Wywiady

Głos Agrado staje się także naszym głosem

Z Anną Burzyńską, dramatopisarką i pisarką, autorką tekstów do piosenek w spektaklu „Almodovaria” w Teatrze Polonia, rozmawia Wiesław Kowalski.

Spotykamy się po raz drugi w Warszawie na premierach spektakli, które oparte są na Twoich tekstach – najpierw był to „Akompaniator” w reż. Adama Sajnuka zrealizowany w Teatrze Muzycznym w Toruniu i pokazany gościnnie w Teatrze WARSawy, teraz Anna Sroka-Hryń śpiewa piosenki do Twoich tekstów w przedstawieniu „Almodovaria” w reż. Anny Wieczur-Bluszcz w Teatrze Polonia. W związku z tym chciałem zapytać, czy bierzesz udział we wszystkich premierach, które realizowane są na bazie Twoich dramatów czy tekstów? I z jakimi uczuciami jako autorka zasiadasz na widowni? Jakie emocje wtedy Tobie towarzyszą?

AB: Staram się być na wszystkich premierach, ponieważ – pewnie zabrzmi to banalnie –  dla autora tekstów teatralnych to jest największe święto. Tekst pisany dla teatru nie żyje bez sceny, a kiedy się widzi jak te małe, czarne znaczki na papierze ożywają, oblekają się w ciało, emocje, wrażliwość i talent aktora, kiedy wybrzmiewają w tej magicznej przestrzeni jaką jest teatr – nie ma nic piękniejszego! Zawsze jest oczywiście pewien niepokój, bo na ogół oglądam spektakl dopiero na premierze, ale mam chyba dużo szczęścia, bo po kilkudziesięciu premierach moich trzydziestu sztuk jeszcze nigdy się nie zawiodłam. A nawet zdarzają mi się takie cudowne chwile, jak spektakl „Almodovaria”, w którym sposób, w jaki Anna Sroka-Hryń interpretuje moje teksty przechodzi moje najśmielsze wyobrażenia.

Twoje dramaty realizowane i grane są nie tylko na scenach polskich, ale również za granicą. Tam też jesteś obecna podczas każdej premiery?

AB: Byłam na wszystkich premierach europejskich, nie byłam niestety na premierach moich sztuk wystawianych poza Europą – na Dominikanie, a także w Bogocie i w Hawanie. Trochę to dla mnie za daleko, a i względy finansowe nie są bez znaczenia. Oczywiście bardzo żałuję, zwłaszcza Dominikany, bo jestem pierwszą polską autorką, której dwie sztuki zostały zaprezentowane w tym kraju. Ale ponieważ nadal są grane, to może jeszcze kiedyś się tam wybiorę…

„Almodovaria” to już kolejny spektakl wykorzystujący Twoje teksty napisane do piosenek z filmów Pedra Almodovara, u którego uczuciowe perypetie są niczym wyjęte z tragedii greckiej. Wcześniej na ich bazie powstał spektakl „Cafe Luna” w Teatrze Miejskim w Gdyni w reż. Józefa Opalskiego. Jakie są korzenie Twoich zainteresowań kulturą hiszpańską, i w ogóle latynoską, bo przecież jeden z Twoich dramatów poświęcony jest także tangom Astora Piazzolli. A tytuł jednego z dramatów – „Mężczyźni na skraju załamania nerwowego” – też od razu kojarzy się z filmem Almodovara.

AB: Kultura hiszpańska i latynoska są mi bardzo bliskie. W Hiszpanii od wielu lat mieszkam, a na pewnym etapie mojego życia spędziłam też sporo lat w Brazylii i Argentynie. To właśnie tam pierwszy raz usłyszałam muzykę Astora Piazzolli i zakochałam się w niej bez pamięci. Mój romans z filmami Pedro Almodovara trwa też już dość długo – od jego debiutanckiego filmu „Pepi, Lucy, Bom i inne laski z naszej paczki”, który miałam okazję obejrzeć w Madrycie na początku lat 80. Od tej pory oglądałam wszystkie jego filmy, niektóre po kilka razy. Myślę, że to, co najbardziej mi odpowiada w tych kulturach, to ich energia – specyficzna emocjonalność, intensywność doznań, przemieszanie niczym nieskrępowanej radości życia i równie głębokiego smutku, słoneczność i nostalgia. Tragikomedia to mój ulubiony gatunek, a klimaty hiszpańskie, właściwe też z oczywistych względów  kulturze latynoskiej, bardzo często przynoszą połączenie tych dwóch jakości emocjonalnych, obecne również – jak w pigułce – w twórczości Almodovara.

Wciąż mam w pamięci rewelacyjnie zaśpiewaną przez Annę Srokę-Hryń piosenkę z filmu „Volver, która jest dla mnie kwintesencją tego, co przeżywa Agrado – jej wszystkich rozczarowań, braku miłości, niedowartościowania, samotności, doświadczanych namiętności… Ta aluzyjność w tekstach piosenek nawiązujących do różnych filmów Almodovara jest też dla widza bardzo ciekawa, choć myślę, że nawet publiczność nie znająca jego twórczości bez trudu odnajdzie się w całym szeregu  tropów, wątków czy różnych niuansów i podda się z jednej strony sile tej opowieści, która jest tyleż tragiczna, co momentami śmieszna, ale też estetyce samego przedstawienia. Mam wrażenie, że Anna Wieczur-Bluszcz razem z fenomenalną aktorką, będącą żywiołem kobiecości,  znakomicie i wyjątkowo konsekwentnie  potrafiły to wszystko pokazać, cały ten campowy i urzekający nostalgią świat twórcy „Kiki”. Przyznam też, że po raz pierwszy usłyszałem tak wstrząsające wykonanie „Nie zostawiaj mnie…” Brela, które było  wykorzystane przez Almodovara w filmie „Prawo pożądania”.

AB: W mojej ocenie reżyserka spektaklu Anna Wieczur-Bluszcz i Anna Sroka-Hryń wcielająca się na scenie w postać Agrado stworzyły absolutnie genialny wizerunek kobiety-mężczyzny i wzajemnie przenikającej się kobiecości i męskości (bo ta dwoistość jest w spektaklu bardzo istotna) znany z filmów hiszpańskiego reżysera. Ale też wizerunek niezwykle uniwersalny. Zarówno Almodovar w swoich filmach, jak i twórcy spektaklu przekazują nam piękną i wydawałoby się prostą prawdę o człowieku, który bez względu na to jaką płcią i jakim ciałem został obdarzony doświadcza całej złożoności życia, wszystkich jego wzlotów i upadków, jest splotem bardzo złożonych emocji.  Dlatego to co dzieje się na scenie dotyka nas wszystkich i znajomość filmów hiszpańskiego reżysera czy umiejętność odczytania rozmaitych aluzji do jego dzieł nie jest tu wcale konieczna, choć z pewnością dla znawców czy wielbicieli tej twórczości pojawią się tu dodatkowe smaczki. Zgadzam się – wykonanie piosenki „Volver” przez Annę Srokę-Hryń jest niezwykłe, także dlatego, że śpiewa ją ona w stylu pieśni flamenco (bardzo trudnym dla wykonawców spoza kręgu kultury hiszpańskiej), a nadającym temu utworowi niesamowitą siłę i głębię. Dla mnie to wykonanie było ogromnie poruszające, intensywność doznań była taka, że czułam wręcz fizyczny ból. Podobnie w przypadku pieśni Brela – pierwszy raz słyszałam ją w takiej wersji – intymnej, wręcz szeptanej, a przez to do głębi wstrząsającej. Zresztą wszystkie piosenki w tym spektaklu doczekały się w wykonaniu Anny Sroki-Hryń takich wspaniałych i nierzadko bardzo odkrywczych interpretacji – ona nie tylko ma wręcz nadludzkie możliwości głosowe, ale też czuje je całą sobą, a przez to transmisja emocji do widza jest nieprawdopodobna.

„Panie Boże, daj proszę faceta! Choć jednego nam ześlij tej nocy. Albo trzech, gdyby byli na składzie” –  to jedna z piosenek śpiewana w „Cafe Luna” prze trzy bohaterki , zaś Anna Sroka-Hryń śpiewa: „Jutro znów przyjdę do „Cafe Luna” – może tym razem uda mi się odnaleźć miłość?”.  Chyba nie tylko kobiety Almodovara mają takie potrzeby… marzenia… tęsknoty…?

AB: Pewnie nie będę oryginalna, ale powiem, że nie tylko kobiety Almodovara i nie tylko kobiety mają takie potrzeby. I nie tylko chodzi tu o relacje miłosne. Mam ciągle w głowie słowa Jacquesa Lacana, który twierdził, że najmocniej określa nas pragnienie Innego i pragnienie bycia upragnionym przez Innego (nie bez przyczyny pisanego przez niego z dużej litery).  I nie ma tu znaczenia, czy jesteśmy kobietami czy mężczyznami. W filmach Almodovara wszyscy ciągle siebie poszukują, tęsknią, marzą, na różne sposoby starają się odegnać samotność. Najczęściej też mijają się i ostatecznie nie odnajdują. Ten smutek niespełnienia, który niestety dotyka nas bardzo często i ciągła pogoń za bliskością sprawia, że głos Agrado staje się także naszym głosem – myślę, że po spektaklu możemy sobie po prostu powiedzieć: to jest także o mnie .

W „Almodovarii” sporo jest działań interakcyjnych z publicznością. Sam nieszczególnie przepadam za tego typu  zabiegami w teatrze, ale w tym spektaklu mam wrażenie, że sposób w jaki Anna Sroka-Hryń nawiązuje kontakt z widzem – i to jak na przykład porusza bardzo ważne kwestie transpłciowości – choć bywa, że pyta o rzeczy intymne, nie narusza jakoś naszego poczucia bezpieczeństwa.

AB: Ja też nie przepadam za taką formą działań w teatrze, ale w tym spektaklu wydarza się coś, co powoduje, że nie tylko nasze poczucie bezpieczeństwa nie zostaje naruszone, ale też interakcja wydaje się wręcz organicznym zabiegiem. Anna Sroka-Hryń od samego początku konsekwentnie tworzy szczególną bliskość z widzem. To też w „Almodovarii” niezwykłe, bo na scenie widzimy dziwaczną postać, ubraną w równie dziwaczny kostium (rodem z pokazów drag queen), postać, którą moglibyśmy co najwyżej potraktować jako swego rodzaju kuriozum, i z którą większość z nas raczej nie byłaby skłonna się zidentyfikować. Ale sposób w jaki ta wspaniała aktorka prowadzi swoją rolę sprawia, że już po paru minutach staje się nam tak bliska, iż rozmowa z nią jest czymś zupełnie naturalnym i oczywistym. Zwyczajowy podział na scenę i widownię znika – pojawia się wspólnota przeżywania i potrzeba jeszcze bliższego kontaktu.

Wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem, tego co wyśpiewała Anna Sroka-Hryń w „Almodovarii” i cały czas podziwiam to, w jaki sposób pokazała cały wachlarz kobiecej bezradności, jednocześnie śmieszności graniczącej z kiczem. Czy rzeczywiście potrzeba kiczu może być gwarantem tego, że staniemy się bardziej ludzkimi potworami?

AB: Ten kiczowy, lub lepiej: campowy sztafaż jest bardzo charakterystyczny dla filmów Almodovara i oczywiście jest też obecny w spektaklu. Camp nie tylko uprawomocnił, ale wręcz nobilitował świadomy kicz po to, by lepiej oddać dramatyzm kondycji człowieka – jednocześnie tragicznej i śmiesznej czy groteskowej. Działa tu też niewątpliwie stary dobry „efekt obcości” albo prawo kontrastu – to co dojmujące pokazane w komiczny sposób staje się nierzadko jeszcze bardziej dojmujące. Powiedziałabym, że spektakl ten jest głęboko humanistyczny (jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało), ale faktycznie pokazuje on człowieka (znów: nie kobietę i nie mężczyznę, ale po prostu człowieka) we wszystkich możliwych odsłonach jego człowieczeństwa, także w tych, które wstydliwie ukrywamy.

Dzisiaj też zastanawiam się, czy – jak śpiewa Agrado – „dla miłości można i warto umrzeć”?

AB: A jeżeli nie dla miłości, to po co…?

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , ,