Recenzje

Kopciuszek i męski but

„Kopciuszek” Joëla Pommerata w reżyserii Łukasza Gajdzisa w Teatrze Polskim w Bydgoszczy online – pisze Anna Czajkowska.

Moda na skrócone, okrojone fabuły baśni i złagodzone treści wypaczające przesłanie utworu, stwarza w umyśle dziecka złudną iluzję dobrego świata, bez bólu, chorób czy śmierci. Tradycyjne baśnie cechuje uczciwość, która w przeciwieństwie do „poprawionych” tekstów pozwala dziecku zobaczyć, że istnieje zło, ból, agresja, śmierć. Aby budować własną tożsamość dziecko powinno wiedzieć, że gniew zdarza się każdemu, a pochopne decyzje czy jeden zły czyn nie przekreślają wartości człowieka. Baśnie nie uciekają od tematów tabu, a na teatralnych deskach coraz częściej pojawiają się spektakle podejmujące trudne, niewygodne (zdaniem dorosłych) zagadnienia. Bez zakłamania, uczciwie mówią o otaczającej małego człowieka rzeczywistości, z nieuniknionym strachem i lękiem, z którymi trzeba (i można) się uporać. Takim spektaklem jest „Kopciuszek” zrealizowany przez Łukasza Gajdzisa w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Historia Kopciuszka, którą w ogólnym zarysie przecież dobrze znamy, opowiedziana przez francuskiego dramatopisarza Joëla Pommerat zaskakuje. Pommerat zachowuje tylko najważniejszych bohaterów: osieroconego przez matkę Kopciuszka, ojca, który wraz z córką wprowadza się do domu przyszłej żony, macochę, siostry, króla oraz jego syna-księcia i oczywiście wróżkę. Pojawiają się też symbole z klasycznej baśni: zegarek i but, ale użyte nie tak, jak można by się tego spodziewać. I w tym duchu wyreżyserował spektakl Łukasz Gajdzis. Nie ma tu mowy o łagodności, a całkowicie współczesny język wprowadza dużo ostrego realizmu, z silnymi emocjami.

Pommerat już po raz trzeci, po „Czerwonym kapturku” („Le Petit Chaperon rouge”) oraz „Pinokiu” bierze pod lupę znane na całym świecie baśnie dzieciństwa i przygląda się im niezwykle krytycznie. W spektaklu, prowadzonym przez delikatną narrację głosową, wszystko zaczyna się od pewnego nieporozumienia, śmierci i przedłużającej się żałoby. Mała dziewczynka o bardzo bujnej wyobraźni, bohaterka opowieści, nie rozumie dorosłych (jak wiele dzieci). Nawet swojej mamy. Kiedy ciężko chora rodzicielka rozmawia z nią bardzo słabym głosem po raz ostatni, dziewczynka stara się uważnie słuchać słów i wypełniać je w każdej minucie życia. Choć mijają lata, dorastająca panienka próbuje kontrolować czas i swoje myśli. Kopciuszek żyje w ciągłym poczuciu winy, niczym w opętaniu. Obwinia się za każdą chwilę zapomnienia i dlatego akceptuje przemoc ze strony innych – macochy, przyrodnich sióstr, traktując ją jako formę pokuty. Spektakl według tekstu Pommerata pozwala zastanowić się nad konsekwencjami żałoby, bólu i straty. Dzieci nie mają żadnego klucza do zrozumienia śmierci. Żałoba to doświadczenie, którego nie potrafią rozszyfrować. A przecież powinny się nauczyć, że w życiu często doświadczamy rzeczy trudnych, nieprzyjemnych i to jest normalne. Łukasz Gajdzis w swojej inscenizacji podkreśla okrutny wymiar opowieści, nie osłabiając przy tym złożoności ludzkiej natury. Portret rodziny naznaczonej przemocą, żądzą władzy, z wyeksponowaną wewnętrzną niegodziwością człowieka i jego potrzebą dominacji nad drugim, łagodzony jest przez niebanalny humor, zawarty w groteskowym wymiarze niektórych postaci. W końcu „Kopciuszek” to bajka dla starszych dzieci (przynajmniej dziesięcioletnich), a śmiech łagodzi drastyczność zachowań bohaterów, pozwala zrozumieć trudne problemy, odpowiedzieć na  pytania.

W „Kopciuszku” niekwestionowaną królową sceny jest Katarzyna Figura – bezwzględna, egoistyczna macocha. Gra w różnych tonacjach, zmieniając płynnie dynamikę głosu i nastroje, najczęściej bardzo skrajne. Emocje widać w każdym geście, ruchu. Wobec księcia uwodzicielska, wobec córek władcza, a dla Kopciuszka – bezwzględna i fałszywie troskliwa. Perfekcyjna w każdej pozie. I zabawna. Jakże tu nie śmiać się z jej megalomanii, wybuchów furii? Na uwagę zasługują także Emilia Piech w roli Kopciuszka. Znakomicie, ale bez nadmiernej przesady pokazuje charakter zbuntowanej, krnąbrnej nastolatki. Jej Kopciuszek nie jest cichym aniołkiem i potrafi walczyć o swoje. A jednak nie radzi sobie z poznawaniem i oswajaniem emocji oraz poszukiwaniem własnej drogi w życiu. Nie umie przełamać samotności. Śmierć bliskiej osoby, poczucie straty, czas dojrzewania prowadzą ją mimo wszystko do odkrywania własnej tożsamości, jednak droga ta jest bardzo kręta. Emilia Piech ociepla swą buńczuczną postać komediowym rysem. I uczuciowością, którą kryje w głębi serca. Jak budować własną wartość, gdy duszę pali poczucie winy i wstyd? Gdzie szukać przyjaciół? Na to pytanie starają się odpowiedzieć twórcy przedstawienia. Kreacje pozostałych aktorów są już mniej wyraziste, choć nie mogę tego powiedzieć o Dagmarze Mrowiec-Matuszak. Z przyjemnością śledziłam grę aktorki w roli roztargnionej wróżki, pysznej w scenach wyczołgiwania się z pralki, w tańcu i przezabawnych przekomarzaniach z Kopciuszkiem. Nowoczesna, współczesna wróżka nie czuje się staro mimo swych ośmiuset lat – to jest coś! Niestety, spektakl w pewnym momencie gubi swój rytm, dynamika spada i wkrada się nuda. I nie pomaga jego awangardowość i wielowymiarowość. Czasem znika lekkość dialogu, pojawia się naiwny infantylizm. Baśń o Kopciuszku, w której nie ma dyni ani czarów nie jest tak odkrywcza, jak być może chciał Pommerat. Oczywiście odsuwamy tanią, cukierkowatą „bajeczkowość”, ale trochę więcej magii mogłoby pomóc. Opowieść o dziewczynce, która nie chce szaleć i tańczyć jak rówieśnicy, „bo ma bardziej dorosłe rzeczy do zrobienia niż rozpraszanie się”, bawi widzów i trochę… nuży. W przedstawieniu nie brakuje za to surrealistycznych klimatów, głównie dzięki scenografii i kostiumom autorstwa Łukasza Błażejewskiego. Takie tło pomaga budować klimat spektaklu (zwłaszcza w pokazach online i streamingach), wprowadza odrobinę ironii.

Bruno Bettelheim (uznany psycholog, psychiatra dziecięcy i pedagog) pisze: „Kiedy nie można dłużej przeczyć, że dane dziecko osaczają głębokie konflikty, lęki, gwałtowne pragnienia i że pada ono ofiarą procesów irracjonalnych wszelkiego rodzaju, dochodzi się do wniosku, że skoro dziecko to doznaje już lęku w tylu sytuacjach, należy je trzymać z dala od wszystkiego, co wydaje się przerażające”. Teatralne baśnie Joëla Pommerata próbują odwrócić owo myślenie „pseudopedagogów” i udowadniają, że: „pierwotne uczucie przykrości z powodu doznawania lęku przekształca się w uczucie przyjemności, jakie budzi fakt, że lękowi stawiło się pomyślnie czoło i że lęk ten zdołało się opanować”. Magia teatru, magia słowa nasyconego bliskim dziecku humorem oraz świat rodem z wyobraźni, umiejętnie przekazane widzom przez aktorów sprawdzają się zawsze i pozwalają zrozumieć, okiełznać naszą duchowość, obarczoną śladem śmierci i bólu. Pomagają młodym ludziom w trudnym budowaniu własnej tożsamości i zdrowego poczucia wartości. I właśnie takiego teatru oczekuje widz, również ten najmłodszy.

fot. Tomasz Michalczewski

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , ,