Iwan Wyrypajew „Irańska Konferencja” – reż. Iwan Wyrypajew, Dom Artystyczny WEDA, Aksenov Family Foundation, gościnnie w Teatrze Dramatycznym w Warszawie – pisze Alicja Cembrowska
„Szybko, bo zaczną znowu mówić!” – usłyszałam za plecami, a za chwilę zobaczyłam dwie kobiety po omacku poruszające się w dopiero co rozświetlającej się sali. Zanim jeszcze zaczęły się oklaski po „Irańskiej konferencji” Iwana Wyrypajewa, zanim zaczęło do wszystkich docierać, że to już… Minęły dwie godziny od rozpoczęcia spotkania w Kopenhadze.
Najnowsza propozycja rosyjskiego reżysera należy do tych, które wymęczą i wynudzą do granic wytrzymałości lub całkowicie wciągną, pomimo tego że – jak już sam tytuł wskazuje – scena zamienia się w panel dyskusyjny. Widowni rozdane zostały zaś słuchawki, by „nawet pomimo dobrej znajomości języka angielskiego” poczuć klimat iście konferencyjny.
I właśnie w samej konwencji szukam klucza do rozumienia, co Wyrypajew chciał powiedzieć. Zdaje się, że właśnie tak wyglądają współczesne dyskusje. Grupa ludzi przerzuca się argumentami – jedni mówią bardziej logicznie, inni mniej. Jedni sięgają do emocjonalnego worka, drudzy do racjonalnego. Co ciekawe, by dyskutować, wcale nie trzeba być stroną bezpośrednio zaangażowaną w konflikt. W tym przypadku rozważona ma zostać „sprawa irańska”, co zdaje się o tyle kuriozalne, że większość panelistów owego punktu nawet delikatnie nie muska.
Ze sceny płyną długie monologi o duchowości, „doświadczaniu Boga”, iluzji wolności, jednostce i społeczeństwie, europocentryzmie, różnorodności, liberalizmie, wiedzy i niewiedzy, prawie naturalnym i tym stanowionym. Aktorzy wypowiadają przygotowane wystąpienia zgodnie z ustalonym harmonogramem i rytmem. Właściwie podczas każdej z przemów można się jednocześnie zgadzać i nie zgadzać. Trudno jednak pozostać obojętnym. Wyrypajew grając niejako na emocjach widza, pozwala sobie na skrajności – wolnościowe peany o europejskim liberalizmie, krytykę religijności, to znów poszukiwanie duchowości i tego tajemniczego elementu, który nadaje sens naszemu życiu.
Aktorsko wyróżnia się Agata Buzek jako Astrid Petersen, Mariusz Zaniewski jako Gustaw Jensen i Redbad Klynstra jako Ojciec Augustyn. Wszystkie te postaci są tak przekonane o swojej nieomylności, a jednocześnie tak różne, że ich potyczki słowne pomimo zachowania powagi momentami wydają się trochę śmieszne. Nawet jeżeli jest to śmiech przez łzy.
Przedstawicielka Iranu, Shirin Shirazi (Patrycja Soliman), do głosu zostaje dopuszczona na koniec i jedynie na chwilę. Czy to ignorancja Wyrypajewa? Nie wiem, może. Dla mnie raczej zagranie na nosie wszystkim gadającym głowom, które godzinami będą prowadzić często bezsensowne dysputy, pomijając zdanie tych, którzy może mieliby do powiedzenia coś kluczowego i dużo ważniejszego. Tak to jednak już jest, że najczęściej akurat dla nich brakuje nam czasu. A z drugiej strony: czy w ogóle potrzebne są jakiekolwiek odpowiedzi podczas „Irańskiej konferencji”? Może wystarczy zaakceptować, że jesteśmy inni od innych? Może to właśnie w tym ciągłym zadawaniu sobie pytań leży klucz do zrozumienia sensu i piękna różnorodności?
Fot.: Katarzyna Chmura-Cegiełkowska