Recenzje

Katastrofy

Grzegorz Stern: Borderline. Dwanaście podróży do Birmy. Czarne, Wołowiec 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Podróży do Birmy mogłoby być znacznie więcej niż dwanaście, zwłaszcza że są one tylko pretekstem do poznawania ludzi i ich losów. Grzegorz Stern będzie sprawdzać, jak wielka polityka kształtuje egzystencję zwykłych mieszkańców, ale i tych, którzy nie chcą pozostawać w cieniu. „Borderline” jest w takim ujęciu zestawem portretów otwartych, sygnalizowaniem modyfikacji życiorysowych – i próbą znalezienia tematu poza kluczem turystycznym czy obyczajowym. Birma w ujęciu Sterna nie jest gościnna ani życzliwa, im więcej rozmówców – tym więcej naturalnie płynących oskarżeń lub pytań o godność. Różne środowiska i skrajne tematy w tym punkcie wyraźnie się zbiegają: tutaj trudno o spokój i odpoczynek. Zdecydowanie nie wypada to miejsce zachęcająco – chyba że ktoś akurat potrzebuje mocnych wrażeń.

Grzegorz Stern odwiedza, obserwuje i słucha. Nic więcej nie może zrobić, jeśli zależy mu na zrozumieniu miejscowych, a nie na własnych – niekoniecznie zgodnych z prawdą – interpretacjach. Więc chociaż zapewne zdaje sobie sprawę, że krzywda radykalizuje subiektywne oceny, oddaje głos bohaterom kolejnych reportaży. Podąża za służbami mundurowymi, byłymi więźniami politycznymi, politykami i mnichami. Za każdym razem odkrywa coś, co pozwala mu lepiej zrozumieć Birmę – a na pewno pełniej ją zaprezentować. „Borderline” składa się z migawek podróżniczych – tyle tylko, że nie zobaczy się tu horyzontu, autor zacieśnia perspektywę. W jego polu widzenia znajduje się wyłącznie najbliższe otoczenie, obrazki rodzajowe z ulicy czy dźwięki dostępne od razu po wyjściu z domu. Nic dalej, nic z chęci wybiegania poza dostępną codzienność. Stern usiłuje wyznaczyć tor myślenia typowy dla „tubylców”, odwzorować specyficzną mentalność. Podąża w tym za polityczną lub społeczną sensacją, bo wie, że dzięki takiemu rozwiązaniu przykuje uwagę odbiorców, dla których Birma to absolutna egzotyka.

Autor przeżywa bolączki mieszkańców, trochę na własnej skórze testuje problemy wpływające na gospodarkę i odkrywa, jakie działania są niezbędne dla uzdrowienia systemu. Swoje obserwacje konfrontuje z doświadczeniami rozmówców – ci mierzą się ze znacznie poważniejszymi kłopotami, a co za tym idzie – sami stają się interesującym materiałem na historię. Grzegorz Stern skrzętnie to wykorzystuje, „Borderline” to tom wypełniony portretami w ruchu, aktami straceńczej odwagi, ofiarami systemu albo tymi, którzy nauczyli się kombinować, żeby przetrwać. Zmiana mentalności przy takich nawykach będzie już wyjątkowo trudna.

Poza wszystkim autor jawi się jako ten, który z fotograficzną dokładnością rejestruje otoczenie. Nie umyka mu żaden szczegół, nawet jeśli nieistotny dla wprowadzanej historii – detalami z tła oddaje koloryt lokalny, pokazuje Birmę codzienną, bez retuszu charakterystycznego dla kolorowych przewodników. Z całą ostrością spojrzenia przeprowadza Stern odbiorców po ulicach i urzędach, instytucjach i podwórkach. Nie zawsze za kłopoty i klęski odpowiadają ludzie, ale mieszkańcy Birmy ze spokojem (trudnym do zrozumienia dla czytelników) znoszą kolejne przeciwności losu, czy chodzić będzie o polityczne przewroty, czy o tajfun. Autor pisze tu bez sentymentów i na podobne uczucia nie pozwala też postaciom – przywołuje ich relacje beznamiętnie, co sprawia wrażenie rezygnacji i rozżalenia. To podróż w poszukiwaniu granic zła i Stern podsuwa zbiór reportaży z odległych regionów – ale ze zrozumiałymi dla wszystkich uczuciami.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,