Recenzje

Jak to jest być Tobą?

O spektaklu „Jeszcze się nie stało” w reż. Moniki Popiel, Teatr im. Jana Kochanowskiego w Opolu, pokazanym w ramach IV Maratonu Teatralnego, pisze Kamil Bujny.

„Jeszcze się nie stało” to przedstawienie zaskakująco dobrze zdefiniowane przez swój tytuł. Jeszcze się nie stało, ale wciąż wiele może się stać. Jeszcze się nie stało, choć właściwie nie wiadomo, co miałoby się stać. Jeszcze nie, więc kiedy? To niejako urwane zdanie, dające się odczytać z jednej strony jako wyraz zawodu, z drugiej – nadziei, pobrzmiewa w głowie oglądającego przez cały spektakl. Pobrzmiewa, bo na scenie rzeczywiście jeszcze nic się „nie stało”, a przynajmniej nie to, czego odbiorca mógłby oczekiwać – nie zawiązuje się bowiem akcja, nie ma dialogów ani scenografii. Nie wiadomo w zasadzie, kto gra, a kto ogląda. Podział na wykonawców i odbiorców zostaje zniesiony: widzowie, zostawiając na korytarzu buty, wchodzą do sali jak performerzy – nieskrępowani obuwiem, gotowi, by „działać”. Zajmują miejsce na porozrzucanych po całej sali poduszkach, wyznaczając w ten sposób przestrzeń działań aktorskich. Co może z tego wyniknąć?

Tytułowe „niestanie się” czy też „niestawanie się” zmienia co rusz w opolskim spektaklu znaczenie. Na początku, gdy performerzy (Aneta Jankowska, Anna Kamińska i Paweł Urbanowicz) przemieszczają się między oglądającymi, raz po raz zadając im pytanie „Jak to jest być tobą teraz?”, wydaje się, że tematem pokazu będzie proces budowania relacji. Już w tym momencie pojawia się wiele kontekstów, które uruchamiają takie skojarzenia, w tym pandemia i sama sytuacja teatralna. Na z pozoru proste pytanie trudno o dobrą odpowiedź – podczas gdy brak butów odbiera poczucie bezpieczeństwa (co można było zaobserwować podczas zajmowania miejsc; bardziej skonfundowani widzowie siadali dalej, przy samych ścianach), to maska na twarzy zapewnia poczucie anonimowości i fałszywej niewidzialności. Jak się więc czuję? Jak to jest być mną w tej chwili? Dobrze czy niedobrze? Nawet pobieżna obserwacja współoglądających utwierdza w przekonaniu, że odpowiedzi byłyby różne – gdy jedni, przerażeni perspektywą publicznego dzielenia się wrażeniami, czuli się niezbyt dobrze, w tym samym czasie inni wykazywali się dużą swobodą, wykorzystując przydzieloną im poduszkę nie tyle do siedzenia, ile jako podkładkę pod głowę.

Szukanie odpowiedzi na zadane przez twórców pytanie można po jakimś czasie odłożyć na później, gdyż wykonawcy prędko zajęli się sobą To jeden z ciekawszych momentów przedstawiania, gdy trójka performerów, próbując odnieść się do postawionego wcześniej pytania, stara się w praktyce dowieść, jak to jest być kimś innym. Przez kilkanaście minut publiczność obserwuje, jak artyści, stojąc w niby-okręgu, rozbierają się i na powrót ubierają, wymieniając się między sobą bluzami, koszulkami i spodniami. Ich działanie – ruchowo zapętlone, dowartościowane elektroniczną, bardzo regularną muzyką – okazuje się do tego stopnia intensywne, że po jakimś czasie trudno powiedzieć, jak performerzy wyjściowo wyglądali: w co byli ubrani, czy garderoba w jakichś sposób ich definiowała. Ta niepewność zostaje spotęgowana ich nową sceniczną tożsamością: od momentu „wymiany” ubrań obserwujemy zwartą ruchowo grupę, tworzącą jakby jeden organizm, która, przemierzając po okręgu salę, dokonuje quasi-akrobacji. Każdy kolejny krok wymaga od performerów nie lada wysiłku – podniesienia i przerzucenia przez siebie jednej z osób. Jeśli któryś z wykonawców zaniemoże lub przestanie mieć siłę, to cała grupa stanie – przestanie posuwać się naprzód. Zagrożenie i niepewność może czuć jednak nie tylko podnoszona osoba, lecz także oglądający. Wszystko dzieje się bowiem wśród siedzących na poduszkach widzów, którzy w przypadku nieudanej „akrobacji” mogą realnie ucierpieć.

W wyreżyserowanym przez Monikę Popiel spektaklu można wyróżnić trzy części. W pierwszej postawione zostaje pytanie o to, jak to jest być kimś innym; w drugiej wykonawcy próbują w praktyce na nie odpowiedzieć; w trzeciej dochodzi zaś do przesunięcia akcentów – pytanie nie dotyczy już jednostki, tylko grupy. Performerzy, opierając swoje działania na wzajemnym zaufaniu i wierze w swoje możliwości (z minuty ma minutę, przynajmniej fizyczne, coraz mniejsze), pokazują nie tylko, czym w istocie jest praca zespołowa, lecz także, jak uwikłani są w nią widzowie. Jeśli założymy, że część oglądających przychodzi do teatru właśnie po to, by dowiedzieć się, jak to jest być kimś innym (wszak w dużej mierze tego właśnie problemu teatr od zawsze dotyka), to w „Jeszcze się nie stało” publiczność zostaje wyciągnięta na scenę i zapytana „jak to jest być teraz razem?”. Teraz – w tej chwili, niespodziewanie, ale też w trakcie pandemii. Nie ma w tej prezentacji bowiem żadnego „innego”, jest tylko zbiorowe i demokratyczne „my”. Znajduje to zresztą odzwierciedlenie w postawie widza: oglądając działania performerów, czuje on najpierw dezorientację, później strach (przed tym, że któryś z artystów zrobi sobie lub komuś innemu krzywdę), a na końcu solidarność – w zmęczeniu i scenicznej pracy. W tym miejscu należałoby postawić inne pytanie: jak należałoby wykorzystać to, co wbrew tytułowi w trakcie spektaklu powstało? Tak rzadkie poczucie realnego współbycia nie powinno zostać bowiem zmarnowane.

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , ,