Recenzje

Klepki z izdebki

O przedstawieniu „Noc cudów” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w reż. Michała Szafarskiego w Teatrze Przypadków Feralnych w Krakowie pisze Piotr Gaszczyński.

Noc cudów – najnowszy spektakl Teatru Przypadków Feralnych, w porównaniu do ostatnich realizacji, jakie można było oglądać na scenie Klubu Pod Jaszczurami, jest zdecydowanie bardziej rozbudowany pod względem scenograficznym, obsadowym i dramaturgicznym. Jest nawet gęś. I babcia. I magicy. Cytując klasyka: mają rozmach **********!

Zakurzony w bibliotecznych piwnicach tekst Gałczyńskiego brzmi tak, jak gdyby był napisany wczoraj. Zmieniają się jedynie rekwizyty. Otóż zamiast metody na wnuczka, mamy tu metodę ”na gazetę”. Babcia (Justyna Marzec) zwolenniczka teorii spiskowych (o 5G, Jerzym Ziębie i Reptilianach w rządzie USA jeszcze nikt nie słyszał) jak tylko może uprzykrza życie swojemu wnuczkowi (Michał Szafarski). Apodyktyczna staruszka z właściwą sobie werwą infiltruje każdy najmniejszy skrawek życia biednego młodzieńca. Ale nadchodzi czas zemsty. Spreparowany tekst o rzekomym cudzie w środku lasu, w którym można spotkać dzika z głową Batorego, prowokuje matronę do wyruszenia na wycieczkę celem zbadania tego niezwykłego zjawiska.

Fortel nie doszedłby do skutku, gdyby nie Jerzy (Mikołaj Maciejski), na którego babcia ma ewidentną chrapkę i Katarzyna (Alicja Kurowska). To oni, podając się za specjalistów od metafizyki, ostatecznie przekonują babcię, że coś musi być na rzeczy. Im dalej nota bene w las, tym dziwniej. Na miejscu nasi podróżnicy zastają Szarlatana (Justyna Czort) prezentującego pokaz „magii” niczym szef obwoźnej trupy cyrkowej sprzed kilkuset lat. Aura tajemniczości udziela się wszystkim zebranym. W pewnym momencie rzeczywiście w oddali pojawia się iluminacja człekokształtnego dzika (zresztą kto dziś wierzy Matejce, może poczciwy król Stefan faktycznie miał taką fizis?). Epifania humanoidalnej dziczyzny staje się okazją do złapania babci i egzorcyzmowania głupot z jej głowy – jest to zdecydowanie najlepsza część przedstawienia. Wstawianie piątej klepki czyli ostatniej deski ratunku dla staruszki, skutkuje „wypędzeniem” z niej demona – zielonej gęsi.

W spektaklu występują częste muzyczne przerywniki – swoiste teatralne intermedia, w których „feralni” aktorzy czują się jak ryby w wodzie. W ogóle ma się wrażenie, że wszyscy na scenie dobrze się bawią – i ta radość udziela się widowni. Noc cudów w całej swej absurdalności, jak to z farsami bywa, dość brutalnie diagnozuje społeczeństwo, które jak nigdy wcześniej narażone jest na nieustanny zalew różnego typu fake newsów. Wyławianie z morza informacji prawdziwych wiadomości, wymaga nie lada trudu i ostrożności. Znający „niewygodną prawdę” samozwańczy eksperci z portali społecznościowych zastąpili realnych fachowców. Łatwiej uwierzyć w witaminę C leczącą raka, niż w skuteczność szczepionek. Czepek z folii aluminiowej zastąpił profesorski biret. Konkluzja? Jak w słynnym memie – „Zanim powstał internet, tylko rodzina wiedziała żeś głupi”.

Śmiech oswaja, pozwala bronić się przed idiotyzmami, obnażyć je w zarodku. Gałczyński wiedział o tym sto lat temu. Wiemy o tym i my z tą różnicą, że dziś ten śmiech staje się coraz bardziej nerwowy, niepewny jutra. Póki się da, trzeba egzorcyzmować. Do skutku.

fot. mat. teatru

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , ,