Recenzje

„Kolory wyczerpują mnie”

„Murzyni” to dramat zaskakujący i trudny – jak cała twórczość Jeana Geneta. Z jednej strony wielowarstwowość płaszczyzny tekstowej prosi się o emocjonalną interpretację współczesnego czytelnika, który zderzony z problemami społecznymi i politycznymi, z mistrzowską wirtuozerią przedstawionymi przez francuskiego dramatopisarza, w obliczu świata zmieniającego się na jego oczach, zmuszony zostaje do weryfikacji treści za każdym jego odczytaniem. Decyduje to o uniwersalności tekstu sztuki, której wymowa polityczna zmienia się w zależności od warunków, w jakich zostaje przedstawiona oraz publiczności, dla której jest grana. Z drugiej strony daje jednak reżyserowi stosunkowo małe pole do popisu – metateatralność wpisana w dramaty Geneta zakłada uwzględnienie jego obszernych komentarzy dotyczących wykonania, scenografii i charakteryzacji aktorów. Bez wzięcia ich pod uwagę reżyser ryzykuje, że partie tekstu, a nawet relacje między bohaterami, będą nieczytelne. By wystawiać i aktualizować Geneta na scenie potrzeba więc delikatności i wyczucia.

Niemałym rozczarowaniem stali się „Murzyni” w reżyserii Pawła Świątka, wystawieni w ramach 7. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Boska Komedia”, który zakończył się w zeszłą sobotę w Krakowie. Spektakl dyplomowy studentów IV roku krakowskiej PWST to próba adaptacji scenicznej wyjątkowo nieudana. Oczywiście, na scenie widzimy jedynie adeptów i adeptki sztuki aktorskiej, jeśli jednak spektakl wystawia się w ramach jednego z największych festiwali teatralnych w Polsce, trzeba wziąć za niego odpowiedzialność. Chociaż, jak wiadomo, konwencje i wskazówki autora dotyczące wykonania sztuki są w teatrze po to, by negocjować je lub zrywać z nimi, warto przytoczyć jedną z sugestii Geneta dotyczącą gry aktorskiej w „Murzynach”: „Jakim tonem recytować? Dobrze naśladować francuskich tragików, a zwłaszcza aktorki tragiczne. Poza tym trzeba to robić z talentem”.

Spektakl w wykonaniu studentów PWST został, dosłownie, wykrzyczany. Do tego stopnia, że początek sztuki stał się niezrozumiały. Jeżeli każdy z aktorów gra podobnie, podział na role traci swoją funkcję. Tekst jest natomiast bardzo wymagający – dominuje w nim bowiem autoreferencyjność i ironia, a ich połączenie i przedstawienie w sposób przekonujący wymaga subtelności gry aktorskiej. Przez nieadekwatne wykonanie tekstu, widzowi – szczególnie, jeżeli nie miał on wcześniej styczności z tym utworem Geneta – ciężko wydobyć sens.

We wstępie do dramatu autor pisze: „Pewnego wieczoru jeden aktor poprosił mnie o sztukę, którą mogliby grać Czarni. Ale co to znaczy Czarny? I w ogóle, jakiego to jest koloru?”. Dlatego „Murzyni” to sztuka groteskowa, opierająca się na pokazaniu kulturowej i rasowej maskarady. Doprowadzić ma ona do obnażenia konwencjonalności podziałów społecznych wynikających z koloru skóry i zilustrować ich wypaczenie. Grana (wg. koncepcji Geneta) przez Czarnych aktorów przed Białą publicznością, zakłada czytelność procesu teatralizacji – aktorzy zakładają i zdejmują białe maski, rozważają stereotypowe zachowania przypisywane każdej z ras i starają się odegrać je wiernie, zgodnie z oczekiwaniami widzów i pozostałych aktorów obecnych na scenie. W ten sposób Czarni grają Białych, a grając Białych starają się wiernie scharakteryzować zachowania Czarnych. Rasy u Geneta są fantazmatyczne – nieustanna płynność ról zaciera między nimi granice.

W sztuce Geneta Murzyni, by zabawić Białą publiczność, popełniają groteskowe morderstwo. Z sytuacją zapoznaje widza „mistrz ceremonii” – Archibald (wyróżniający się Tomasz Chrapusta): „Poza sceną jesteśmy wmieszani w wasze życie: ja jestem kucharzem, ta pani – szwaczką, ten pan studiuje medycynę, tamten jest wikarym w kościele Świętej Klotyldy, ta pani… mniejsza z tym. Ale dziś wieczorem myślimy tylko o waszej rozrywce: dlatego zabiliśmy białą kobietę. Oto leży tu”. Czarni w sztuce zachowują się i mówią w taki sposób, by zaspokoić (stereotypowe) oczekiwania Białego widza. Realizują je wypełniając wszystkie, zazwyczaj absurdalne, wyobrażenia na swój temat. Stereotyp utrwala się przez powtórzenie – dlatego jest tak trudny do wyeliminowania. Sztuka Geneta pokazuję tę zależność w groteskowy i przewrotny sposób. Czarni nazywają wprost najgorsze przypisywane im przez Białych cechy i zachowania. Inscenizują je i komentują. Prowokują Białych i wciągają w perwersyjną grę opierającą się na zależnościach władzy, dominacji i pożądania.

Grając bez masek i wyraźnej charakteryzacji, studenci PWST coś utracili. Jeżeli widz nie zna koncepcji scenicznych autora tekstu, automatycznie przyjmuje, że wszyscy aktorzy są „Czarni”. Sam wygłaszany przez aktorów tekst zakłada jednak to, że widz świadomy jest wspomnianej maskarady a priori i zdaje sobie sprawę, że kolor skóry i związane z nim stereotypy są głównym tematem groteskowej gry. W przypadku sztuki w reżyserii Świątka widownia przez długi czas nie ma tej pewności, co – ponownie – utrudnia zrozumienie przesłania płynącego z samego tekstu. Na scenie pojawia się chaos, kwestiom wygłaszanym przez aktorów brakuje punktów odniesienia, a relacje między bohaterami nie są czytelne.

Groteskowa komedia Geneta, grana przez „Czarnych” dla „Białych”, operuje licznymi nawiązaniami metateatralnymi również na poziomie samego języka. Niestety, nawet wierne jego odtworzenie nie wystarcza, by pokazać złożoność sztuki. Bez gry masek lub jej czytelnego substytutu, bez zróżnicowanej gry aktorskiej, która pozwala prześledzić metamorfozy bohaterów i ich wątpliwości związane z odgrywaniem stereotypowych zachowań konkretnych ras, dramat Geneta staje się jednowymiarowy. A widz czuje się po opuszczeniu teatru niezaspokojony i zawiedziony.

Marta Anna Zabłocka

W ramach cyklu „Odzyskiwanie” (recenzje powstałe dla portalu Teatr dla Was) przypominamy tekst Marty Anny Zabłockiej o spektaklu „Murzyni” w reżyserii Pawła Świątka w PWST w Krakowie (dzisiaj AST).

foto: Ewelina Konior-Słowińska

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , ,