O spektaklu „Dziwny przypadek psa nocną porą” Simona Stephensa w reż. Agaty Biziuk-Brajczewskiej w Teatrze Groteska w Krakowie pisze Mateusz Leon Rychlak.
,, […] ogarniał ich zachwyt,
że księżyc świecił niebu”
K. I. Gałczyński
Ludzka wrażliwość posiada tysiączne odmiany. U niektórych przybiera szczególne formy, odmienne od przeciętnej. Do osób takich należą ludzie w spektrum autyzmu i z zespołem Aspergera. Ich przeżycia i sposób patrzenia na świat, odmienne obcowanie z rzeczywistością stanowią częsty temat dla różnych utworów, już to filmowych i serialowych (np. „Rain Man” czy „The Good Doctor”), już to literackich, takich jak ,,Dziwny przypadek psa nocną porą”, przeniesiony na deski Sali Kopułowej Teatru Groteska, w reżyserii Agaty Biziuk-Brajczewskiej.
W tej opowieści głównym bohaterem jest nastoletni Christopher Boone (w tej roli Bartłomiej Olszewski), mieszkający ze swoim na pierwszy rzut oka cierpliwym i wyrozumiałym ojcem (Jarek Oberek). Pewnego dnia chłopiec odkrywa w ogrodzie sąsiadki zabitego psa. Staje się to pretekstem do rozpoczęcia śledztwa, na tropie którego Christopher odkrywa nie tylko prawdę o śmierci psa, lecz także sekrety swoich bliskich.
Widz doświadcza fabuły spektaklu z perspektywy głównego bohatera, jego emocjonalności i jego problemów z adaptacją do otaczającego świata. Zasadniczo spektakl rozgrywa się w dwóch tempach i płaszczyznach. Pierwszy to rzeczywista akcja, drugi to wewnętrzna perspektywa bohatera, poznawana przez monologi zewnętrzne, kontrast protagonisty i otoczenia, a także przez pisaną przez Christophera książkę, która odczytywana jest w trakcie indywidualnych zajęć przez terapeutkę i szkolną opiekunkę Siobhan (Dominika Guzek). W trakcie tych monologów i dialogów na temat opisanych w książeczce wydarzeń udaje się widzowi lepiej poznać natręctwa i fobie, a także pragnienia bohatera.
Odbiór tak skonstruowanego spektaklu jest dodatkowo ułatwiony dzięki zabiegom technicznym i scenograficznym. Po pierwsze, całą scenografię ograniczono kolorystycznie w zasadzie jedynie do czerni i bieli, nadając „sterylne” warunki odbioru, umożliwiające skupienie się na samej warstwie dramaturgicznej i aktorskiej. Przejścia pomiędzy scenami czy też segmentami spektaklu sygnalizowane są wyświetlonym na ekranie słowem lub zdaniem, najlepiej opisującym główny wątek danej części spektaklu, np. „śledztwo” czy „matura”. Ekran ten w chwilach wyciszenia, gdy skupienie na treści słownej staje się najważniejsze, obrazuje cyfry i litery płynące w kierunku obserwatora i następnie w przypadku liter ginące za ramą lub w przypadku cyfr, rozpraszając się dalej jak gwiazdy w planetarium, delikatnie hipnotyzując i pozwalając oczom błądzić i skupiać się na płynących słowach.
Z kolei emocje w spektaklu, te trudne, gwałtowne i intensywne, których doświadcza główny bohater, są dodatkowo potęgowane w odbiorze widza przez niepokojący dźwięk i rażące światło zawieszonego nad sceną rozświetlonego kabla, przypominającego spiralę rysunkowej żarówki. Gdy światło staje się silniejsze, to znak, że postać Christophera przeżywa coś dla siebie nieprzyjemnego, intensywnego lub niezrozumiałego. W ten sposób łamana jest bariera niezrozumienia pomiędzy bohaterem, pojmującym w inny sposób świat, a widownią. Zabieg, trzeba przyznać sprytny i subtelny, stosowany jest z umiarem. W chwili zupełnej zmiany kontekstu sytuacji, w której znajduje się bohater na początku aktu drugiego, w obliczu niesłychanie silnych, nieznanych wcześniej doświadczeń, sposób ukazania zagubienia ma zupełnie inny, bardziej konfrontacyjny charakter. Powyższe uzasadnione jest fabularnie i opiera się na interakcjach z otoczeniem (w kontraście do poprzedniego zwalniania akcji). Operowanie cieniami i szarością pozwala na oddzielenie zupełnie odmiennych poziomów prowadzenia akcji.
Początkowo gryzł mnie styl aktorstwa, bardzo sztywny, pozbawiony należytego poziomu autentyczności, pozostający w dolnych rejestrach możliwości scenicznego potencjometru, jednakże już w pierwszych 20 minutach miałem okazję przekonać się o słuszności takiego poprowadzenia aktorów. Ukazanie fabuły z perspektywy Christophera, w odmienny sposób rozumiejącego emocje, pomijającego wręcz te bardziej subtelne, od jakich buzuje komunikacja międzyludzka, wymogło zastosowanie nieco sztucznego stylu gry. W chwili gdy pojawiają się emocje dostrzegalne dla bohatera, wtedy w błysku światła na kilka ułamków sekundy aktorzy grają z pełną energią (najlepiej zadanie to wypełniał Jarek Oberek), by po chwili znów powrócić do monotonii, pozbawionej wszystkich mikrosygnałów. W miarę jak spektakl postępuje dalej, tym mniej jest to zauważalne, a ogólny podstawowy poziom interakcji (z punktu widzenia przeciętnego obserwatora) staje się bardziej naładowany emocjami. Tak oto ponownie subtelną kreską zamazuje się granica pomiędzy światem widza a światem głównego bohatera.
„Dziwny przypadek psa nocną porą” to jedna z realizacji, które mimo swojej niewielkiej skali mają okazję przebijać się przez ściany percepcji przebodźcowanego widza, wyraźnie i płynnie wiodąc przez opowieść o przygodach naszego bohatera, a także oswajać różnorodność w najbardziej podstawowym wymiarze. Jest to propozycja zarówno do indywidualnego, jak i grupowego przeżywania i przetrawienia. I nie martwcie się, drodzy Czytelnicy, bo jeśli nawet nie wyjdziecie z uśmiechem, to gwarantuję, że sceny na czwartym piętrze Teatru Groteska nie opuścicie smutni.
fot. HaWa