Recenzje

„Groźny, groźny jest krzyk, kiedy w milionach zrodzi się”

O spektaklu „Jednego serca” w reż. Anny Sroki-Hryń w Teatrze Roma w Warszawie pisze Wiesław Kowalski.

Anna Sroka-Hryń swoim kolejnym spektaklem, ponownie zrealizowanym w Teatrze Roma, potwierdza swoje nieograniczone umiejętności w precyzyjnym konstruowaniu jako reżyserka scenicznych światów opartych na utworach muzycznych komponowanych i interpretowanych przez wybitne osobowości polskiej estrady. Przypomnieć trzeba, że również jako aktorka na tej samej scenie stworzyła niezapomniane kreacje w musicalu „Mamma mia” czy w „Ptasim radiu” wg Juliana Tuwima. Jej technika wokalno-aktorka, niezależnie czy śpiewa piosenki Edith Piaf, Billy Holiday, Ewy Demarczyk, Hanki Ordonówny lub Agnieszki Osieckiej, jest doprawdy imponująca i olśniewa ogromem możliwości interpretacyjnych, które zawsze są poszukiwaniem najwłaściwszych myśli, sensów i emocji zawartych tak samo w poetyckim słowie, jak i w każdym dźwięku. Równie aktywna jest Anna Sroka-Hryń jako pedagog w Akademii Teatralnej w Warszawie, w której przygotowuje studentów do egzaminów na kierunku aktorstwo teatru muzycznego, a także ich dyplomowe przedstawienia – jej „Prawiek i inne czasy” wg prozy Olgi Tokarczuk do dzisiaj mam w pamięci jako dzieło będące egzemplifikacją aktorskiej, interpretacyjnej i wokalnej perfekcji. I to właśnie jej wychowankowie są bohaterami kolejnych spektakli, które realizuje już po ukończeniu przez nich studiów. Dwa z nich wciąż pozostają w repertuarze Teatru Współczesnego w Warszawie – „A planety szaleją…” poświęcone są Korze Jackowskiej, a „Z ręką na gardle” Ewie Demarczyk. Ważnym aspektem w pracy reżyserskiej Anny Sroki-Hryń jest fakt, że nie same postaci artystów są dla niej najważniejsze, ale fascynacja twórczością, jaka po nich pozostała. Efekty jakie w tej materii osiąga są również udziałem Mateusza Dębskiego i Jakuba Lubowicza odpowiedzialnych za opracowanie muzyczne i aranżacje.

W swoim najnowszym spektaklu, tym razem powstałym z fascynacji utworami skomponowanymi przez Czesława Niemena i z szacunku dla jego wokalnej twórczości, dzięki niesamowitej energii i nieokiełznanemu temperamentowi młodych wykonawców, tworzących rzadko dzisiaj spotykaną w teatrze muzycznym kreację zbiorową, można powiedzieć, że burza emocji osiąga apogeum. Pasja i autentyzm z jaką interpretowane są poszczególne piosenki i pieśni została w tym przedstawieniu idealnie zespolona z fantastyczną choreografią i ruchem scenicznym Barbary Olech, a także z mistrzostwem wokalnym, które najpełniej obrazuje intonacyjna czystość w harmonii dźwięków opracowanych tym razem przez Mateusza Dębskiego. Takim majstersztykiem jest choćby zaśpiewany a capella „Dziwny jest ten świat” czy wzruszające do łez „Jednego serca”.

Bardzo ciekawy jest materiał muzyczny wykorzystany w spektaklu, albowiem obok tak popularnych utworów jak „Ciuciubabka”, „Płonie stodoła”, „Sen o Warszawie” czy „Mimozami  jesień się zaczyna” pojawia się w nim sporo utworów mniej znanych, napisanych do tekstów Cypriana Kamila Norwida („Pielgrzym”, „Moja ojczyzna”) czy samego kompozytora („Począwszy od Kaina”). To one wprowadzają inny ton, zmieniają nastrój, przynoszą niekiedy smutną i gorzką prawdę o naturze człowieka, któremu coraz trudniej jest uwierzyć, że staczający się w otchłań świat stanie się wreszcie lepszy i zatrzyma ludzkie szaleństwo. Ponadczasowość śpiewanych przez Niemena tekstów podkreślił dodatkowo „Spiżowy krzyk”, który mocnym głosem w finale wpisał się w dzień śmierci  Aleksieja Nawalnego, nawołując, by nie bać się ludzi złych i w okrąg wznieść groźny milionem serc krzyk.

Ale jest w tym przedstawieniu, pokazującym różne odmiany ludzkich tęsknot i pragnień, również wiele elementów tętniących radością, nawiązujących chociażby do beztroskiego dzieciństwa, które rodzi się na początku spektaklu w dość nieoczekiwany i niekonwencjonalny sposób, jak i zwyczajnie pięknych, choć bywa, że bolesnych, bo opowiadających o poszukiwaniach prawdy i rodzących się uczuciach („Narodziny miłości” do tekstu Marka Gaszyńskiego, „Sprzedaj mnie wiatrowi” z tekstem Ryszarda Marka Grońskiego).

A zatem warto się ponieść tej opowieści, która nie próbuje stawiać Czesława Niemena na piedestale, ale jest głosem młodych ludzi, którzy w bardzo osobisty sposób stwarzają na naszych oczach świat tak samo bliski im samym, jak i wszystkim pokoleniom siedzącym na widowni.

fot. mat. teatru

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , ,