Recenzje

GRANICE

„Śmierć i dziewczyna” w reż. Waldemara Zawodzińskiego, spektakl Fundacji Kamila Maćkowiaka na Scenie Monopolis w Łodzi – pisze Magda Kuydowicz.

MONOPOLIS, nowa scena teatralna w Łodzi, rozpoczęła sezon ambitnym spektaklem „Śmierć i dziewczyna” Ariela Dorfmana w reżyserii Waldemara Zawodzińskiego.

Na otwarcie tej sceny Kamil Maćkowiak wraz ze swoją Fundacją, z którą od lat produkuje autorskie spektakle, czekał długie sześć lat. Zdecydował się w ten styczniowy wieczór pokazać łodzianom trudny tekst chilijskiego dramaturga, który dotąd w Polsce nie doczekał się dobrej adaptacji. 

Świetnie się stało, że utwór reżyserował Waldemar Zawodziński. Drobiazgowo przemyślana inscenizacja, rytmicznie zgrana i balansująca na granicy dramatu i groteski, oddała w pełni to, o czym pisał Dorfman. Scenografia  projektu samego reżysera również daje aktorom sporo możliwości. Ale i wyzwań. Grają oni  równocześnie na kilku poziomach metalowej konstrukcji, która przypomną luksusową klatkę. Pełną światła, bieli i krat.

Doskonałym pomysłem było także zaproszenie Jowity Budnik do roli Pauliny. Aktorka zagrała świadomie, bez zahamowań, a jej rola zdeterminowanej i przepełnionej rozpaczą ofiary na długo pozostanie w pamięci widzów. Budnik gra w teatrze rzadko, ale zawsze wybiera wartościowe role. Takie, w których jest w stanie powiedzieć kobietom coś więcej. Uniwersalne, wyraziste i pełne głębszych treści. Tak się stało i tym razem. Poza przeżywaniem osobistej tragedii na naszych oczach Paulina mówi Gerardowi ( Kamil Maćkowiak jak zawsze w formie dynamiczny i pełen tłumionej agresji, choć w gruncie rzeczy słaby wewnętrznie) kilka prostych słów na temat natury ich związku. To czyni jej historię uniwersalną. Tak właśnie aktorka oswaja widza z tragedią swojej bohaterki. Pokazuje, że w gruncie rzeczy wszystkim kobietom chodzi w związku o to samo. O bycie kochaną i wysłuchaną oraz szanowaną przez partnera. Doktorowi Mirandzie  opowiada o tym, jak  kłamią z mężem, aby się nie ranić. Dlaczego prawie nie rozmawiają, coraz bardziej samotni w pięknym domu na przedmieściach, w którym nikt ich nie odwiedza. Gdy wreszcie odważy się powiedzieć samemu mężowi  o bólu, który przenika ją na wskroś, Gerard zapyta: „Dlaczego nigdy mi o tym nie mówiłaś?”. Paulina odpowie mu szybko: „A dlaczego ty nigdy mnie o to nie spytałeś?”. W momencie przełomowym dla niej i dla ich związku zaś wykrzyczy mu prosto w twarz: „Dlaczego ty nigdy nie kończysz tego, co zacząłeś?”.

Oglądając spektakl, czułam ogromne napięcie, które ze sceny promieniowało na widownię. Panie współczuły Paulinie, a panowie po prostu bali się postaci granej przez Jowitę Budnik. I współczuli Gerardowi. Maćkowiak jak zawsze umiał obronić swoją postać. Co więcej grał dyskretnie, oddając chwilami niemal całą przestrzeń na scenie Budnik. Byli partnerami, co dla obojga chyba nie było łatwe. Oboje mają silne sceniczne osobowości, ale znaleźli sposób na pełne porozumienie. Dlatego byli w tym spektaklu tak wiarygodni, szczerzy i naturalni. W szalonym rytmie gry, choć regularnym, przeprowadzili widzów  przez swoją niełatwą historię.

Gdy Budnik chwyta za broń i przejmuje kontrolę nad mężem i Doktorem Mirandą (Mariusz Słupiński), pokazuje nagle, że teraz należy szanować jej wolę. Nie oddaje pistoletu mężowi, bo wie, że tylko gdy będzie celować w niego, Gerard jej w pełni wysłucha. Ten kluczy, próbuje rozmawiać z nią jak dawniej, ale szybko przekonuje się, że strategia manipulacji tym razem go zawiedzie. Paulina przewidziała prawie  wszystko słabość męża, perfidię Doktora Mirandy, ale nie doceniła zawiłości ludzkiej natury.

Tekst Dorfmana jest niezwykle przewrotny. Gdy Paulina mówi Gerardowi z goryczą, że nie zdecyduje się nigdy usiąść obok Mirandy i normalnie z nim porozmawiać o dzieciach czy sztuce, nie wie jeszcze, że i do tego jest zdolna. Do wybaczenia, choć nie do zapomnienia ogromu cierpienia, którego jej przysporzył. Co więcej Gerard jest prawnikiem, zajmuje się Komisją Praw Człowieka. A premier proponuje mu właśnie  tekę ministra sprawiedliwości. Ktoś taki musi mieć nieskazitelną opinię, ale również posiadać trudną umiejętność podejmowania decyzji, będąc pod silną presją otoczenia. Widząc jednak, jak Gerard zachowuje się w domu w relacji z żoną i sąsiadem, który niespodziewanie odwiedza go w nocy, trudno przypuszczać, aby dał on sobie radę z ministerstwem. A jednak… posadę przyjmuje i to bez wstępnej rozmowy z żoną, a przecież  jej to obiecał. Paulina panicznie boi się ludzi i publicznych wystąpień. Całymi dniami czeka na męża, skulona na kanapie i boi się każdego ruchu za oknem, cienia sylwetki na podjeździe. Tym bardziej jej przemiana zaskakuje widza i samego Gerarda, który miał wrażenie, że całkowicie panuje nad swoim życiem i postępowaniem podporządkowanej mu  żony. Są jednak granice, których nie wolno przekraczać. Ani w życiu, ani w związku. Doktor Miranda i Gerard boleśnie się o tym przekonują. Paulina w końcu stawia na swoim, ale czy wygrywa? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, a otwarte zakończenie spektaklu dowodzi, że tak naprawdę niczego w życiu nie możemy i nie powinniśmy być pewni.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , ,