciemność, fotografie Konarzewskiego pozostają esejami, czyli próbami wydobycia z rzeczywistości jej esencji, esencji egzystencji. Jest to zatem czynność już nie tylko estetyczna , bywa, że zahacza o eschatologię.
Kolor jej włosów, blask źrenic, rumieniec na jej policzku, wszystko to obrócone w popioły. Ale aparat fotograficzny Konarzewskiego jest jak magiczny przedmiot z baśni tysiąca i jednej nocy, który utrwala twarz perskiej księżniczki i pozwala jej przetrwać całą tę długą w swej nieskończoności perską noc, puszczając do nas, oglądających oczy perskiej księżniczki, swoje własne perskie oko; i o to w okamgnieniu znajdujemy się w oku cyklonu, na zawsze z tęsknotą nieśmiertelności i z błyskiem w oczach rozpoznajemy w sobie perskich satrapów, którzy na perskim dywanie unoszą się nad Paryżem i drżącymi dłońmi rozsypują ryż.
Poza portretami Woytka Konarzewskiego, co tam jeszcze było? Claudia Schiffer i Naomi Campbell, puszka zupy Campbella pozostawiona przez Andiego Warhola w lodówce paryskiego mieszkania przybysza z Polski, portret artysty z czasów młodości.
Dlaczego? Podobny kadr, oświetlenie, a każdy reaguje inaczej. Więcej światła!
Ponieważ między oczyma starszego dziecka a tutejszą widzialnością znajdowała się kryształowa zasłona łez, jego dusza, która powinna przezierać przez oczy, również była ukryta za tą zasłoną. Trzeba znaleźć odpowiedni sposób dotarcia do osoby fotografowanej. Konarzewskiemu się to udaje.
Tłumaczę to więc – także sobie.
O sezony, kasztele,
dusz bez wad jest niewiele.
fot. Alicja Kusek
Woytek Konarzewski o swoim bydgoskim wernisażu i o Saisons de Culture – YouTube
NASZE SPOTKANIE Z ARTYSTĄ APARATU WOYTKIEM KONARZEWSKIM – YouTube