Chanel Miller: Nazywam się. Marginesy, Warszawa 2021 – pisze Izabela Mikrut.
Chanel Miller ocknęła się w szpitalu. Wszyscy lekarze i pielęgniarki byli wobec niej bardzo delikatni i uprzejmi, wciąż zajmowali się jej samopoczuciem. Kobieta nie miała pojęcia, co się z nią stało: dowiedziała się dopiero, że została znaleziona nieprzytomna przy śmietniku, bez majtek. W pobliżu kręcił się pewien mężczyzna. Badania wykazały, że zgwałcił nieprzytomną palcami. Zanim do tych wniosków lekarze dojdą, Chanel Miller może się porządnie wystraszyć. Impreza na kampusie studenckim prawdopodobnie wymknęła się spod kontroli, ale Chanel Miller napiła się alkoholu jeszcze zanim się na nią wybrała. To okazało się wodą na młyn rozmaitych anonimowych komentatorów, ludzi, którzy poczuli się w obowiązku pouczyć kobietę – po fakcie – że nie powinna się tak zachowywać.
Tymczasem Chanel Miller zależy przede wszystkim na uświadomieniu odbiorcom, że jeśli kobieta jest nieprzytomna, nie wolno wkładać do jej ciała niczego – nawet jeśli przed utratą przytomności wyraziła na to zgodę. Pech Chanel Miller polegał jednak jeszcze na czymś: napastnik był powszechnie lubianym studentem, odnoszącym sukcesy w sporcie. Niezwykle trudno było przekonać otoczenie, że jest winny i że powinien ponieść karę za swoje zachowanie – wszyscy raczej żałowali, że tak sympatyczny młody człowiek może mieć zrujnowane życie przez jeden imprezowy wygłup. Ludzie przestali się przejmować tym, co ma do powiedzenia Chanel Miller – uznano, że sama jest sobie winna. I tak rozpoczęła się wielka książka o gwałcie i o przeżywaniu późniejszego procesu. „Nazywam się” to opowieść tej autorki – zadziwiająco dobra literacko jak na relację opartą wyłącznie na faktach. Chanel Miller zależy tu na uświadamianiu czytelnikom, jak czuje się kobieta zgwałcona – i na niewłaściwości pochopnych sądów. Nie ma znaczenia, jak zachowywała się wcześniej: ofiara gwałtu jest ofiarą, nie wolno jej dodatkowo oskarżać albo bronić napastnika.
Poza relacją dotyczącą procesu ciągnącego się przez kilka lat (a początkowo autorka nie zamierzała nawet mówić o wydarzeniu rodzicom, żeby ich nie martwić) i rosnącego niepokoju u autorki „Nazywam się” pokazuje też codzienność Chanel Miller. Kobieta opowiada o swoim chłopaku, o ludziach, jakich spotkała na swojej drodze, o postawie siostry. Szuka wsparcia – i je znajduje u bliskich, cierpliwie znoszących skoki nastroju i wybuchy agresji jako skutki traumatycznego wydarzenia. Nie tylko feralna impreza jest tu przedmiotem opisów. Warto przy tym zauważyć, że Chanel Miller bardzo starannie opisuje wydarzenia, stawia na literacki styl, głęboki, bogaty w szczegóły i ładny, niezależnie od przesłań oraz oczekiwań autorki co do odbiorców. „Nazywam się” to reportaż i wspomnienia, wstrząsająca historia ku przestrodze. Rzeczywiście dziwić może fakt, że ktokolwiek ma wątpliwości co do tego, kto jest tu ofiarą, a kto agresorem – być może książka Chanel Miller zmieni podejście społeczeństwa do tematu gwałtu. Na pewno nie pozostawi czytelników obojętnymi.