Prawda i miłość. Czeskie sztuki współczesne. ADiT, Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Wydawać by się mogło, że jeśli do antologii dramatów czeskich trafiają teksty opatrzone znacznikiem „współczesne” – czyli powstałe w ciągu ostatniej dekady – to ich autorzy w naturalny sposób będą się odnosili do spraw codziennych, zaprzątających społeczeństwo. Tymczasem w książce „Prawda i miłość” istnieją tylko dwa – niewykluczające się – kierunki tematyczne. Pierwszy, silniej reprezentowany – wręcz do przesady eksponowany przez twórców – to historia. Punktem odniesienia są rządy Vaclava Havla, zestawy poglądów i postaw oraz kształtowania się społecznej świadomości. Wielka historia odmieniana przez przypadki i męczona na wszelkie możliwe sposoby powraca, bo tylko tak można zdefiniować bohaterów sztuk i przyjrzeć się ich dążeniom. Zupełnie jakby dla autorów bezpieczne było to, co już poznane i zbadane – i jakby czuli się oni uprawnieni do omawiania czegoś, co już mogło trafić do podręczników z historii najnowszej. Uznają, że to historia sprzed dwudziestu czy trzydziestu lat kształtuje rozwój i nadaje kierunki poszukiwaniom, a także – że musi znaleźć miejsce w sztuce, bo tylko tak podniesie się jej wartość. I można sobie zadawać pytanie, czy taka metoda – spoglądanie wstecz a nie wokół siebie – jest konieczna do analizowania dzisiejszych wydarzeń i bolączek społecznych.
Autorzy wydają się tak zafiksowani na przeszłości, że kompletnie zamykają się na aktualność. Mają też swój powód: nie wiadomo, jak tę aktualność interpretować, to pokaże dopiero czas, na razie to, co się dzieje, jest zbyt świeże, żeby odważyć się na dyktowanie odbiorcom interpretacji. A szkoda. Drugi, słabszy kierunek w tych sztukach to intertekstualia – bardzo czytelne i często dodatkowo jeszcze rozszyfrowywane już na etapie tytułu lub w dosłownych komentarzach – nawiązania do innych dzieł, czy to literackich, czy popkulturowych. I znowu: autorzy zachowują się, jakby nie wierzyli w inteligencję swoich odbiorców, jakby bali się, że bez podania klucza interpretacyjnego nie osiągną celu, bo nikt nie zrozumie wykorzystywanych przez nich aluzji. Jednocześnie nie chcą mówić wprost, przez dzisiejszość, tylko uciekają do minionych wydarzeń i do literatury – i nie potrafią już bawić się w kodowanie treści.
A przecież dramaty zebrane w „Prawdzie i miłości” wręcz wymuszają od czytelników sporo uwagi i aktywności w odbiorze. Nie są to sztuki lekkie, łatwe i przyjemne, nie nadają się na scenariusze komedii ani fars. Autorzy przeciążają teksty przesłaniami i obarczają bohaterów (bardzo licznych, co też typowe dla zbiorku) wielką odpowiedzialnością. Zamieniają ich w sumienia narodu albo za ich pomocą pokazują, co należałoby zmienić, żeby kierować się ku lepszemu. Liczą się tu morały i przesłania, wielkie prawdy głoszone wielkimi słowami. Ucieczki do symboli, kontrastów i zagubienia w świecie. Te dramaty są przeładowane treściami spoza charakterystyk bohaterów: wszystko jedno, kto będzie wygłaszać wielkie tyrady – ważniejsza jest możliwość zabrania głosu i podzielenia się z innymi własnym – lub pokoleniowym – głosem.