O spektaklu „Bajka o deszczowej kropelce i tęczy” Marty Guśniowskiej w reżyserii Jacka Malinowskiego w Teatrze Guliwer w Warszawie pisze Anna Czajkowska.
Marta Guśniowska, ceniona i popularna autorka sztuk dla dzieci oraz młodzieży, trudnych tematów nigdy nie unika, nawet jeśli opowiada o nich najmłodszym. Oprócz własnych pomysłów, pani filozof (z wykształcenia) bez wahania sięga po niegasnące źródło inspiracji, które odnajduje w starych tekstach i pisze nowe bajki, często na zamówienie. Tak powstają dość przewrotne scenariusze, proste, choć podejmujące niełatwą problematykę. Guśniowska pamięta, że dzięki bajkom dziecko próbuje przyswoić sobie informacje o świecie rzeczywistym i w ten sposób odnaleźć w nim swoje miejsce. Mały człowiek potrzebuje fikcji oraz magii, aby swobodnie określać swoje potrzeby, poznawać, potem doceniać ogólnoludzkie wartości i warto go w tym wspierać. Dlatego ponad jedenaście lat temu, kiedy ówczesny kierownik artystyczny warszawskiego Teatru Guliwer Piotr Tomaszuk zaproponował Marcie Guśniowskiej napisanie tekstu na podstawie starej, rosyjskiej opowieści, zgodziła się od razu. Dzięki temu w 2011 roku, w repertuarze Guliwera pojawił się spektakl „Bajka o deszczowej kropelce i tęczy”, kolejne baśniowo-magiczne przedstawienie dla maluchów, starszych i najstarszych, pełne dynamiki, smaku i humoru, pobudzające młodą wyobraźnię i dostarczające wszystkim różnorodnych wrażeń. Twórcy tego przedstawienia starali się (i nadal to robią) przy użyciu prostego języka teatralnego dotknąć poważniejszych tematów – dojrzewania do odpowiedzialności, współczucia, poświęcenia dla innych oraz zwyczajnej dobroci, niełatwej w każdych czasach.
Pewnego dnia mała Deszczowa Kropelka postanawia zmienić swoje życie i stać się kimś wyjątkowym. Ma dość – nie chce być wciąż myloną z „kropelkowymi” braćmi i siostrami, pragnie się czymś wyróżniać. Pełna dziecięcej ufności wyrusza w świat, by przeżywając niezwykłe przygody nacieszyć się jego pięknem i poznać nowych przyjaciół. Marzy o tym, że spotka kogoś takiego jak ona – idealnego partnera do wirowania w rytm muzyki. W drodze napotyka różne zwierzęta – ptaszki, ropuchy, myszki, muchę i toczy z nimi swobodne rozmowy. Dni upływają Kropelce na beztroskiej zabawie, tańcu i śpiewie. Nie wie jeszcze, że czyha na nią ogromne niebezpieczeństwo, a to za przyczyną piekielnego żywiołu Ognia. Nadchodzi ranek inny niż wszystkie. Kropelka budzi się i dostrzega, że jej uroczy, zielony świat powoli umiera, ponieważ zagraża mu wielka susza. Mała bohaterka zaczyna rozumieć czym jest współczucie i empatia – może i wręcz powinna pomóc tym, których poznała. Kropelka dojrzewa, z infantylnej, rozbawionej panienki staje się poważną i odważną Kroplą. Prosi o pomoc Wiatr i wraz z nim próbuje ratować usychający świat. Pomału rozdaje siebie, poświęca się – tylko ona może to zrobić, ma przecież w sobie wodę, niezbędną do życia. Bez obaw, zakończenie nie jest tak smutne, jak dorosłym może się zdawać. Kropelka zatańczy, wprawdzie inaczej, niż myślała, ale będzie to najpiękniejszy moment życia.
„Trzeba uczyć dzieci empatii od najmłodszych lat. Rysując taką fabułę baśni chcieliśmy pokazać, że życie tylko dla siebie jest bezwartościowe oraz udowodnić, że w życiu każdego nawet najbardziej beztroskiego człowieka przychodzi moment, w którym odczuwa potrzebę zrobienia czegoś dobrego dla innych” – mówi Guśniowska. A reżyser Jacek Malinowski dorzuca: „Nasza mała hedonistka uczy się empatii. To słowo warto akcentować w rozpędzonym współczesnym świecie, egocentrycznym i nastawionym na kult indywidualności”.
Aktorzy z niezwykłą wprawą grają role nieco gburowatych, czasem łotrzykowskich albo dobrotliwych postaci zwierząt i żywiołów. Ich nienaganna dykcja, umiejętnie modulowane i donośne głosy wzbogacają błyskotliwe dialogi, pełne żartu oraz ironii i jak zwykle budzą mój podziw. Izabella Kurażyńska jako tytułowa Kropelka jest urocza. Aktorka z niesłabnącą energią wciela się w postać małej, odważnej „wodnej dziewczynki”, która dzięki gorącemu sercu, gotowości do poświęcenia i wierze we własne siły zdoła pokonać słabości i uratuje przyjaciół. Na scenie bawi, a może momentami straszy niczym diabeł z piekła rodem doskonały Georgi Angiełow w roli Ognia (strachy i potwory od wieków są nieodłącznym elementem baśni i nic w tym zdrożnego) oraz groteskowej Muchy. Wzrusza Damian Kamiński, który wcielając się w przesympatycznego Myszka, ukazując blaski i cienie rodzicielstwa. Obok śmieszy Tomasz Kowol, zadziornie podkreślając zabawne cechy Ropucha. Przedstawienie płynnie łączy różne techniki teatralne – grane jest w planie aktorskim i lalkowym – i tu na szczególne wyróżnienie zasługują Ptaszki Łukasza Jarzyńskiego. Dwie pacynkami w rękach aktora-animatora ożywają, nabierają niebagatelnego, zadzierzystego charakteru i zaczepnej czupurności. Akcja nabiera tempa, każdy z motywów zaskakuje świeżością, dynamika faluje, a o znużeniu nie ma mowy. W spektaklu pojawiają się czasem odniesienia do współczesności, ale nie burzy to baśniowej konwencji. Reżyser dba o to, aby bez udziwnień, za to z ciepłym humorem i lekkością przemówić do dzisiejszego, wychowywanego wśród multimediów widza i zarazić go miłością do teatru. Artyści z Wilna, z którymi Malinowski współpracował już z wcześniej, zadbali o klimat opowiadania przesyconego fantazją i cudownością. Prosta, ale pomysłowa scenografia autorstwa Giedrė Brazytė oraz elektryzująca muzyka Antanasa Jasenki wprowadzają rytm i dynamikę do całej inscenizacji. Dodatkowego, szczególnego smaczku, który na pewno docenią młodzi i starsi widzowie, przydają komputerowe animacje Džiugasa Katinasa. To wszystko nadaje spektaklowi oryginalną formę, wciąż zgodną z baśniowym, tradycyjnym kolorytem.
Uniwersalny przekaz niebagatelnego tekstu oraz zespół aktorski, który potrafi tchnąć w dialogi i piosenki ducha, wyczarowuje na scenie barwny, niezwykle sugestywny świat. Dajmy się ponieść magicznym chwilom, by dłużej zagościć w kraju baśniowej ułudy i cudowności.
foto. Piotr Litwic