„Nowy Jork. Prohibicja” w reżyserii Łukasza Czuja w Teatrze Roma w Warszawie – pisze Wiesław Kowalski
To, że Łukasz Czuj potrafi reżyserować spektakle muzyczne, do tego złożone z samych piosenek, wiemy od dawna. To zadanie może się wydawać z pozoru nie najtrudniejsze, ale ilość nieudanych realizacji tego typu raczej temu przeczy. Tym razem w gościnnych progach Teatru Roma dyrektor gliwickiego Teatru Miejskiego przygotował rozśpiewane i roztańczone widowisko, które ma szansę stać się teatralnym przebojem Warszawy. A wszystko dzięki wspaniale skompletowanej obsadzie, czyli Katarzynie Zielińskiej, Kacprowi Kuszewskiemu, Ewie Konstancji Bułhak i Marcinowi Przybylskiemu, którzy znakomicie odnaleźli się w konwencji spektaklu zarówno od strony wokalno-aktorskiej, jak i choreograficznej. Ich zaangażowanie, entuzjazm, temperament, nienaganny warsztat aktorski mogą zachwycać, co też zauważa publiczność i niemal po każdej piosence nagradza artystów oklaskami i okrzykami euforii.
„Nowy Jork. Prohibicja” to przedstawienie porywające aktorską grą, tańcem i śpiewem wszystkich wykonawców. To bez wątpienia rozrywka na najwyższym poziomie, choć nie pozbawiona pazura brzmiącego aktualnością w wydźwięku niektórych utworów. Jest sporo takich aluzji odnoszących się do cywilizacyjnych nieprawości, demokratycznych i wolnościowych haseł, ale i do zagrożeń rodzących się totalitaryzmów. Jest śmiesznie (czasami do łez), nie zawsze grzecznie, z kabaretowo-brechtowskim zacięciem, jest też groźnie, gorzko, mrocznie, groteskowo, szaleńczo i ironicznie. Ale też pojawiają się momenty liryczne. Łukasz Czuj zadbał w swoim scenariuszu o falowanie nastrojów, o akcyjną wartkość i trzymanie widza w ciągłym napięciu – historia toczy się potoczyście, bo każda piosenka jest zapętlona z kolejną, stąd wrażenie jak byśmy obcowali z materią, która ma swoją ściśle określoną dramaturgię i precyzyjnie budowaną strukturę.
Podobnie jak w „Berlin czwarta rano” bohaterem opowieści jest miasto, tym razem Nowy Jork lat dwudziestych XX wieku – wielka metropolia, gdzie konserwatyści walczyli z liberałami, i ludzie, którzy w niej zamieszkują lub przybywają z innych stanów Ameryki po sławę, pieniądze i lepsze życie. To z nimi – sufrażystkami, imigrantami, gangsterami, policjantami… – wyruszamy w podróż po ulicach, nocnych barach wypełnionych oparami dymu i jazzem, najciemniejszych mafijnych zakamarkach, to oni są bohaterami narracyjnych wątków budowanych śpiewem, tańcem i wielością scenicznych działań, zawsze podporządkowanych tematowi, treści i nastrojowi eksponowanej scenki czy etiudy. Historie postaci i kwitnącego nielegalnie handlu alkoholem portretują wizerunki kobiet i mężczyzn o wielu tajemniczych twarzach, ich biografie, kolejne wcielenia bywają fascynujące, niekiedy tragiczne, ale są też zatrważające. Niektórym współczujemy w nieszczęściu, z innych się śmiejemy, jeszcze innych raczej nie chcielibyśmy spotkać na swojej drodze.
Piosenek słucha się z ogromną przyjemnością również dzięki świetnym tekstom i przekładom Michała Chludzińskiego. Autor tekstów (dwadzieścia z nich z oryginałami nie ma nic wspólnego) potrafi zaskakująco poruszać się w sferze zabawnych asocjacji i intrygujących refleksji i point. Podobnie jest z kompozycjami, których połowa jest dziełem Marcina Partyki. Paulina Andrzejewska dopełniła wyraz ruchem scenicznym i pulsującym tańcem, który wypływa organicznie z aktorów i rzadko robi wrażenie wymagającego perfekcji tanecznego układu. Wszystko jest tutaj podyktowane ciałem aktora, jego temperamentem i charakterem prezentowanej postaci.
Tak perfekcyjnie zakomponowane i skonstruowane przedstawienie można bez mrugnięcia okiem polecić każdemu. Bo „Nowy Jork. Prohibicja” to naprawdę wydarzenie dużej teatralnej rangi.
Zdjęcie pochodzi ze strony Teatru Roma
Wiesław Kowalski – aktor, pedagog, krytyk teatralny. Współpracuje m.in. z miesięcznikiem „Teatr”, z „Twoją Muzą” i „Presto”. Mieszka w Warszawie.