Recenzje

I co z tą nieumiejętnością grania do jednej bramki?

O spektaklu „Wspólnota mieszkaniowa” Jiříego Havelki w reż. Krystyny Jandy w Och-Teatrze w Warszawie pisze Wiesław Kowalski.

Krystyna Janda w swoim teatrze jako reżyserka sięga przede wszystkim do fars i komedii. Wychodzi jej to raz lepiej raz gorzej i to niezależnie od tego, czy sama sobie powierza główną rolę, czy nie. „Pomoc domowa” udała się przednio, ale „Wspólnota mieszkaniowa”, pomimo, że artystka skupiła się tylko na reżyserii, tak sobie.

Inscenizacja czeskiej komedii Havelki powstawała dość długo, bo przerywana była lockdownem. Gdy wreszcie ujrzała pierwsze popandemiczne światło dla publiczności, tak jak zapewne i wcześniej dla samych realizatorów podczas pracy, stała się odskocznią od tego, co przeżywaliśmy w głębokim odosobnieniu. Na scenie oglądamy dwanaścioro mieszkańców kamienicy w trakcie walnego zgromadzenia, którzy absolutnie nie są zainteresowani graniem do jednej bramki. Jedni wykłócają się o jakieś mało istotne pryncypia czy dokumenty, pyskują i skaczą sobie do oczu, inni najchętniej plotkują i rozprawiają o niczym, a jeszcze inni zwyczajnie się nudzą.

Czy było śmiesznie? Czasami i owszem, ale nie zawsze, zwłaszcza wtedy kiedy tekstowy humor nie był najwyższej próby czy pierwszej świeżości. Ale być może nie wywoływanie śmiechu było tym razem dla Jandy najważniejsze, bo pod skórą tych lokatorskich rozważań tliły się sprawy jednakowoż dużo cięższej wagi i zdecydowanie bardziej dramatyczne, a dotyczące m.in. pojmowania różnych aspektów władzy, demokracji, tolerancji czy wreszcie samych sposobów i mechanizmów rządzenia. Być może było za dużo tych grzybów w jednym barszczu, bo w efekcie wymowa tych problemów zabrzmiała płasko, banalnie, bez wychodzenia poza dobrze już znane stereotypy.  A być może Jandę w znalezieniu odpowiednich ekwiwalentów scenicznych zgubiło ciągłe posiłkowanie się aluzyjkami, które w batalii, jaką prowadzą protagoniści, wydają się być orężem mało skutecznym?

Zebranie kończy się oczywiście totalnym bałaganem, choć trudno powiedzieć, by napięcie rosło jak u Hitchcocka, do żadnego porozumienia nie dochodzi, żadne konstruktywne wnioski w trakcie sporów się nie wyłaniają. Być może jednak warto było skupić się tylko na rozrywkowo-komediowym wymiarze tego przedsięwzięcia, by uniknąć wrażenia, że oto obcujemy dokładnie z tym, co znamy doskonale z pierwszych stron gazet i telewizyjnych serwisów informacyjnych, by postaci mogły wyjść poza konwencjonalność zachowań i schematyczną, komiksową typologię. Grzegorzowi Warchołowi udało się to z całkiem dobrym skutkiem.

fot. Robert Jaworski

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , ,