Krzysztof Penderecki – „Kocham swoje utwory. Złych po prostu nie piszę.”
O koncercie w Filharmonii Narodowej inaugurującym Festiwal Krzysztofa Pendereckiego pisze Wojciech Giczkowski
Nowa kompozycja – „Polonez dla Niepodległej” – zabrzmiała w Filharmonii Narodowej podczas piątkowej inauguracji Festiwalu Krzysztofa Pendereckiego, który jest formą uhonorowania artysty z okazji 85. urodzin. Festiwal został przygotowany przez żonę Elżbietę Penderecką i Stowarzyszenie im. Ludwiga van Beethovena. Ten krótki utwór muzyczny nawiązuje do najlepszych tradycji gatunku związanych z popularnym tańcem. Bardzo polski w charakterze przypomniał wszystkim jak narodowa w charakterze jest muzyka wielkiego kompozytora. Dawid Runtz, dyrygując Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Narodowej, chciał, aby początek festiwalu zabrzmiał uroczyście także z powodu obchodzonego właśnie 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości.
Jednak długość poloneza spowodowała, że wybrzmiał on raczej jako fanfara do ośmiodniowych uroczystości. „Jaki inny prezent mogłam zrobić mężowi na 85. urodziny, jeśli nie festiwal jego muzyki” – powiedziała podczas porannej konferencji prasowej Elżbieta Penderecka, dyrektor artystyczna Festiwalu i autorka scenariusza wszystkich koncertów festiwalowych. Niezwykła to okazja posłuchać muzyki wielkiego artysty z jego udziałem, co udowodniła publiczność już na pierwszym koncercie, witając go długotrwałym oklaskami na stojąco, jeszcze zanim festiwal rozpoczął się na dobre.
„Na światowych estradach muzycznych minął już boom na polskich kompozytorów. Dziś gra się tylko trzech: Witolda Lutosławskiego, Henryka Mikołaja Góreckiego i mnie. Jeśli zaś chodzi o młode pokolenie, to nie widzę wyjątkowych osobowości. To źle wróży polskiej muzyce współczesnej” – na tej samej konferencji zauważył kompozytor. Opowiadając o wybranych do prezentacji utworach, z humorem zauważył, że kocha swoje dzieła. Złych po prostu nie pisze. Złe pomysły odrzuca, a kontynuuje tylko te dobre.
II Koncert wiolonczelowy powstał w 1982 roku jako prezent dla znakomitego rosyjskiego wiolonczelisty i przyjaciela kompozytora – Mścisława Rostropowicza. Jego nagranie zostało w 1987 roku nagrodzone Grammy, jako najlepsza współczesna kompozycja. Podczas urodzinowego koncertu wykonał go, znany już w Warszawie, znakomity amerykańsko-izraelski wiolonczelista Amit Peled, grający na instrumencie Stradivariusa z 1733 roku, który należał kiedyś do Pabla Casalsa. Romantyczny charakter muzyki wybrzmiał podczas koncertu bardzo emocjonalnie, co jest zasługą także Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Narodowej prowadzonej w tym utworze przez Michała Klauzę, dociekliwego i perfekcyjnego dyrygenta, na co dzień pracującego z Polską Orkiestrą Radiową.
W drugiej części koncertu usłyszeliśmy „Powiało na mnie morze snów…” – Pieśni zadumy i nostalgii skomponowane w 2010 roku z okazji 200-lecia urodzin Fryderyka Chopina. Spopularyzowany przez słynnego rosyjskiego dyrygenta Valerego Gergieva utwór jest także hołdem dla polskiej poezji, której kompozytor jest wielkim miłośnikiem. Dwóm pięknym głosom żeńskim, czyli Wiolettcie Chodowicz – sopran i Małgorzacie Pańko-Edery – mezzosopran, towarzyszył Mariusz Godlewski – baryton, który śpiewał jeszcze u Gergieva. Doskonałym wykonawcom towarzyszył Chór Filharmonii Narodowej przygotowany przez Bartosza Michałowskiego, a orkiestrą dyrygował – jako trzeci podczas wieczoru dyrygent – sam maestro Jacek Kaspszyk.
Podobno Penderecki szukał przez dwa miesiące wierszy odpowiednich do tego monumentalnego dzieła. Powstał utwór poetycki o niezwykłej dramaturgii, z pieśniami o charakterze fantazyjnym i żałobnym, opartymi na tekstach Norwida, Tetmajera, Mickiewicza, Micińskiego i innych wielkich polskich poetów. Ten pełen melodii i odwołań do polskiej religii utwór jest może mniej znany od „Requiem polskiego”, ale zawiera w sobie także wiele polskich odniesień do romantycznego ducha naszego narodu.
Zachwycona publiczność nagrodziła kompozytora brawami na stojąco, ten zaś wzruszony dziękował osobiście wykonawcom.
Zapowiada się w Warszawie wielkie święto polskiej muzyki.