Recenzje

Gwoździe wbijane w wolność człowieka

Eric Bogosian „Gwoździe” w reżyserii Cezarego Kosińskiego w Teatrze Collegium Nobilium w Warszawie – pisze Anna Czajkowska

Sztuka „Gwoździe” Erica Bogosiana, której adaptacji na potrzeby warszawskiego Teatru Collegium Nobilium dokonał Cezary Kosiński, nie po raz pierwszy gości na naszej rodzimej scenie. Amerykański pisarz ormiańskiego pochodzenia, aktor i scenarzysta, performer, twórca satyrycznych monologów, w których komentuje drażliwe, społeczno-polityczne tematy, wciąż szokuje swymi monodramami i wieloobsadowymi sztukami scenicznymi.  W jego utworach czarna komedia miesza się z elementami kabaretowymi i oryginalnym, odrębnym stylem. Choć sam autor jest w Polsce mało popularny, część widzów miała zapewne okazję poznać jego twórczość dzięki znakomitym i niezapomnianym wykonaniom Bronisława Wrocławskiego (między innymi właśnie monodramu „Czołem wbijając gwoździe w podłogę”).

W przypadku spektaklu dyplomowego studentów IV roku Wydziału Aktorskiego, „Gwoździe” nabierają nieco innego charakteru. Debiutujący w roli reżysera Cezary Kosiński rozpisał klasyczny monolog na cztery kobiety i trzech mężczyzn. Dwudziestoparoletni aktorzy, z przewrotnością i ironią, prezentują na kameralnej scenie całą galerię nietuzinkowych postaci: artystę o wybujałym ego, pijaka, handlowca, narkomankę, uzdrowicielkę świata, dziewczynę uwalniającą swoje wewnętrzne dziecko i parę fanatyków religijnych. Reżyser, wykorzystując różnorodne teatralne środki wyrazu: czarny humor, talk-show, komediowy stand-up, elementy przedstawienia open mike, bezlitośnie obnaża moralną kondycję współczesnego człowieka. Wszyscy bohaterowie, choć część stara się to ukryć, czują się zagubieni i sfrustrowani. Nie potrafią oprzeć się reklamie, manipulacji mediów czy polityków; niektórych wciąga wirtualna rzeczywistość, obiecująca lepsze jutro. Zniewoleni, nieodporni na pokusy, łatwo przyklaskują kulturze konsumpcjonizmu czy nowym filozofiom. Jednak sam tekst Bogosiana nie odsłania żadnej „nowej prawdy”, a te „stare” wydają się już trochę przebrzmiałe (na przykład twierdzenia o szklance do połowy pustej albo pełnej), mimo iż Cezary Kosiński zadbał o aktualność inscenizacji i wprowadził odniesienia do naszej rzeczywistości. Owszem, spektakl wywołuje lekki niepokój, ale moralizatorstwo w nim zawarte staje się nieco trywialne, czasem zbyt nachalne – zwłaszcza w monologach pary konserwatystów: Poli i Poldka.  Natomiast warto docenić świeżość interpretacji, którą prezentują młodzi aktorzy. Ich kreacje budzą grę wyobraźni i pozwalają na finezję w słowach. Zamierzony cynizm niektórych monologów jest uderzający i nikogo nie pozostawia obojętnym, a przemawiający wprost do publiczności bohaterowie czasem przerażają, za chwilę śmieszą, by po kilku minutach wywołać w oglądających zażenowanie. Wybór tej a nie innej sztuki z pewnością nie ogranicza możliwości występujących, młodzi artyści mają szansę zaprezentować liczne umiejętności, zdobyte w trakcie kilku lat nauki oraz pokazać własną, niepowtarzalną indywidualność. W spektaklu „Gwoździe” grają słowem, które staje się pełne, dobrze powiedziane, nienużące oraz ruchem ciała, gestem i mimiką. Czasem brakuje pewności w głosie, dykcję trzeba z lekka doszlifować, ale to niuanse i kwestia praktyki. Trzej aktorzy i cztery aktorki z zadziwiającą lekkością wchodzą w interakcje z publicznością, prezentują umiejętność „rozmowy” z bezgłośnym widzem, choć zazwyczaj wymaga to wieloletniego obycia ze sceną. Marcin Franc w roli rozpaczliwie spragnionego sukcesu Artysty od razu przyciąga uwagę. Znakomicie oddaje groteskowość kreowanej postaci, podkreśla dwuznaczności jej charakteru i poprzez śmiech dotyka czegoś głębszego – znanych artystom sprzeczności między realnym życiem a sztuką. Czy można równocześnie czuć się spełnionym jako artysta i jako człowiek? Odrobina humoru oraz sceniczne środki wyrazu, którymi biegle posługuje się ten młodziutki aktor, pozwalają mu wyjść poza zapisane przez autora słowa i pokazać dużo więcej, poruszając publiczność i zadziwiając. Aktor wprawnie manipuluje surowymi, drewnianymi rekwizytami, tworząc tło dla swoich monologów, zaznaczając barwność i kontrasty tkwiące w postaci Artysty. Równie intrygująca jest Zuzanna Saporznikow jako Zuzka. Z pozoru banalna, trochę kiczowata, a przy tym pełna życia, energii i beztroskiej wiary we własną moc. Bezradnie miota się w pułapce potencjalnych zagrożeń, usiłuje kontrolować rzeczywistość przez współczucie (albo „sikanie miłością”) i stara się być na bieżąco, wysłuchując przerażających, katastroficznych wiadomości ze świata. „Sercem i duszą” pozostaje z najbardziej potrzebującymi. Jeśli dorzuci do tego zakupy w supermarkecie, to wreszcie poczuje spokój i ukojenie. Ileż ironii tkwi w tej sympatycznej bohaterce i jak łatwo popaść w przesadę, kreując jej postać. Jednak Zuzanna Saporznikow tego unika, choć mocno i zdecydowanie kreśli portret Zuzki, dopełniając go szczyptą ciepłego humoru i zrozumienia. Krucha, z przyklejonym do twarzy uśmiechem Klaudia Kulinicz w roli Wewnętrznego Dziecka śmiało i radośnie spogląda w przyszłość. Jej bohaterka naiwnie wierzy w uzdrawiająca moc wyznawanej filozofii i równie ufnie zachęca publiczność do rozpieszczania swojego „wewnętrznego dziecka”. Ale autor nie pozostawia nam złudzeń – podobnie jak pozostali, ona też tkwi w zniewoleniu i nie ma szans na pozbycie się stresu i bólu oraz na wyzwolenie z chaosu destrukcyjnej rzeczywistości.

Sprzedawca Płytek Aleksandra Kaźmierczaka, przez dłuższy milczący, w końcu zwraca się do publiczności, a jego monolog budzi współczucie i wzrusza. Aktor z dużą subtelnością pokazuje uwikłanie swego bohatera w beznadziejny los i pracę, jego rozpaczliwy brak nadziei i marzenia, które nie mają szans się spełnić. Podobnie Ćpunka Marty Sutor, pogodzona, przegrana i pozornie spokojna, choć tak naprawdę pełna rozedrganych emocji. Są jeszcze Pola i Poldek (Kamila Brodacka i Konrad Szymański), zaślepieni religijnym fanatyzmem, trochę stereotypowi i agresywnie dążący do wyzwolenia poprzez prawdę. I tak jak inni bohaterowie „Gwoździ” – ułomni, malutcy w swym konsumpcjonizmie, skazani na zatonięcie w morzu manipulacji, medialnego chaosu, emocjonalnej pustki i frustrującego pragnienia „bycia lepszym”. Wszyscy jesteśmy niewolnikami systemu, nawet bezdomny, który nie posiada nic i nic nie ma do stracenia. W jego rolę wciela się Aleksander Kaźmierczak, a jego pełna  szczerości rozmowa z jednym z widzów zasługuje na wielkie brawa – wchodzenie w bezpośrednią, osobistą relację z przypadkową osobą to z pewnością trudne zadanie dla niedoświadczonego aktora.

Postacie występujące w spektaklu mijają się ze sobą, niemal zderzają, ale nie podejmują żadnej rozmowy. Każdy z aktorów gra swój mini spektakl i czyni to najlepiej, jak potrafi. Oszczędna scenografia – jasne drewno, deski, skrzynki i mocna gra światłem bardzo im pomaga, podkreślając atmosferę alienacji i zagubienia  Reżyser nie stara  się o racjonalne wytłumaczenie tego, co dzieje się z bohaterami, po prostu daje szansę młodym aktorom, by z przysługującą ich wiekowi witalnością i energią streścili myśl autora, jednocześnie przekazali nam okruch nadziei i radości, broniąc swych bohaterów poprzez żart, czasem grubiański, błyskotliwą ironię, melancholijną szczerość i własną indywidualność. Młodzi, zdolni, pracowici, pełni autentyczności i zapału artyści stworzyli piękne, profesjonalne przedstawienie i zasłużyli na szczery aplauz. Pozostaje życzyć aktorom powodzenia, wytrwałości i otwartości na nowe wyzwania, a scena na zawsze pozostanie im przyjazną.


Fot. Bartek Warzecha


Anna Czajkowska – pedagog, logopeda dyplomowany oraz trener terapii mowy. Absolwentka Pomagisterskiego Studium Logopedycznego Uniwersytetu Warszawskiego, a także Podyplomowych Studiów Polityki Wydawniczej Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z wydawnictwami edukacyjnymi (Nowa Era, Edgard) oraz portalem babyboom.pl, dziecisawazne.pl i e-literaci Instruktor metody PILATES. Recenzje teatralne pisze od 2011 roku.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , , ,