O spektaklu „7 minut” w reż. Adama Biernackiego z Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu na 39.WST pisze Edyta Werpachowska
W dobie teatralnych fajerwerków, spektakli przepełnionych efektami specjalnymi, technologią i multimediami, klasyczne przedstawienie wykorzystujące podstawową tylko scenografię, operujące słowem, w warstwie dźwiękowej wykorzystujące jedynie symboliczne tykanie zegara jawi się jako prawdziwa perełka. Tę właśnie, klasyczną jakość zaproponował na 39. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych Adam Biernacki: reżyser zaskakującego w swej prostocie spektaklu „7 minut” z Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu.
W pustym magazynie fabrycznym od 29 lat pracuje Bezan. Bohatera poznajemy w ostatnim tygodniu jego pracy: jest poniedziałek, w najbliższy piątek Bezan odejdzie na emeryturę. Jest on typowym przedstawicielem starszego pokolenia – konserwatywny, ułożony, w życiu i pracy kierujący się sztywnymi zasadami, z nostalgią spoglądający w przeszłość. W statyczny świat uporządkowanych reguł wkracza powiew świeżości – młody Fok, którego Bezan w ostatnim tygodniu swojej pracy przyuczyć ma do zawodu magazyniera. Na początku wydaje się, że spektakl będzie odzwierciedleniem znanego schematu polegającego na starciu młodego i starego pokolenia czy walki konserwatyzmu z nowoczesnością. Dramat Davida Desoli daleki jest jednak od sztampowych rozwiązań. Szybko okazuje się bowiem, że magazyn jest tak naprawdę swoistą atrapą – od czasu, gdy Bezan zaczął w nim pracować nie przybyła doń ani jedna dostawa. Skrupulatnie wydzielone strefy dostaw, odbiorów, nadwyżki towarów i segregatory mające na celu inwentaryzację cały czas stoją puste. W jakim celu więc Bezan spędza tam 8 godzin dziennie – codziennie, od 29 lat?
Twórcy „7 minut” zamiast sztampowego rozwoju akcji serwują widzom piękną opowieść o kwestiach fundamentalnych: nadawaniu życiu sensu, obronie własnej godności, a także o tym, że „stare” i „nowe” nie zawsze ze sobą walczą – czerpią i uczą się od siebie nawzajem. Adam Biernacki nie sili się na sztuczne wybuchy akcji i mocno zarysowane punkty kulminacyjne. Spektakl jest bardzo spokojny (co nie znaczy nudny!), w swoim trwaniu przypomina to, czego jest metaforą – prawdziwe życie z całym smutkiem przemijania i pięknem nadchodzenia nowego. Niemała w tym zasługa dwóch aktorów tworzących przedstawienie – Macieja Grzybowskiego wcielającego się w rolę Bezana oraz Jakuba Łopatki, który gra Foka. Obaj stwarzają swoje role z wielkim wyczuciem, idealnie uwypuklając znaczenie słów dramatu. Dobrze wiedzą, że „mniej znaczy więcej”.
Zasadę tę zresztą można śmiało przenieść na całość spektaklu. „7 minut” to bowiem proste, klasyczne przedstawianie i to właśnie w jego zwyczajności tkwi siła (i paradoksalnie jego wyjątkowość). „7 minut” udowadnia, że stary, dobry teatr ma się całkiem dobrze.