Recenzje

Kosmiczne bobomigi

O spektaklu „Moja pierwsza odyseja kosmiczna” w reżyserii Katarzyny Peplińskiej-Pietrzak w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury w Toruniu pisze Aram Stern.

Najnaje po raz pierwszy w teatrze! Cóż to za pocieszny widok: te kilkumiesięczne (!) trzymane w silnych ramionach tatusiów, z szeroko otwartymi oczętami – patrzą, co to się dzieje? I te raczkujące, zachęcane przez mamy, by „wystartowały” w stronę pań, które się do nich uśmiechają i wykonują „tajemne” gesty… Wreszcie dzieci „najstarsze”, czyli te, które nauczyły się dopiero stawiać pierwsze kroki: a to biegają wkoło i chcą koniecznie zajrzeć za białe kotary otaczające przestrzeń sceny, a to się jeszcze nieco obawiają i badają nieśmiało teren. Oto Dzień Dziecka u cioci Talii.

W toruńskiej przestrzeni kulturalnej pojawiła się nowa scena: nieco oddalona od centrum miasta, ale ulokowana w siedzibie Wojewódzkiego Ośrodka Animacji Kultury w Toruniu, prosto spod igły. Rozmyślnie w pierwszy dzień czerwca miała tam miejsce premiera spektaklu dla Najnajów (czyli dzieci do 24 miesiąca życia) Moja pierwsza odyseja kosmiczna w reżyserii Katarzyny Peplińskiej-Pietrzak. To nie pierwsze przedstawienie dla szczególnie mikrych widzów w grodzie Kopernika, już dwanaście lat temu Przytulaki w Teatrze „Baj Pomorski” edukowały Najnaje, które dziś są bliskie ukończenia szkoły podstawowej, potem były kolejne tytuły dla najmłodszych na Bajowym afiszu, ale przedstawienie WOAK-u wprowadza w tej formie teatralnej jeszcze jeden interesujący wymiar.

Wedle „najnajowych” przykazań i tu małe dzieci pod dyskretną kontrolą rodziców mogą robić to, na co tylko mają ochotę: mogą skakać, tańczyć, turlać się lub leżeć, obserwować lub po prostu się relaksować. Tradycyjnie także – bez bucików, zostaną zaproszone najpierw do „przedpokoju” z miękkim dywanem i szeleszczącymi taśmami, by się nie wystraszyły – bo przecież nie ma kogo. W tym miejscu dwie sympatyczne aktorki (Iga Bancewicz i Agnieszka Zakrzewska), ubrane w kostiumy o stonowanych barwach, bez pośpiechu zaproszą maluchy do wydzielonej części sali widowiskowej, wyłożonej z miękkimi wykładzinami dookoła i jasną, lekko pobłyskującą podłogą (scenografia i kostiumy: Ewelina Brudnicka), by zacząć swoją magiczną podróż w kosmos. W rytm relaksującej i momentami pobudzającej małych widzów muzyki (Grzegorz Kaźmierski), niczym dwie tajemnicze Kosmitki, zaczną nieśpiesznie przyciągać ich uwagę nie tylko różnymi rekwizytami, ale również gestami.

Właśnie dzięki ich zastosowaniu, zgodnie z regułą tak zwanego baby language (w języku polskim określanym jako bobomigi), spektakl nie może być przecież linearną opowieścią, ale aktorki za pomocą wizualno-przestrzennego języka migowego (konsultacje z baby2sign language: Sonia Borysiak) są w stanie przekazać maluchom wiele! Za pomocą gestów dłoni aktorek mali widzowie zostaną zaproszeni do multisensorycznej zabawy, pełnej nieodgadnionych rekwizytów oraz dźwięków (realizacja techniczna: Mateusz Kantorski), migających delikatnie lampek (reżyseria świateł: Piotr Nykowski), kręcących się szarf i migoczących gwiazdeczek. O dziwo, jeden gest przekaże dzieciom informację, że podany im steel pan (misa do grania) wydaje zjawiskowe dźwięki, jeśli uderzą weń małymi dłońmi, by za moment mogły wpaść na pomysł uderzania w nią nóżkami. Same wejdą także na mięciutki i połyskujący „statek kosmiczny”, by na nim po prawie czterdziestu minutach (!) „odlecieć”, wspólnie z aktorkami („luna luli”). Fantazja swych pociech zaczyna coraz bardziej fascynować rodziców, do których dociera (jeśli wcześniej tego nie zauważyli), że przecież ze swoim jeszcze niemówiącym maluszkiem można świetnie porozumieć się gestami! Przecież nasz szkrab, zanim jeszcze zdąży wykształcić swój aparat mowy w stopniu umożliwiającym swobodne komunikowanie, zdobywa ogromną sprawność dłoni! I to właśnie one są narzędziem, dzięki któremu może ono porozumiewać się z własnym otoczeniem. Dlaczego z tej sprawności nie skorzystać? Miganie wykorzystuje obie półkule rozwijającego się mózgu dziecka, które odpowiadają nie tylko za mowę, ale także orientację przestrzenną i bodźce wzrokowe oraz koordynację oka z ręką. Każde z uważnych rodziców wie, iż dzieci samoistnie korzystają ze znaków, aby coś nam oznajmić. Przykładem może być machanie dłonią na pożegnanie, wyciąganie rączek do tego, czego dziecko chce dotknąć, czy kiwanie głową oznaczające „tak” lub „nie”.

Zatem, czy za przykładem twórców Mojej pierwszej odysei kosmicznej nie warto rozbudować rodzinnej komunikacji z niemowlakiem o kolejne znaki? Zastanowić się może, jak na to zareagują rączki naszych niemówiących jeszcze pociech i już rezerwować bilety na ich pierwszą teatralną przygodę w toruńskim WOAK-u we wrześniu.

fot. Karolina Fojutowska

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , ,