Maciej Łubieński: Portret rodziny z czasów wielkości. W.A.B., Warszawa 2020 – pisze Izabela Mikrut.
Przede wszystkim Maciej Łubieński ma się czym pochwalić – zna losy swoich przodków do trzynastego pokolenia – i to nie lada osiągnięcie, jeśli weźmie się pod uwagę, że przeważnie odbiorcy z ledwością i wsparciem dziadków mogą dowiedzieć się czegoś o swoich pradziadkach. Tu nie pomogą żadne lekcje historii ani świadomość, że za sprawą internetu można dotrzeć do nieznanych członków swojej rodziny czy do portali zajmujących się genealogią. Po prostu: u kogo w domu pielęgnuje się tradycje i pamięć przodków, ten w naturalny sposób będzie się tym interesować i przekona innych do podobnych postaw. Maciej Łubieński poznaje losy rodziny przez drobiazgi i przez analizę źródeł. Dowiaduje się czegoś z kart historii i od kronikarzy, coś przemyca z rodzinnych narracji. Jego olbrzymi tom „Portret rodziny z czasów wielkości. O prymasach, milionerach, zakonnicach, bankrutach, pisarkach i innych przodkach” jest najlepszym dowodem na to, że prawdziwe relacje z dawnych wieków mogą świetnie się sprawdzić na dzisiejszym rynku – pod warunkiem, że ma się pomysł na przedstawienie tematu. Maciej Łubieński pomysł znajduje, w anegdotach i w tym, co nie przystaje do czasów. Tu drzewo genealogiczne ożywa, zamienia się w zestaw ludzkich spraw, dylematów i potyczek na bazie towarzyskiej.
Sprawdził Maciej Łubieński, co sam pamięta z domowych opowieści i co należało do kanonicznych relacji jego bliskich. Proponuje narrację wypełnioną dobroduszną kpiną, skupia się na detalach i na przedmiotach, które normalnie nie przyciągnęłyby niczyjej uwagi, zapisuje rodzinne tradycje, przytacza urywki z biografii różnych postaci. Wpisuje działania przodków w wydarzenia historyczne, odnotowuje wielkie namiętności i tęsknoty. Czyta pamiętniki i próbuje wyciągać wnioski na temat tego, jak decyzje jednych były przyjmowane przez innych członków rodziny. Bez przerwy odkrywa informacje o wybranych przodkach, zależy mu też na odkrywaniu charakterów i na przekazywaniu temperamentów. Wszystko po to, żeby dla odbiorców niespokrewnionych z Łubieńskimi opowieść była również wciągająca i żywa. Nie wpatruje się autor wyłącznie w zachowane w domowych archiwach dokumenty, sięga także po pisma filozoficzne, żeby móc zamienić opowieści w eseje o wartości znacznie przewyższającej domowe wspomnienia. Znajduje w rodzinie homoseksualistów i zakonnice, znajduje biskupów i bankrutów, tych, którzy lubili się bawić i tych, którzy lubili się umartwiać. Proponuje czytelnikom bogatą galerię postaci, z których każda miała własne dążenia i marzenia i z których każda na co innego zwracała uwagę. Dzięki temu może stworzyć opowieść, która jest jednocześnie esencjonalna i uniwersalna. Tu liczy się życie – w różnych jego odsłonach. „Portret rodziny z czasów wielkości” to nie tylko lektura pokazująca wagę tradycji i znajomości losów przodków – to ciekawe nie tylko dla autora odkrywanie, jak w poprzednich wiekach funkcjonowali ludzie – z całymi zestawami swoich marzeń i potrzeb.