Recenzje

Kobiece sprawy

Elizabeth Gilbert: Miasto dziewcząt. Rebis, Poznań 2019 – pisze Izabela Mikrut.

Jest to książka, która powinna narobić sporo zamieszania na rynku literatury obyczajowej, bo też i Elizabeth Gilbert nie zamierza bawić się w grzeczną i schematyczną historyjkę. „Miasto dziewcząt” to powieść pełnokrwista, radykalna i momentami obrazoburcza, wywrotowa i piękna przy tym. Powieść o tym, że zawsze warto żyć w zgodzie z własnymi poglądami, choćby nawet miało się przez to wiele stracić i cierpieć. A przy okazji też powieść o tworzeniu, chociaż w innym kontekście niż mogliby się odbiorcy spodziewać.

Bohaterką jest tu Vivian, której życie – z perspektywy bliskiego końca – poznają czytelnicy. Vivian jako nastolatka została wyrzucona ze szkoły. W efekcie trafiła do miejsca, które niespecjalnie nadawało się na przystań dla młodych i naiwnych dziewczyn, nawet w latach wojny. W 1940 roku znalazła się w Nowym Jorku, w podrzędnym teatrzyku rewiowym prowadzonym przez ciotkę. Tu zaczyna się przygoda, która zaważyła na całym życiu kobiety i z perspektywy czasu wywołuje mieszane odczucia. Vivian szybko odnalazła się w nowym miejscu, odkrywając talent do szycia i dopasowywania kostiumów do figury tak, by uwydatniały atuty sylwetki. Mogła być genialną krawcową i garderobianą, zyskać sławę jako artystka. Nawet po latach w relacji widać wyraźnie stopień zainteresowania tematem, umiejętności i radość tworzenia; Vivian wcale nie musiała występować na scenie, żeby zyskać popularność i wielkie pieniądze. Tyle tylko, że sama zechciała pokierować swoim życiem nieco inaczej. Zafascynowana gwiazdami rewii, wikłała się w niebezpieczne relacje, aż w końcu doprowadziła do wielkiego kryzysu. Po nim nic już nie było takie samo.

Fabuła „Miasta dziewcząt” trzyma w napięciu, w końcu to sekret, który bohaterka stopniowo odsłania, prowadząc do rozmaitych refleksji – nie ma jednego kierunku opowieści, a ponadto Gilbert porusza różnorodne wątki, które w równym stopniu intrygują – odbiorcy będą czekać na rozwiązanie tych zagadnień. Jednak prawdziwa siła tomu ujawnia się w jakości narracji. Gilbert jest mistrzynią zmysłowych opisów. Potrafi przyciągnąć rozważaniami o modzie nawet wtedy, gdy nie ma się ochoty na czytanie o krojach sukni lub jakości materiałów. Potrafi przyciągnąć opowieściami o tym, jak powstaje rewia – zaprasza czytelników do śledzenia kolejnych etapów działań, od powstawania scenariusza i „castingu” do konkretnych ról, po realizację. Potrafi wreszcie na długo skupić uwagę na sprawach damsko-męskich oraz damsko-damskich, bo w „Mieście dziewcząt” jest miejsce na mnóstwo międzyludzkich relacji o różnym stopniu zaangażowania, czasem nacechowanych erotyzmem, a czasem – po prostu silnie działających na wyobraźnię. Elizabeth Gilbert za każdym razem zabiera czytelników w swój świat, buduje mikroskopijną rzeczywistość, do której wstęp mają wyłącznie bohaterowie i odbiorcy – ale tę przestrzeń dopracowuje w każdym elemencie.

„Miasto dziewcząt” to powieść, która robi wrażenie zakresem poruszanych tematów, owszem. Ale w pierwszej kolejności to jakość opisów najbardziej przypadnie do gustu czytelnikom. Jest to książka dla wszystkich odbiorców, którzy lubią gęstą literaturę, emocji tu nie zabraknie – a Elizabeth Gilbert do tego ucieka od oczywistości. Pojawia się na rynku książka smakowita, książka, którą chce się dawkować powoli, żeby nie uronić ani odrobiny z jakości. W tej narracji nie ma słabych punktów, tom powinien błyskawicznie stać się hitem wydawniczym.

Komentarze
Udostepnij
Tags: ,