Krystyna Mirek: Miłość z błękitnego nieba. Edipresse Książki, Warszawa 2019 – pisze Izabela Mikrut.
Nawet przewidywalność romansowych schematów nie jest w stanie zepsuć rozrywki płynącej z książek Krystyny Mirek, bo autorka „Promu do Kopenhagi” w gatunku sprawdza się bardzo dobrze. Wie, czego oczekują od niej czytelniczki spragnione historii o wielkich i pięknych miłościach – i to im oferuje. A że popada przy tym w banały – trudno, taka cena za realizowanie marzeń. „Miłość z błękitnego nieba” przynajmniej zaczyna się nietypowo i sugeruje, że może udałoby się jednak pójść bardziej w kierunku rywalizacji niż uczucia. Przynajmniej przez moment, zanim bohaterowie przejdą oszałamiające metamorfozy, będzie ciekawie – i to może wystarczyć, żeby przyciągnąć nowe odbiorczynie. Chociaż, nie ma co ukrywać, poza krąg fanek prozy kobiecej i miłośniczek wielkich romansów jak z baśni ta publikacja nie wyjdzie, ale też nie ma takich ambicji.
Najpierw – podstępy i plany. Angelika przyjeżdża z Niemiec, żeby sfinalizować wyjątkowo niekorzystny dla polskiej firmy kontrakt. Wie doskonale, że jej szef nie zgodzi się na żadne kompromisy, musi zatem doprowadzić do tego, by przyszły partner podpisał przywiezioną przez nią wersję dokumentów. Ma w tym wprawę, wie, jak wykorzystywać kobiece atuty, żeby zawrócić w głowie każdemu mężczyźnie (chociaż do łóżka z nikim nie chodzi). Kłamie niemal odruchowo i potrafi wyciągać informacje ze współpracowniczek – tak, że te nawet się nie zorientują, że zostały wykorzystane. Z kolei Daniel kobiety zmienia jak rękawiczki. Każdą noc spędza z inną, rano na pocieszenie zostawia jej tylko bursztynową ozdobę. Jako rasowy uwodziciel nie boi się negocjacji z żadną, choćby i najbardziej ambitną przeciwniczką: kiedy wykorzystuje swój urok osobisty, nie musi wymyślać bardziej skomplikowanych strategii. Tych dwoje wpada na siebie – i z miejsca zaczyna między nimi iskrzyć. Do tego momentu jest oryginalnie, rzadko kiedy w romansach tak mocno podkreśla się indywidualizm (i przeciwieństwa) bohaterów. Ale szybko Krystyna Mirek doprowadzi do tego, by stali się sobie bliscy.
Podpisanie umowy będzie znaczyło problemy dla jednej ze stron, tyle że sprawy zawodowe błyskawicznie schodzą na daleki plan. Co ciekawe, od tej pory autorka zacznie zajmować się za to życiem rodzinnym bohaterów. Daniel ma nadopiekuńczych rodziców, którzy bardzo by chcieli, żeby ich syn znalazł sobie wreszcie kobietę na dłużej (pilnują go codziennie, czatując w kawiarni na przeciwko jego domu). Angelika, kiedy wyjeżdżała do Niemiec, zostawiła młodsze rodzeństwo z nieodpowiedzialną matką – teraz nie wie, jak z powrotem nawiązać kontakt z bliskimi. Żeby nie skończyć na tej parze, autorka wprowadza jeszcze motyw zastępcy Daniela – mężczyzny, który ukrywa przed żoną prawdziwe zarobki i nie chce widywać się ze swoimi kilkuletnimi dziećmi. Spraw do rozwiązania jest zatem mnóstwo i autorka nie musi przez cały czas towarzyszyć bohaterom. Sugeruje za to czytelniczkom, że zawsze warto mieć marzenia, nawet te, które wydawałyby się zbyt śmiałe – bo nigdy nie wiadomo, w jakich okolicznościach zaczną się spełniać.
Jest „Miłość z błękitnego nieba” romansem o przewidywalnym przebiegu, ale dzięki sprawności narracyjnej autorki całkiem przyjemnie się tę książkę czyta – nawet świadomość, w jakim momencie akcji powinny pojawić się trudności, które potem scementują związek, nie popsuje zabawy.