Recenzje

Konformiści mają się dobrze

O spektaklu „Protest” Vaclava Havla w reżyserii Aldony Figury w Teatrze Dramatycznym w Warszawie pisze Anna Czajkowska.

Temat wolności sumienia, uczciwości wobec siebie i szacunku dla drugiego człowieka, wierności zasadom i prawdzie w codziennym życiu jest uniwersalny. Dlatego twórczość Václava Havla, czeskiego pisarza, eseisty i dramaturga, po wielu latach wciąż wydaje się świeża i aktualna. Czołowy czeski dysydent, członek Komitetu Obrony Prześladowanych za Przekonania i pierwszy prezydent Republiki Czeskiej, poza krajem nazywany był „poetą prezydentem”, czasem „filozofem”, prawie zawsze humanistą. Problem władzy, praw obywatelskich i ich związku z moralnością, wolnością i obroną praw człowieka zawsze go zajmował, czego wyraz dawał w swych sztukach, znienawidzonych przez reżim komunistyczny i przez wiele lat objętych zakazem publikacji. W Polsce najbardziej znane są jego trzy jednoaktówki („Audiencja” i „Wernisaż” – obie z 1975 roku oraz „Protest” napisany w 1978 roku), których premiera w reżyserii Feliksa Falka odbyła się w listopadzie 1981 roku w warszawskim Teatrze Powszechnym. Pamiętam wspaniałe kreacje aktorskie Mariusza Benoita jako Ferdynanda Wańki, Kazimierza Kaczora w roli Browarnika, Władysława Kowalskiego jako pisarza Stańka. Po kilku wystawieniach zdjęto spektakl z afisza, a powrócił znów na teatralne deski w 1989 roku (już bez „Wernisażu”). Oczywiście trudno oderwać sceniczne utwory Havla od kontekstu historycznego, ale Aldona Figura, przygotowując adaptację w warszawskim Teatrze Dramatycznym, dostrzegła w nich to wszystko, co odnosi się do naszej rzeczywistości bądź pozostaje elementem ponadczasowym. Mechanizmy rządzące światem polityki oraz kapitalny humor – ironiczny, groteskowy, a do tego rzeczywistość odmalowana w duchu teatru absurdu nie starzeje się i może wciąż inspirować, intrygować oraz skłaniać do refleksji. 

Na scenie odtworzono – dzięki odpowiedniej scenografii – klimat drugiej połowy lat 70. minionego wieku i czechosłowacką prowincję (mimo, iż twórcy podkreślają uniwersalność adaptacji). Bohater wszystkich trzech jednoaktówek, Ferdynand Waniek, intelektualista i dysydent, w dodatku wróg systemu (a jednocześnie alter ego samego autora, który w dramatach zawarł wątek autobiograficzny) toczy beczki i rozlewa piwo w browarze, podobnie jak sam Havel w tamtym czasie. Wyznaczona przez władzę praca, pod czujną kuratelą „stróża”, ma go ukarać i zresocjalizować, nakłaniając do współpracy. W końcu pisanie donosów na samego siebie to nic zdrożnego, przynajmniej według Browarnika. Tak się zaczyna ta świetnie napisana, wciągająca, śmieszna i gorzka zarazem historia, by przez prawie dwie godziny rozwinąć się w doskonały, wnikliwie ostry i celny komentarz do naszej codzienności. Niesamowite, inteligentne poczucie humoru, elementy groteski i absurdu w stylu Ionesco wplecione zostały w charakterystyczny styl narracyjny czeskiego pisarza. Przygotowując swoją inscenizację jednoaktówek Havla, Aldona Figura podkreśla drobne szczegóły, które budują spójną całość, jednocześnie dbając o wierność oryginałowi i jego przesłaniu. Trzeba przyznać, że aktorzy osadzeni w stworzonej przez Havla schizofrenicznej rzeczywistości radzą sobie z rolami znakomicie – bez szarży, z wyczuciem niuansu, koniecznym cieniowaniem i naturalnością w głosie czy geście. Owszem, czasem pojawiają się przerysowania, co wcale nie razi, wręcz przeciwnie – w końcu teatr absurdu nie ucieka od koniecznej przesady w rysunku postaci. Grany przez Roberta T. Majewskiego Ferdynand Waniek, „element” oporny i kontestator, nie jest żadnym wielkim buntownikiem. Z jego ust nie padają oceny, pochopne sądy zastępuje raczej empatią i zrozumieniem wobec drugiego człowieka. Słucha cierpliwie, bez arogancji i pogardy, lekko zadumany. Być może właśnie tego oczekujemy od naszych intelektualnych elit? Waniek cały czas pozostaje sobą, broniąc własnych zasad i wolności – walka z totalitaryzmem nie zawsze przecież odbywa się na barykadach, z bronią w ręku. Warto się przyjrzeć, jak Robert T. Majewski buduje swoją rolę i pozyskuje dla niej sympatię widza. Aktor w niewymuszony, naturalny sposób potrafi oddać charakter dysydenta, trochę wycofanego, spokojnego obserwatora, niezmiennego w swej postawie. Czasem jedyną reakcją, na jaką się decyduje, jest wymowne westchnienie. W „Audiencji” partneruje mu Janusz R. Nowicki. Dojrzały aktor, świadomy każdego gestu, słowa, wspaniale wyczuwa „havlowski”  klimat i humor. Browarnik, chyba jako jedyny z pokazanych na scenie konformistów, których spotyka na swej drodze główny bohater, nie zostaje jednoznacznie negatywnie oceniony. Czy to zasługa aktora, czy pani reżyser? Pewnie obojga. Prostemu człowiekowi bez większych ambicji, odpowiedzialnemu za utrzymanie rodziny w zasadzie nikt nie pozostawił wyboru – należy przecież do podwładnych totalitarnego systemu, z trudem udało mu się awansować na stanowisko kierownika prowincjonalnego, zapyziałego browaru, a świadomość zakłamania, która czasem do niego dociera zapija hektolitrami piwa (co wielce zabawnie pokazano w spektaklu). Rowicki z wyczuciem i wytrawnością spaja się z tą postacią, jej osobowością, wszystkimi przywarami. Jego oddalanie się na stronę, grubiańskie odzywki, nawet zapinanie paska u spodni, ubarwia całą kreację, nadaje jej wiarygodności. 

„Wernisaż” jest moim zdaniem najmniej „polityczną” z jednoaktówek, gdzie nonsensowne, absurdalne sytuacje nakładają się na siebie jak karty w talii. Wiera i Michał, para ekscentrycznych przyjaciół Ferdynanda, zaprasza go do siebie, by pomóc mu w naprawianiu własnego życia – zawodowego i małżeńskiego. Czyż z własnego doświadczenia nie znany takich typów – zapatrzonych w siebie celebrytów, przedstawicieli rzekomych elit nieustająco nastawionych na konsumpcję i gromadzenie dóbr, a oficjalnie i obłudnie deklarujących szczere zatroskanie o byt i szczęście innych? Trzeba przyznać, że w tej króciutkiej sztuce, w świetnie rozegranych scenach, wśród kosztownych gadżetów, skór na podłodze, szwajcarskich winyli, Anna Gorajska i Sławomir Grzymkowski przyćmili Roberta T. Majewskiego. Sposób, w jaki duet pokazuje charaktery bohaterów ociera się o brawurę – ale jaką! Ogniście groteskową, smakowicie parodystyczną i celną. Gorajska i Grzymkowski, wykorzystując różnorodne środki wyrazu (nawet rodem z farsy), z niesamowitą sugestywnością i zmysłowością odmalowują świetnie skrojone typy ludzkie. A pod warstwą czeskiego dowcipu Havla kryje się niewątpliwie głębsza prawda o człowieku, o granicach kompromisu i obecnych w każdym czasie i ustroju układach z władzą.

W ostatniej części „Protestu” pojawia się kolejny konformista, którego niepokoi postawa Wańka. Pisarz Staniek, chorobliwie samooszukujący się, nieodrodny produkt komunistycznego systemu, sprytnie szafuje jedynie słusznymi – w jego przekonaniu – argumentami. Łukasz Lewandowski buduje swą rolę na emocjonalnej nucie, nieco przesadnym, ale jakże dosadnym geście, w punkt i mocno podkreślając osobliwe i groteskowe cechy postaci. I można dać się zwieść jego gładkim słówkom, potokowi pustych słów, erystycznej dyskusji z samym sobą. Staniek próbuje uchodzić za człowieka o niezależnych poglądach, racjach uzasadnionych wyższym celem i dobrem społecznym oraz służebną rolą elit. Jednak takie usprawiedliwienia są wielce żałosne, tak jak i on sam. Tym razem Waniek również nie ocenia swego rozmówcy, słucha wręcz z onieśmieleniem napuszonych wywodów, nieporadnie drepcząc w muzealnych kapciach (świetny pomysł pani scenograf!). Zresztą ani autor, ani twórcy spektaklu nie poddają ocenie wyborów i zachowań bohaterów. Dość szczególna, głównie milcząca i nienarzucająca się, a mimo to uporczywa kontestacja oraz delikatnie demonstrowany humanizm Wańka jest już wystarczająco wymownym podsumowanie racji przedstawionych w trzech dramatach.

Scenografia Joanny Zemanek przypomina widzom typowy styl lat 70. Wystarczy kilka przemyślanych sprzętów i rekwizytów oraz kostium, byśmy poczuli koloryt tamtych czasów – szare regały ze skrzynkami po piwie oraz toporne kufle, meblościanka u dorobkiewiczów, adapter, muzealne, filcowe kapcie. Całości dopełnia delikatna warstwa muzyczna i gra świateł. Nie trzeba więcej, by zbudować odpowiednie tło dla poczynań i dylematów występujących postaci.

Trzy jednoaktówki Havla nie mają w sobie nic nachalnego, nie podsuwają gotowych ocen, a mimo to skłaniają do poważnych refleksji. Sytuacje trudnych wyborów, kompromisów oraz dylematy wynikające ze zderzenia postaw konformistycznych z nonkonformizmem wcale nie odeszły z minioną epoką i dziś również wymagają uczciwiej, jednoznacznej postawy. Sprawnie przygotowany i świetnie zagrany „Protest” celnie i dobitnie o tym przypomina.

fot. Krzysztof Bieliński

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , ,