O spektaklu „The Strings, czyli sex, drugs i disco” Macieja Kowalewskiego w reż. autora z Agencji Artystycznej WojArt w Poznaniu w Teatrze Garnizon Sztuki w Warszawie pisze Magdalena Hierowska.
Można gardzić muzykami disco polo, można się śmiać z tandetnych aranży i prostackich tekstów, można się również nie przyznawać znajomym, że dobrze się bawiło w nadmorskim kurorcie z plastikowym kubeczkiem piwa klaszcząc w rytm małowartościowego refrenu. Można szydzić i naśmiewać się z twórczości, o której nie mówi się poważnie, ale też można się dobrze bawić na spektaklu „The Strings, czyli sex drugs i disco” w warszawskim Garnizonie Sztuki.
To pełne humoru dzieło od pierwszych scen oszukuje widza do tego stopnia, iż można odnieść wrażenie, że będzie to opowieść pozbawiona jakiejkolwiek treści czy sensu. Bo przecież co może być interesującego w historii kilku nieudaczników zmagających się z bezsensem własnego życia. Jednakże z każdą kolejną chwilą dzięki porywistej i autentycznej grze aktorskiej, a także silnym i przemyślanym kontrapunktom akcji, zaczyna się dostrzegać, że fantazja o lepszym życiu, mimo swej prostoty, ma jakiś sens i staje się spoiwem wyjątkowej przyjaźni rozbitków szukających muzycznego portu jako przestrzeni do realizacji wspólnej pasji.
Stworzenie interesującej historii dotykającej spraw istotnych to zadanie bardzo trudne, zwłaszcza, że nastawienie dużej części społeczeństwa do działalności muzyków disco polo bywa prześmiewcze i krytyczne. Jednakże Maciej Kowalewski skonstruował, na tym pozornie błahym problemie, szczerą opowieść o wytrwałości w dążeniu do zamierzonego celu i przyjaźni jako wartości nadrzędnej. Zabawne sytuacje, logiczne i współczesne dialogi oraz satyryczne charaktery ciosane wyrazistą linią sprawiły, że konwencja żartu zdominowała całą przestrzeń sceniczną.
Znakomicie podkreślona różnorodność portretów psychologicznych oraz mistrzowskie wykonanie układów choreograficznych autorstwa Krzysztofa Adamskiego sprawiły, że ten żywy, sarkastyczny obraz współczesnych środowisk twórców disco polo nabrał nowej jakości i przejrzystego wyrazu. Kotlet (Michał Koterski), osiedlowy pijaczek i niespełniony tancerz, wciągnął w ten sceniczny szał iluzji dobrego smaku swoich współtowarzyszy nieudanego życia. W ten sposób jego przyjaciel cierpiący po stracie ukochanej Haliny, Ernest (Maciej Kowalewski), stał się frontmanem zespołu The Strings o nazwie pełnej powagi podobnej w brzmieniu jak The Doors. Trzecim członkiem zespołu staje się Manuel (Piotr Borowski), który trzema akordami robi więcej zamieszania niż mogłoby mu się wydawać. Natomiast Lerua (Krzysztof Wieszczek), absolwent kursu tańca współczesnego w Amsterdamie, podejmuje zabawną grę z konwencją modern dance w bardzo autentyczny sposób
Na szczególne wyróżnienie zasługuje również tajemnicza i wielozadaniowa postać mistrzowsko zaprezentowana przez Bartosza Żukowskiego. Jego niebywale plastyczne przeobrażenia stają się piękną karykaturą środowisk, które więcej chcą niż potrafią. Postaci wykreowane przez Żukowskiego, ukazujące specyficzny rodzaj waleczności i sprytu, nie są pozbawione ironii, zachowując przy tym całkowitą równowagę scalającą głupkowatość z powagą sytuacji.
Całość tej zadziwiającej kompozycji muzyczności i silnych aktorskich charakterów zostaje wsparta pomysłową scenografią Witka Stefaniaka, która poprzez swój witrażowy i umowny charakter jeszcze silniej podkreśla istotę tego spektaklu jako spoiwa podwórkowych, myśli, relacji i marzeń. W tej prowizorycznej przestrzeni, w której z niczego dzieje się coś, zmieniają się również bohaterowie, którzy dorastają do własnej przyszłości może i w głupkowaty sposób, ale bardzo szczerze.
Można uwielbiać lub nie szanować twórczości muzyków disco polo, jednakże w tym spektaklu nie należy rozpatrywać tematu w takich kategoriach, ponieważ cała konwencja i pomysł na ten odważny projekt potrafi zachwycić bezwzględną przejrzystością w sposobach scenicznego wyrazu. Porywająca gra aktorska, przeplatająca się z dobrze skonstruowanym sarkastycznym dialogiem, potrafi również zaskoczyć zabawnym morałem. A wszystko przez miłość do Haliny, która jak pogrążona w niebycie muza prowokuje bohaterów do zadań odważnych i konsekwentnych.