O spektaklu DŁUG wg Davida Graebera w reż. Jana Klaty w Teatrze Nowym Proxima w Krakowie pisze Agata Łukaszuk.
Od premiery ostatniego krakowskiego spektaklu w reżyserii Jana Klaty minęły ponad dwa lata. Mroczne i posępne „Wesele” zrealizowane na scenie przy Jagiellońskiej miało swoją premierę w czerwcu 2017 roku, na krótko przed końcem czteroletniego urzędowania Jana Klaty na stanowisku dyrektora Narodowego Starego Teatru. Od tamtego czasu reżyser pracował głównie poza granicami kraju — w Polsce zrealizował tylko dwa przedstawienia: „Wielkiego Fryderyka” w Teatrze Polskim w Poznaniu oraz „Trojanki” w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Podczas gdy Stary Teatr nadal z powodzeniem gra stworzone przez Klatę przedstawienia, a gdańskie „Trojanki” święcą tryumfy na kolejnych festiwalach teatralnych, Klata zaprosił do współpracy Bartosza Bielenię, Marcina Czarnika, Monikę Frajczyk i Małgorzatę Gorol, by na deskach Teatru Nowego stworzyć nowy spektakl. W swoim dziele, czerpiąc inspirację z tekstu amerykańskiego antropologa Davida Graebera „Dług. Pierwsze pięć tysięcy lat” oraz wielu innych tekstów kultury, przygląda się roli pieniądza we współczesnym świecie.
Po wejściu na salę zastajemy aktorów na prostokątnej scenie, ograniczonej z każdej strony przez rzędy podestów, na których miejsca zajmują kolejni widzowie. W tej dusznej, zadymionej, klaustrofobicznej wręcz przestrzeni jesteśmy zarówno obserwującymi, jak i obserwowanymi; przyglądamy się nie tylko aktorom, lecz także sobie nawzajem, podglądamy reakcje widzów z naprzeciwka, a aktorów widzimy również w lustrzanym odbiciu, które tworzy się na lśniącej srebrnej podłodze wyznaczającej przestrzeń gry. Można odnieść wrażenie, że właśnie weszliśmy do studia telewizyjnego, gdzie trwa nagranie jakiegoś teleturnieju lub talk-show. Aktorzy chodzą tam i z powrotem, wypowiadając przy tym różne słowa, które nierzadko trudno zrozumieć — złote sztuczne szczęki utrudniają mówienie, powodują seplenienie. Wreszcie ktoś rzuca na powitanie „Dobry wieczór, Opole”. Może jednak to nie teleturniej, ani talk show? Może będziemy brać udział w festiwalu piosenki? A może wydarzy się tu coś zupełnie nieoczekiwanego?
Uwagę zwracają dziwaczne, symetryczne w różnych płaszczyznach, kostiumy wymyślone przez Mirka Kaczmarka: aktorzy i aktorki ubrani są w identyczne kombinezony zrobione ze zszytych parami jeansowych kurtek, na stopach mają natomiast podwójne buty kowbojki. Tak zaprojektowane stroje wzmacniają efekt lustrzanego odbicia. Wszyscy wyposażeni są też w błyszczące „nerki” — małe, zakładane na biodro torebki na pasku. Przechowują w nich pieniądze i inne ważne przedmioty, takie jak elektroniczne papierosy, którymi nieustannie się inhalują, „puszczając z dymem” pieniądze. Dym wydobywający się z tych współczesnych cygaretek wypełnia zresztą całą przestrzeń.
Spektakl to właściwie zbiór etiud, z których każda stanowi nawiązanie do innego tekstu kultury i jest zarazem kolejną sekwencją w rozważaniach na temat długu. Odgadywanie literackich smaczków jest nie lada gratką dla widza: mamy tu odwołania do Biblii i ewangelicznej przypowieści o nielitościwym dłużniku, nawiązania do pism Platona, pojawiają się także postaci z dzieł Szekspira („Kupiec Wenecki”), Goethego („Faust”) i Dostojewskiego („Zbrodnia i kara”) oraz fragment zaczerpnięty z książki byłego ministra finansów Grecji Janisa Warufakisa „Porozmawiajmy jak dorośli. Jak walczyłem z europejskimi elitami”, w której kontrowersyjny ekonomista opowiada swoją wersję historii o kryzysie, długach państwa i relacjach z Unią Europejską. Nie brakuje nawiązań do popkultury: mamy tu wypowiadane po angielsku fragmenty dialogów z filmu Tima Burtona „Marsjanie atakują”, a wreszcie brawurowo wykonaną przez Marcina Czarnika piosenkę „A Change Is Gonna Come” Sama Cooka. Uwagę zwraca, jak to zwykle w spektaklach Jana Klaty bywa, muzyczna warstwa przedstawienia. Duże wrażenie robią umiejętności wokalne duetu Frajczyk/Bielenia, którzy swoje muzyczne talenty wykorzystywali na scenie już nie raz. Stworzona przez Maćko Prusaka choreografia w połączeniu z wyśpiewanymi przez całą czwórkę artystów słowami stanowi natomiast swoisty refren przedstawienia, który dźwięczy w głowach na długo po opuszczeniu teatru („Każdy człowiek jest długiem”, „Każdy dzień to pożyczka”).
Finałowa część spektaklu to popis aktorskich umiejętności Moniki Frajczyk. W jednej chwili staje się ona prowadzącą talk-show, w którym uczestniczą kontrowersyjni brytyjscy muzycy – Jimmy Cauty i Bill Drummond, założyciele działającego na początku lat dziewięćdziesiątych elektronicznego zespołu KLF. W 1994 roku duet zasłynął prowokacyjnym performancem: Cauty i Drummond wypłacili z banku cały zgromadzony przez KLF majątek, czyli w sumie milion funtów, a następnie spalili całą gotówkę. Wielokrotnie pytani przez dziennikarzy, dlaczego to zrobili i co chcieli tym gestem przekazać światu, różnie uzasadniali swoje działania. W program zaangażowani zostają również zgromadzeni na sali widzowie. Prowadząca show przysiada się do wybranych osób i pyta, czy też spaliliby milion funtów, gdyby dysponowali taką sumą pieniędzy, i jednocześnie wciela się w „głosy publiczności”. Odpowiedź na pytanie o sens działań brytyjskich muzyków wydaje się oczywista — trudno znaleźć logiczne uzasadnienie puszczenia z dymem gotówki. Sam Drummond przyznał zresztą wreszcie w 2004 roku w wywiadzie dla BBC, że żałuje spalenia pieniędzy.
Pomimo poważnych tematów poruszanych w spektaklu, oglądając „Dług” można się dobrze bawić, a to za sprawą świetnego warsztatu aktorskiego i wokalnego prezentowanego przez zespół aktorski. Nie brakuje tu przestrzeni na gorzkie i przygnębiające refleksje, ale całość potraktowana została z dużą dozą ironii i humoru, czym wielokrotnie wzbudza rozbawienie na widowni. Warto wybrać się do Teatru Nowego, by uczestniczyć w tym wyjątkowym popisie talentów. Widzom pozostaje dopisać sobie do listy kolejny dług — wdzięczności za dobrze spędzony czas
Fot. Marcin Oliva Soto