O spektaklu PRÓBY Bogusława Schaeffera w reż. Mikołaja Grabowskiego w Teatrze Polonia w Warszawie pisze Wiesław Kowalski.
Najnowsza premiera w Teatrze Polonia to bardzo ciekawe zdarzenie teatralne, tym bardziej, że – co można sądzić po reakcjach publiczności – dla większości widzów nie był to pierwszy kontakt z twórczością Bogusława Schaeffera. A umiejętność rozczytywania Schaefferowskich żartów, dowcipów, aluzji do różnych dziedzin sztuki czy metafor jest w tym przypadku bardzo istotna i może mieć duży wpływ na działania i kondycję aktorów. Jednakże – mam takie przekonanie – nawet Ci, którzy przyjdą na „Próby” bez tej znajomości będą się na spektaklu bawić znakomicie, już choćby czerpiąc przyjemność z patrzenia na to, co wyczyniają na scenie aktorzy. A Mikołaj Grabowski, Iwona Bielska, Delfina Wilkońska, Michał Wanio i Andrzej Konopka dają prawdziwy koncert będący popisem najwyższej klasy. Ich każde pojawienie się na scenie, w kolejnej etiudzie, czy monologu, przynosi naprawdę fascynujące rezultaty. Poza tym myślę, że każdego widza może zainteresować śledzenie granic między tym co jest sensem, a co absurdem, co gówniarskim ośmieszeniem, a co głębszą konstatacją, i tego, co może się zrodzić na styku argumentacji filozoficznej z czystą farsą.
Bogusław Schaeffer był w latach dziewięćdziesiątych bodaj najczęściej granym autorem w teatrach repertuarowych. Zarówno awangardowy kompozytor, jak i aktorzy występujący w jego sztukach, zyskali wtedy dużą popularność. W warszawskiej Polonii po „Próby” sięgnął po raz kolejny Mikołaj Grabowski, który wyreżyserował je wcześniej, w roku 1991, w Teatrze Stu. Z krakowskiej obsady pozostała do dzisiaj Iwona Bielska i sam reżyser, dołączyła do nich dwójka młodych aktorów, Delfina Wilkońska i Michał Wanio, oraz Andrzej Konopka, występujący już w innych przedstawieniach Grabowskiego realizowanych w Łodzi i w Warszawie. Ogromny sukces warszawskiej premiery jest bez wątpienia konsekwencją tego, że w polskim teatrze chyba nikt, poza braćmi Grabowskimi i Janem Peszkiem, nie czuje lepiej tego, na czym polega Schaefferowskie manewrowanie po różnych zakamarkach prywatności graniczącej z ekshibicjonizmem. Ale oczywiście nie tylko. Równie istotne są wszystkie motywy dotyczące samej metateatralności, mieszanie różnych dyscyplin i gatunków.
W „Próbach” widać znamiona stylu Mikołaja Grabowskiego, jest sporo działań w otwartej przestrzeni, ale już finał zamknięty został w bardzo pięknie zakomponowanej rzeczywistości scenicznej, co nadaje całemu spektaklowi głębi i wzbogaca jego znaczenia. Aktorzy znakomicie wygrywają niefrasobliwość każdego żartu i ten ich błazeński ton, przedzierający się przez tekst dialogów, a nie gubiący tego, co jest ich treścią, nie może być niezauważony i niedoceniony. Nie boją się grać ostro, wartko, prowokacyjnie, z odpowiednią dawką przerysowania, jak by za nic mając mityczno-mistyczną warstwę, na którą wskazywał sam autor „Kaczo” i „Audiencji”. Dzięki temu na scenie Polonii otrzymujemy półtoragodzinną dawkę fantastycznej zabawy, podczas której tak do końca nie wiemy, kiedy uczestniczymy w próbie do sztuki na temat tego, że się gra, a kiedy jesteśmy świadkami samej próby. Grabowski inteligentnie żongluje wszystkimi zastosowanymi fortelami, umiejętnie zastawia potrzaski sytuacyjne i interpretacyjne potęgując wrażenie gry w grze, co sprawia, że wszystkie rejestry aktorskie, od farsowych po autoparodię, od werystycznych po groteskę, od bulwarowych po szlachetny gest teatralny, wybrzmiewają w formie szalenie jednorodnej, dając wrażenie obcowania z misternie zakomponowaną strukturą, choć złożoną z różnorodnych konwencji. Do tego w spektaklu łatwo odnaleźć aluzje do zdarzeń teatralnych dziejących się wcale nie tak dawno, co może być dla widza również atrakcyjne.
fot. Robert Jaworski