O premierze „Ostatniego dzwonka. Utopii” w reżyserii Piotra Ratajczaka i wykonaniu studentów AST w Krakowie pisze Karolina Michałowska.
Filmu Magdaleny Łazarkiewicz „Ostatni dzwonek”, na podstawie którego stworzony został spektakl o tym samym tytule, opisywać nie ma po co – niechno szanowny czytelnik ma zadanie domowe. Porównywanie oryginału z reprodukcją, oczywiście, nie ma sensu, choć obie są pozycjami celującymi. Zanim dojdę do tego, dlaczego bilety na spektakl o klasie maturalnej, do której dołącza przeniesiony z innej szkoły buntownik, sprzedawać się będą jak świeże bułeczki, opowiem krótką historię o tym, co ma rację bytu.
przygnieciony ogromem liczb / czujesz w sobie nicości pogardę*
Plotka, jak pisze Tkaczyk w „Narratologii”, była kiedyś podstawową jednostką opowieści, łączącej społeczność. Przecież trzeba wiedzieć, co się dzieje w wielkim świecie, co w trawie piszczy, co ludzie mówią. A że od faktów nietrudno przejść do wyrażania własnego zdania, zawsze znajdzie się ktoś, kto jest mocny w gębie i przywali komentarzem jak sierpowym.
Krytyk ma niewdzięczne zadanie. Sama nazwa wskazuje powinność skomentowania wad, pochwalić można, ale na odwróconą kanapkę – minus, plus, minus. Czytelnik może wykpić zasadność czy autorytet, stwierdziwszy, że nie powinno się oceniać, lecz kiedy przychodzi co do czego, okazuje się, że ludzie słuchają innych. My, ludzie statystyczni, szukamy źródła z gotowymi odpowiedziami: co mam o tym myśleć. Tak dla porównania, a może i wyrobienia sobie opinii.
Kiedy już wejdzie się w pole do dyskusji, można albo bezczynnie słuchać, albo opowiedzieć się za swoim stanowiskiem. Odważnym jest wyjść pierwszym z gardą wysoko podniesioną, pobić się na argumenty, sprawiedliwość oddać prawdzie. Dać głos, niby swój głos, a jednak mówiący też za innych. Warto opowiadać się za sprawą.
miliony nadziei mrą / w zapomnienia zbiorowym grobie*
Momencik, momencik, jak to „mówiący za innych”. Za jakich innych?! I w imię czego? A co to ta prawda jest i czyja ona? Że niby kto to jest to „razem”? O wspólnocie, wartościach, walce w imię dobrej sprawy – czymkolwiek w końcu by ona nie była – opowiada „Ostatni dzwonek”. Dziesięcioro milenialsów zadaje właśnie takie pytania. Co łączy młodych, za czym stoją i dlaczego nie można być obojętnym.
Czy jest to spektakl o buncie? Raczej o przypadłości nazywanej potocznie komforcizmem, w którym jeśli jest „dobrze”, nie ma potrzeby starać się o „lepiej”. A walczyć trzeba, choć niekoniecznie będzie to buntem per se – ambitnie podchodzić do życia, murem stać za ideami, być częścią społeczeństwa i we wspólnocie się udzielać.
drzwi do prawdy otworzysz bez kluczy (…) / jeśli będziesz od dzieci się uczył*
Wszyscy, którzy czują się w teatrze jak we właściwym miejscu, jak w domu, ci, którzy chcą tam być – wszyscy jesteśmy dziećmi teatru. I jak dzieci czy jak od dzieci, idąc za cytatem w powyższym podtytule, musimy się od siebie uczyć, czego nie da się zrobić bez konfrontacji. Zatem tu wydam osąd; będzie ktoś miał nauczkę – ale jak wiemy, nauka to potęgi klucz.
Groźnie postawię pierwsze zdanie twierdzące: żeby słowu się stało zadość. Pauzę zrobię, po czym wstanę i wskażę, którego trzeba przełożyć przez kolano. Bo muszę, no, muszę to powiedzieć, przepraszam, kto się zajął warstwą językową tego spektaklu? Bo ja bardzo proszę, żeby następnym razem nie chrzanić, że młodzi mówią tak beznadziejnie.
Przy przełożeniu „Ostatniego dzwonka” na współczesne czasy zastosować wypadałoby bardziej adekwatne słownictwo niż poprzecinane wulgaryzmami, co poraża pod koniec spektaklu. Czego nie usłyszymy na scenie, a co byłoby bardziej trafne, gdyby padałoby z ust uczniów, to słowa typu „lol”, „iks de” czy „dzban”. Prędzej padnie „omg” niż przecinek-epitet nadwyraz dorośle wstawiony w zdanie. Językowo: trója na szynach. Ale jest szansa na rehabilitację.
wystarczy, że jedną łzą / okrucieństwu świata odpowiesz*
Czym jest nowa produkcja AST? To, w trzech słowach, spektakl z klasą. Zespół aktorski – współpracujący. Bardzo dobry. Gra aktorska – elegancka. Bardzo dobry. Estetyka, czyli ruch sceniczny i scenografia – z gracją. Bardzo dobry. Wprowadzenie elementu osobistego, kilka szczerych słów od aktorów – trafne zagranie. Dobry.
W szeregu ustaw się, do dziesięciu odlicz, w prawo zwrot i maszerujemy. Musztra się, jak widać, przydaje – wychowankowie szkoły teatralnej niemal jak z wychowania fizycznego rozpoczynają spektakl od biegania po scenie. Jest z przytupem, jest spójnie, co czuć, bo scenę przepełnia skumulowana energia, gotowa do działania. Aktorzy wychodzą do widza ze wspólną siłą, aktorzy dobrze wychowani mają dryg.
Od początku jest dobrze, jest i happy ending. Na końcu szczęśliwie nikt nie popełnia samobójstwa, a wszyscy odnajdują się w życiu wystarczająco. Utopia spełnia swoje obietnice. Ta utopia, żeby pokazać problem, nie siejąc paniki. Utopia, żeby pokazać światełko w tunelu, natchnąć wiarą. Utopia, żeby skontrastować drżenie młodego człowieka, który wychodzi ze szkoły, rozwija skrzydła i po raz pierwszy próbuje sam lecieć. Utopia, żeby pokazać, że mamy nadzieję, że młodzi nie będą Ikarami, lecz Kolumbami. I że odpowiedzą światu na okrucieństwo jedno głośne nie z łzą ze szczęścia, że dali z siebie wszystko.
Niech żyje bunt?
* cytaty pochodzą z utworu Jonasza Kofty pt. „Komu bije dzwon”
Karolina Michałowska – krakuska, redaktorka, korektorka, autorka, teatroholiczka i kociara.