Recenzje

Jak łka żona drwala?

Spektakl „Zawsze Szekspir”, reż. Andrzej Seweryn, zaprezentowany w Piekarni na zaproszenie Instytutu im. Jerzego Grotowskiego – pisze Kamil Bujny.

Monodram Andrzeja Seweryna „Zawsze Szekspir” to spektakl, o którym należy mówić przede wszystkim w dwóch ujęciach – jako o próbie podkreślenia współczesności i aktualności dzieł Szekspira oraz zaprezentowania warsztatu samego wykonawcy. Obie te rzeczy są w tym wypadku ze sobą sprężone, nierozerwalnie połączone, bo mierząc się z fragmentami utworów autora „Makbeta”, Seweryn pokazuje, z jaką lekkością przechodzi z emocji w emocję, z roli w rolę. Ta niemal dwugodzinna prezentacja nie ma w sobie nic z podejścia typu „The Best of Szekspir” (co też aktor w pewnym momencie podkreśla), a wręcz przeciwnie – chodzi bardziej o to, by mówić bodaj największym dramaturgiem wszechczasów bez patosu i poczucia, że robi się wielki – pisany oczywiście dużą literą – Teatr.

Zajmując miejsce na widowni w Piekarni, można było odczuć niepokój. Nie był on bynajmniej związany z pandemią (obsługa Instytutu im. Jerzego Grotowskiego bardzo płynnie radzi sobie ze sprawdzaniem biletów i całą tą przedpokazową logistyką), tylko z samym przedstawieniem – widz, zapoznawszy się z opisem spektaklu „Zawsze Szekspir”, zostaje bowiem niejako nakierunkowany na konkretny, zdecydowanie pozytywny, sposób recepcji. Jak czytamy w opisie prezentacji, w monodramie Seweryna „połączone zostały najpiękniejsze fragmenty arcydzieł Szekspira”, dzięki którym możliwy jest „popis wielkiego aktora”. Sam dobór słów („najpiękniejsze fragmenty”, „arcydzieła Szekspira”, „wielki aktor”) wprowadza odbiorcę w zakłopotanie, w stan, który można by określić przymusem zachwytu – bo jak się nie zachwycać, jeśli jeden z najbardziej cenionych polskich aktorów mierzy się w pojedynkę z fragmentami „Hamleta” czy „Makbeta”? Na szczęście, jak się prędko okazuje, Seweryn stroni od patosu i egzaltacji, niejako dworuje sobie z nastawienia, z którym oglądający przychodzi na jego spektakl, bo – jak sam podkreśla – z „błazeństwa prawda się utoczy”.

Dużo w tym przedstawieniu humoru, jednak bez „wyciskania z widza śmiechu na chama”. Seweryn dąży raczej do zaprezentowania postaci, która nie zdaje sobie sprawy z własnej śmieszności – ma uchodzić za niepozorną, może nawet nieświadomą swojej atrakcyjności. W wielu momentach bohater spektaklu udaje, że czegoś nie pamięta, że widzowie muszą mu w czymś pomóc (przypomnieć jakiś tytuł lub fakt), jednak nie ulega wątpliwości, że to nie nieporadność, tylko świetnie przygotowana i obmyślona rola – do tego stopnia autentyczna, że odbiorca ulega tworzonej na scenie iluzji. Atmosfera w trakcie przedstawienia jest w związku z tym niezobowiązująca, a bardziej rozgadani, tudzież włączeni w udział widzowie, przekrzykują się w pomysłach na odpowiedzi na zadane pytania (jak wtedy, gdy zostali poproszeni o podanie słów, które kojarzą im się z miłością). Spektakl jest jednak ukierunkowany w stronę nie tyle tworzenia komuny czy pogłębiania relacji między wykonawcą a widzami, ile podkreślania charyzmy i warsztatu samego Seweryna. Aktor, budując wrażenie nie-teatru i ożywiając relację na linii artysta-publiczność, zaprasza do dyskusji nad Szekspirem i jego dziełami, jednak to on sam pozostaje w centrum uwagi – jako świetny rzemieślnik, osobowość sceniczna, pewny siebie i swoich zdolności artysta. Z tego też punktu widzenia przewrotny wydaje się jego komentarz, w którym stwierdza, że takie niezobowiązujące granie (w sensie pozornie luźnego prowadzenia roli) kilkadziesiąt lat temu wydawało mu się zupełnie nieprofesjonalne.

Podobnych kontestacji w trakcie prezentacji jest więcej: aktor wielokrotnie odwołuje się do scenicznych doświadczeń, przedstawia teatralne anegdoty (przywołując na przykład radę Gustawa Holoubka, która mówi o tym, by nie grać ze zwierzętami i dziećmi, bo one zawsze wypadną lepiej), znajdując w tym sposób na kreowanie postaci. Poprzez opowiadanie o sobie w teatrze, o wyzwaniach, jakie towarzyszą graniu Szekspira i podkreślanie licznych trudności towarzyszących interpretacji na przykład „Makbeta”, Seweryn pragnie nie tyle dokonać autoprezentacji (stworzyć autotematyczną, autoteliczną narrację), ile znaleźć sposób na uwypuklenie swoich umiejętności – choć z opowieści, które przeplatają szekspirowskie fragmenty, wyłania się wizja wielkiego trudu w graniu dzieł autora „Otella” (przedstawiona raz żartobliwie [jak wtedy, gdy aktor zastanawia się, jak łka żona drwala], raz zupełnie poważnie [na przykład podczas próby zdefiniowania świadomości, zobrazowania wpływu Szekspira na wykonawcę czy wskazania znaczenia fenomenologicznego redukowania postaci na podstawie fragmentu „Dwóch panów z Werony”]), to chwilę później oglądamy Seweryna, który z wielką lekkością, bez żadnego problemu, wczuwa się w dobrze nam znane role. Na tym poziomie widać, jak aktor świadomie i szczerze prowadzi monodram, zdając sobie sprawę z tego, co najbardziej przemawia do widza. Twórca znalazł bowiem własny sposób na interpretację wybranych fragmentów dzieł Szekspira, godząc w nim teorię (namysł, refleksję na temat ich recepcji i kulturowej wartości) z praktyką.


Fot. Wojciech Kiczek

Komentarze
Udostepnij
Tags: , ,