Recenzje

Książęta kontemplujący

O spektaklu „Mały Książę” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego w reż. Evy Rysovej w Teatrze Ludowym w Krakowie pisze Piotr Gaszczyński.

Mały Książę zrealizowany w Teatralnym Instytucie Młodych Teatru Ludowego zabiera widzów w senną, spokojną podróż, podczas której tytułowy bohater dojrzewa emocjonalnie, nabiera życiowego doświadczenia, doznaje swego rodzaju spełnienia. Wszystko to zamknięte jest w małej scenicznej formie, rozpisanej na sześć osób występujących na scenie.

Książkę Antoine’a de Saint-Exupéry’ego zna prawie każdy. Powiastka filozoficzna napisana w trakcie II wojny światowej do dziś stanowi inspirację dla twórców. Ponadczasowość poruszanych w niej tematów pozwala na ciągłe reinterpretowanie zawartego w tym niezwykłym utworze przesłania. Jeśli bierze się na warsztat taki tekst, to drogi postępowania są tylko dwie: albo dekomponujemy go, burzymy i budujemy własną teatralną instalację, będącą wynikiem zmagań z ciężarem dzieła, albo idziemy w klasykę gatunku. Eva Rysová, reżyserka spektaklu, wybrała tę drugą opcję. Czy to źle? Nie. Czy przez to jest zbyt „szkolnie”? Tak. Czy dzieciakom, które potencjalnie będą zaciągane do teatru przez dziarskie polonistki spodoba się przedstawienie? Raczej nie. Czy to wina twórców? Też nie. Dlaczego tak jest? Już tłumaczę.

Scenografia i kostiumy, za które odpowiada Justyna Elminowska można określić mianem surowych, bardzo oszczędnych w wyrazie. Piasek, kilka głazów i stonowane kostiumy bohaterów, dzięki którym wtapiają się oni w krajobraz, mają za zadanie zwrócić uwagę widza na słowo – to ono gra tu pierwsze skrzypce. Akcja spektaklu toczy się bardzo wolno, zatopiona jest w onirycznej kontemplacji kolejnych wątków i motywów Małego Księcia. Aktorzy świetnie wpisują się w tę konwencję, potrafią swoją grą wydobyć z tekstu francuskiego pisarza to, co najistotniejsze. Z drugiej zaś strony przyjęcie takiej strategii realizacyjnej przedstawienia, zwłaszcza dla młodszego widza często będącego po raz pierwszy czy drugi w teatrze w ogóle, jest zwyczajnie nudne. Może zabrzmi to idealistycznie, ale wg mnie teatr kierowany do dzieci lub młodzieży powinien mieć pazur, zaskakiwać, pokazywać, że trudny tekst omawiany na lekcjach tak naprawdę może być skarbnicą niesamowitych interpretacji, źródłem najróżniejszych emocji. Teatr dla młodego widza musi czymś go „zarazić”, spowodować, by chciał wracać nie tylko w ramach szkolnej wycieczki. Mały Książę w Ludowym nie jest złym spektaklem. Jest po prostu ciekawym przedstawieniem dla dorosłego, wyrobionego teatralnie widza. Taki odbiorca doceni rozsmakowanie w słowie, kontemplująco-filozoficzne tempo akcji, oszczędność w gestach i rekwizytach.

Co zaciekawi dzieciaki? Kogo lub co zapamiętają po spektaklu? Na pewno głównego bohatera granego przez trzy aktorki w różnym wieku (Maria Chojnacka, Małgorzata Kochan, Iwona Sitkowska), odpowiadającym kolejnym etapom dojrzewania Księcia, a także magnetycznego w swojej grze Lisa/Węża (Piotr Pilitowski). Najbardziej szkoda niewykorzystanego potencjału Róży (Roksana Lewak), która była pomyślana zdecydowanie zbyt drugoplanowo, epizodycznie (choć była w tych epizodach świetna). Pilot (Ryszard Starosta) dźwigał cały spektakl na swoich barkach i ze swojej roli wywiązał się poprawnie.

No właśnie – poprawnie. To słowo klucz. Przedstawienie z Teatru Ludowego jest bezpieczne: dobrze zagrane, akcja zgodna z fabułą, nikt nie napisze skargi do kuratorium o deprawację młodzieży, ogólnie jest miło, można się rozejść. Tylko czy o to chodzi w teatrze?

fot. Jeremi Astaszow

Komentarze
Udostepnij
Tags: , , , , , , , , ,