Berenika Kołomycka: Malutki Lisek i Wielki Dzik. Huk. Egmont, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Malutki Lisek i Wielki Dzik są już ze sobą mocno zaprzyjaźnieni. Otwierają się też na inne zwierzęta z polany. Mieszkają pod jabłonką, ale kiedy pewnego dnia wracają w to miejsce, dowiadują się, że ktoś – niechcący – robi wszystkim krzywdę. To sroka, która zbiera wszędzie świecidełka, szkiełka i błyskotki i chowa w rozmaitych miejscach. Zwierzęta kaleczą się o te zdobycze, boją się też o własne zdrowie. Nie chcą wyrzucać sroki ze swojego grona, ale z ptakiem tak unikającym kontaktów trudno się porozumieć. Sroka tymczasem wie swoje: dalej chce zbierać skarby, tyle tylko, że musi je lepiej ukrywać przed sąsiadami. „Huk” to komiks, który Berenika Kołomycka prowadzi inaczej niż dotychczasowe opowieści. Rezygnuje z tonów filozoficznych i niedomówień, stawia na bardziej bajkowe dialogi. Zmusza zwierzęta do konfrontacji i do wyrażania własnych poglądów, wprowadza też radykalną akcję – tu dzieje się dużo i trzeba szybko reagować. Tak naprawdę do formy, jaką wybiera Kołomycka, bardziej pasują wcześniejsze rozmyte opowieści, refleksyjne i niespieszne historyjki – tym razem jednak autorka poszła w innym kierunku i jeśli nawet do młodszej publiczności trafi, starszą odrobinę może zniechęcić.
W „Huku” pojawia się dramaturgia, jakiej nie było wcześniej. Oto Malutki Lisek i Wielki Dzik mierzą się z prawdziwym problemem: przez śmieci rozrzucane przez srokę wybucha pożar – niszczy całą polanę i dociera aż do ukochanej jabłonki bohaterów. Pożar jest groźny i wypłasza wszystkich mieszkańców polany – jednak trzeba go ugasić i tutaj przydałaby się znajomość z bobrami. Bobry nie zamierzają niszczyć swojej tamy, liczy się zatem siła perswazji. A wszystko podczas wyścigu z czasem – jeszcze chwila, a nie będzie czego ratować. Bohaterowie „Huku” zamieniają się więc w superbohaterów, tych, którzy muszą nazwać problem i go rozwiązać sobie dostępnymi środkami. Zadanie nie należy do łatwych, ale też Berenika Kołomycka przechodzi w plan perswazji i rozmów. To, co zwykle było ukryte w niedopowiedzeniach oraz w komentarzach pobocznych, wynikających z zachowań, teraz musi paść w tekście. Znacznie więcej jest interakcji, dialogów i dyskusji między zwierzętami, do głosu dopuszczona zostaje również sroka, która sama przed sobą omawia strategie postępowania. Kołomycka nie chce pozostawiać odbiorcom interpretacji wydarzeń – skoro wybrała ekstremalny bieg akcji, musi sobie z nią radzić samodzielnie, a czytelnikom dostarczać tylko samej opowieści.
Jak w przypadku poprzednich komiksów, tak i tu największe wrażenie robią wielkokadrowe rysunki. Autorka potrafi bawić się krajobrazami i przestrzenią, jeśli nawet nie jest zbyt przekonująca w portretach poszczególnych zwierząt. Tutaj jednak często musi zastosować bliższe kadrowanie, obrazki pokazujące wyłącznie oblicze bohatera, który akurat prezentuje dłuższą wypowiedź. Niby ma to dynamizować relację, ale niepotrzebnie upodabnia książkę do wielu publikacji komiksowych dla najmłodszych. Do tej pory Lisek i Dzik świetnie sobie radzili, przerzucając się półsłówkami i funkcjonując w wielkiej przestrzeni – to było najmocniejszą stroną Bereniki Kołomyckiej i temu zabiegowi powinna pozostać wierna.