O spektaklu „Jezioro” Zuzanny Bojdy w reż. Darii Kopiec w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Reda Paweł Haddad.
Wiadomo, że jeśli na scenie występują tylko kobiety, to – pomimo podwodnego tematu – będą leciały iskry.
Mirka (Helena Ganjalyan) jest niespełnionym life-coachem, wiecznie pamiętająca o ukochanym, który zainspirował ją do nurkowania i zginął pod wodą; Weronika (Agata Różycka), bezczelna, smarkata i – w jakiś wkurzający, inteligentny sposób – bezemocjonalna oraz Teresa (Lidia Pronobis) gotowa udowodnić sobie, że jest wartościowa. Razem będą biły rekord w nurkowaniu ze sprzętem (obecny rekord to 221 metrów dla kobiet i 333 metry dla mężczyzn).
Przed biciem rekordu
Ćwiczymy z nimi oddychanie. Minuta. Minuta trzydzieści. Dwie. A więc tak wygląda przygotowanie do bicia rekordu. Tyle „tortur” dla kilku zdjęć na insta i chwilowej sławy. Ale dla tych kobiet to coś jeszcze, szansa na pokazanie siły, ambicji, niezależności, samodzielności… Może uleczenie swoich ran i zmierzenie się ze swoimi demonami?
Po biciu rekordu
Wszystkie przeżyły… żadna nie mówi o szczegółach. Nie dowiadujemy się co konkretnie wydarzyło się między Mirką, Weroniką i Teresą, gdy były razem nad Lago di Garda.
Inscenizacja na Scenie Przodownik jest prosta
Trzy krzesła, mikrofon, ekran do wyświetlania wyników. I trochę srebrnej tafli aluminium przypominającej wodę i może w jakiś podskórny sposób łączącej „Jezioro” z oceanem w „Solaris” Lema. Reżyseria jest konkretna, służy aktorkom, które wiedzą co mają robić i tworzą na długo pamiętane role. Każda z nich jest inna, różnią się temperamentem, charakterem i każda, może nie na pierwszy rzut oka, ale jednak… ma w sobie coś niepokojącego. Jakby fanatyczne zafiksowanie na celu, emocjonalny chłód, dystans. Czyżby obraz współczesnej, silnej kobiety, rywalizującej z innymi i w naturalny, solipsystyczny sposób skupiającej uwagę wyłącznie na sobie? Lubię sztuki wyłącznie w kobiecej obsadzie, bo tam ta dodatkowa, kobieca siła teatru jest jeszcze wyraźniejsza.
Lago di Garda ma 342 metry głębokości
Po obejrzeniu „Jeziora” jest jak po seansie „Pikniku pod wisząca skałą” albo „Twin Peaks” – pozostaje pulsujące pytanie co wydarzyło się tam naprawdę i zachwyt nad swobodną, charyzmatyczną i świadomie wychłodzoną emocjonalnie grą aktorską. Bez zbędnych krzyków, gwałtowności – opowieść na zimno… tylko skąd ten niepokój?
Nieważne.
Teraz hop do wody! Rekord czeka!
fot. Karolina Jóźwiak